[ Pobierz całość w formacie PDF ]

składa się ona z jedenastu segmentów. Jest nieco mniejsza i skromniejsza, jako że należała
prawdopodobnie do księżnej, św. Kingi. Istnieje również dokładny opis trzeciej korony
książęcej, a raczej książęcego diademu, który łączy się z osobą księcia Konrada I
Mazowieckiego. Stała się ona ozdobą relikwiarza św. Zygmunta, ufundowanego w 1370 roku
przez Kazimierza Wielkiego. Wykonano ją z pozłacanego srebra i wypełniono ażurową
dekoracją pełną przeróżnych postaci, zaś zdobią ją perły, szafiry, rubiny i almandyny o szlifie
kaboszonowym. Dyskutuje się o tym, kto i gdzie wykonał te korony. Jedni uważają, że gdzieś
na Rusi, inni, że są one pochodzenia longobardzko-bizantyjskiego, jeszcze inni łączą je ze
złotniczym ośrodkiem nad Mozą. Są tacy, którzy w ogóle uważają, że te korony należały do
cesarza niemieckiego Henryka VII, choć w Żywocie św. Kingi zapisano, że księżna
przekazała dwie korony dla ozdoby krzyża. Warto też dodać, że z czasem wśród książąt
upowszechniło się noszenie mitry w formie czterodzielnej czapki z czerwonego aksamitu,
obszytej futrem gronostajowym, ozdobionej złotem i klejnotami. Niekiedy futrzane obszycie
zastępowano złotą lub srebrną obręczą, wysadzaną perłami i drogimi kamieniami. Takie mitry
widzimy na nagrobkach książęcych i miniaturach w tak zwanym Kodeksie Lubińskim...
Zosia znowu mi przerwała wykład o koronach:
– Niech wujek spojrzy przed siebie! – aż chwyciła mnie za rękę. – Molem od brzegu
nadchodzi bardzo elegancka i niezwykle piękna kobieta!
– Rzeczywiście, bardzo ładna – przytaknął Jacek.
Spojrzałem we wskazanym kierunku i aż zamarłem ze zdumienia. Oto wolnym
spacerowym krokiem nadchodziła barmanka Anita. Była ubrana w biały kostium – o ile znam
się na strojach – miała białe buty na niewysokich obcasach, a na głowie biały kapelusz z
szerokim rondem, który częściowo zakrywał jej twarz. W prawej ręce niosła złożoną białą
parasolkę przeciwsłoneczną. Jej śniada cera, wielkie oczy i smolistoczarne włosy
wymykające się spod kapelusza pięknie kontrastowały z bielą. Promienie słoneczne raz po raz
błyskały na jej klipsach, ogromnych złotych kołach.
Anita kroczyła wolno w naszym kierunku, ale zdawała się na nikogo nie patrzeć. Wzrok
miała utkwiony gdzieś w przestrzeni morza. A jednak ten i ów, siedzący na ławce, kłaniał się
jej, a ona odpowiadała lekkim skinieniem głowy, jak dumna i nieprzystępna dama. Ruchy jej
były pełne godności i gracji, idąc lekko kołysała biodrami na podobieństwo modelek, które
można oglądać w telewizji podczas pokazów mody.
Nie mogłem ochłonąć ze zdumienia, że zwykła barmanka z hotelu prezentowała się jak
wielka dama. Dlatego, gdy nas mijała, nie ukłoniłem się. Zresztą, czy to nie ona ponosiła
winę za mój wczorajszy wypadek na plaży?
Zosia była zachwycona Anitą:
– Wujek nie zna się na kobietach, ale przecież chyba zauważył prawdziwy szyk i
elegancję tej pani. Wujek powinien zwrócić uwagę na jej dyskretny makijaż. Miała usta lekko
pociągnięte perłową szminką, a oczy ledwie podkreślone cieniami do powiek. Jest sto razy
ładniejsza od pani Joanny. I ładniej się ubiera. Taką właśnie kobietę powinien wujek poznać i
nawet ożenić się z nią. Można się z nią pokazywać nawet w najbardziej ekskluzywnych
lokalach.
– Nie bywam w lokalach – burknąłem.
– Dla takiej damy można stracić głowę – przytaknął Jacek, choć nie przypuszczam, aby w
jego wieku miało się jakąś wiedzę o damach.
– O tak, tak, można stracić głowę – mruknąłem.
Ani ja, ani Joanna nie wtajemniczyliśmy Zosi i Jacka w to, kto mnie skierował na plażę,
gdzie oberwałem gazem, po którym oczy bolały mnie aż do tej chwili.
Piękna Anita wydawała mi się kobietą podstępną i niegodną mojej uwagi. Oszukała mnie,
wyprowadziła w pole jak jakiegoś smarkacza, a nie detektywa z Ministerstwa Kultury i
Sztuki. Ze wzgardą odwróciłem głowę i zamiast śledzić ją wzrokiem, wolałem patrzeć na
monumentalną fasadę „Grand Hotelu”. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •