[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Namyślał się przez chwilę.  Nie potrzeba ci bogatych rodziców, żeby być atrak-
cyjną, moja śliczna  zwrócił się do Oniko  ale nie zaprzeczę, jest to olbrzymi
plus. Jestem oczarowany, że cię poznałem. Idziemy w dół, na plażę. Może pój-
dziemy razem?
 Nie ma mowy!  warknął Harold.  Nie potrzebujemy . . . au!  Nie
zwalniając uchwytu, starszy mężczyzna uderzył go w twarz wierzchem dłoni.
 Liczy się tylko to, czego my potrzebujemy  oświadczył tonem ucinają-
cym wszelkie dyskusje i wydawało się, że to załatwia sprawę. Heimat rozejrzał
się, próbując ustalić punkty orientacyjne.  W tamtym kierunku, nie sądzisz, Cy-
ril?  spytał.  Pamiętam, że tam jest droga prowadząca na plantację drzew
chlebowych. Chodzmy, a kiedy będziemy sobie tak szli, moja śliczna Oniko opo-
wie nam coś o swoich majętnych rodzicach?
Apsik ocenił siłę starszego mężczyzny i uznał, że wyrwanie się i zwianie nie
jest niemożliwe.
Rozważał tę możliwość uważnie, podczas gdy Oniko niechętnie odpowiadała
na wścibskie pytania starego generała. Doszedł do wniosku, że to nie ma sensu.
Choć Basingstoke był stary, wydawał się szybki i Apsik sądził, że jego reakcja na
próbę ucieczki może być raczej nieprzyjemna.
A poza tym, zakładając, że wyrwie się prześladowcy, jak miałby uwolnić Oni-
ko?
Choć cała grupa podążała drogą w ciemności dość wolno, dziewczynka z tru-
dem nadążała. W jej przypadku bieganie było zwyczajnie niemożliwe. Nie było
190
też szczególnie prawdopodobne, że udałoby się to Haroldowi, gdyż chłopiec wy-
dawał się całkiem zdruzgotany po ciosie w twarz. Szedł pochylony, nie unosząc
twarzy, ale ze sposobu, w jaki poruszały się jego ramiona Apsik wywnioskował,
że Harold płacze.
Kiedy skręcili z okrężnej drogi na szlak prowadzący w dół, Apsik zobaczył lu-
au na plaży. Uczniowie wbili zaimprowizowane pochodnie w piasek i choć znaj-
dowali się prawie o kilometr od nich, Harold słyszał, jak śpiewają. Strasznie im
zazdrościł. %7łałował, że nie przestają śpiewać, bo wtedy on lub ktoś inny z ich gru-
py mógłby zacząć wzywać pomocy i może zostałby usłyszany, ale realistycznie
rzecz oceniając nie wydawało mu się, by którekolwiek z nich spróbowało.
Za nimi centralna góra wyspy zasłaniała światło gwiazd, ale konstelacje po-
nad ich głowami świeciły jasno. Nie ułatwiło to marszu. Nieoczekiwanie Oniko
potknęła się na ścieżce, zaplątała w swoim chodziku i prawie upadła jak długa.
Ocaliła ją dłoń Basingstoke a, która wystrzeliła jak atakujący wąż. Postawił ją na
nogi, a generał Heimat odwrócił się, by popatrzeć.
 Ach, nasza ślicznotka ma kłopoty  rzekł ze współczuciem.  Wiesz co,
Cyrilu, gdybyś zatroszczył się o Harolda, mógłbym ją ponieść.
Basingstoke nie udzielił bezpośredniej odpowiedzi. Szybkim ruchem podniósł
Oniko i przełożył ją sobie przez ramię, ani na sekundę nie puszczając Apsika.
 Ty wezmiesz jej kule, chłopcze  zarządził.
Generał odwrócił się, a Apsik zasyczał, gdy opadło go złe przeczucie. Coś
na ludzki sposób obrzydliwego unosiło się wokół nich w ciepłym tropikalnym
powietrzu. Bez wątpienia Oniko też to zauważyła, gdyż powiedziała, podejmując
nieśmiałą próbę rozpoczęcia neutralnej rozmowy.
 Popatrzcie na ocean! Widać światła Papeete!
Rzeczywiście tak było: po drugiej stronie cieśniny świecił na złoto rozcią-
gnięty pas świateł stolicy, Papeete. To, co miało się wydarzyć pomiędzy dwoma
mężczyznami, zostało przynajmniej odsunięte w czasie.
 U nich zasilanie działa  rzekł Basingstoke z namysłem, a Heimat dołą-
czył się do rozmowy.  Moglibyśmy tam pojechać!
 Tak, moglibyśmy, gdybyśmy mieli samolot albo łódz. Tylko co byśmy tam
robili?
 Cyrilu, tam jest lotnisko. Samoloty latają do Auckland, Honolulu, Los An-
geles. . .
 Na pewno, chłopie  odparł Basingstoke  dla ludzi, którzy mają pienią-
dze, żeby zapłacić za bilet. Masz przy sobie kartę kredytową?
 Ależ, Cyrilu  odrzekł Heimat karcącym tonem  ty chyba nie słuchałeś.
Te dzieci mają kredyty. A zwłaszcza  uśmiechnął się  nasza malutka Oniko
jest bardzo bogata. Jestem pewien, że zrobi coś dobrego dla staruszka, jak nie to,
to co innego.
191
Basingstoke stał przez chwilę w milczeniu. Apsik czuł napięcie w uścisku star-
szego mężczyzny i zastanawiał się, jakie to ziemskie niuanse właśnie mu umykają.
Wreszcie mężczyzna przemówił.
 Beaupre, to co robisz dla własnej przyjemności, to nie mój interes. Jeśli
jednak może to przeszkodzić mi w wydostaniu się z tej wyspy, staje się moim
osobistym problemem. W takiej sytuacji cię zabiję.  Zamilkł, pozwalając, by te
słowa przebrzmiały. Po czym rzekł:  Dalej, zobaczmy, czy jest tam jakaś łódka.
Były tam łódki. Był tam przynajmniej tuzin łodzi wyciągniętych na plażę,
gdzie szkoła trzymała swoją małą flotę. Leżały tam cztery kajaki i sześć desek
surfingowych, ale tylko jedna żaglówka, a żaden z nich nie potrafił się nią posłu-
giwać.
 Nie możecie tego zrobić  rzekł Harold, gdy wróciła mu odwaga.  Po
prostu nas puśćcie! Nikomu nie powiemy. . .
Heimat spojrzał na niego w milczeniu. Następnie zwrócił się do Cyrila Ba-
singstoke a.  Muszą mieć coś większego, z czego moglibyśmy skorzystać 
rzekł. Każde z dzieci próbowało przybrać możliwie obojętny i nieświadomy wy-
raz twarzy, gdyż oczywiście szkoła miała coś takiego.
 Tam jest pirs  rzekł miękko Basingstoke wskazując na jakiś punkt
w przestrzeni i cała trójka westchnęła z rezygnacją. Kiedy powlekli się po pełnym
muszelek piasku w kierunku szkolnego doku, Apsik miał irracjonalną nadzieję, że
całą flotyllę zabrano do remontu, albo odpłynęła na morze, albo zatonęła. A kiedy
dotarli do doku i Heimat wydał okrzyk wściekłości, jego nadzieja znów rozkwitła.
 Nie ma zasilania!  warknął.  %7ładna nie działa!
Basignstoke jednak uniósł podbródek, jakby węszył coś pod wiatr. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •