[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Arkwright. Oddychaj powoli, głęboko. Równomiernie rozłóż ciężar ciała. Zaczekaj, aż wróg
podejdzie blisko i wykona pierwszy ruch. Bądz gotów do kontruderzenia...
Menady, spiÄ™te do skoku, wprowadzaÅ‚y siÄ™ w mor¬derczy szaÅ‚, zasypujÄ…c nas gradem
greckich słów. Nie rozumiaÅ‚em wszystkich, ale dotarÅ‚o do mnie ich ogól¬ne znaczenie.
Zapewniały, co ze mną uczynią:
- Wyrwiemy ci serce! Wypijemy krew! Pożremy cia¬Å‚o! Zmiażdżymy koÅ›ci!
Pierwsza z menad popędziła wprost ku mnie, niczym nożem wymachując zabójczym
morderczym drewnia¬nym szpikulcem. Jej twarz wykrzywiaÅ‚o coÅ› strasz¬niejszego niż
gniew. Skoczyła naprzód. Cofnąłem się o krok i powaliłem ją potężnym ciosem w skroń.
Dru¬ga ruszyÅ‚a nieco ostrożniej. MiaÅ‚a co prawa szalone oczy, lecz w twarzy chytrość. Ta
czekaÅ‚a, aż wykonam pierwszy ruch. WyciÄ…gnęła ku mnie nieuzbrojone dÅ‚o¬nie. Gdybym daÅ‚
siÄ™ ucapić, natychmiast zaczęłaby rozszarpywać mnie na kawaÅ‚ki. PozostaÅ‚e pospieszy¬Å‚yby z
pomocą. Wtedy nastąpiłby mój koniec.
Rozchyliła napuchnięte wargi, odsłaniając ostre kły. Moją twarz zadała chmura mdlącego
smrodu - znacz¬nie gorszego niż oddech wiedzmy, posÅ‚ugujÄ…cej siÄ™ magiÄ… krwi bÄ…dz koÅ›ci.
Menady żywiły się nie tylko świeżym mięsem, ale też i padliną; między jej zębami tkwiły
skrawki gnijącego mięsa.
Nagle gdzieś w górze usłyszałem głośny stukot, nie- mający nic wspólnego z menadami.
Niemal natychmiast odpowiedział mu kolejny, jeszcze głośniejszy i bliższy. Dzwięki zaczęły
narastać w ogłuszającym crescendo. Po paru sekundach otaczały nas ze wszystkich stron. W
skale trwała kakofonia rytmicznego stukotu. Stuk potężniał i potężniał, niczym
zwielokrotnione grzmo¬ty. Menada straciÅ‚a cierpliwość, puÅ›ciÅ‚a siÄ™ biegiem ku mnie.
Posłużyłem się laską niczym włócznią, raniąc ją w ramię. Wrzasnęła, odskoczyła. Wtedy, być
może poru¬szone ogÅ‚uszajÄ…cym haÅ‚asem, wokół nas zaczęły sypać siÄ™ kamienie, a znad
głowy dobiegł złowieszczy łoskot.
Coś uderzyło mnie potężnie w ciemię, upadłem do tyłu, na wpół ogłuszony. Dzwignąłem się
na kolana, dostrzegłem w przelocie przerażoną twarz Alice - a po- tem tunel zawalił się z
ogÅ‚uszajÄ…cym hukiem i zgrzy¬tem. OgarnÄ…Å‚ mnie mrok.
***
Kiedy otworzyłem oczy, ujrzałem pochyloną nade mną Alice. Zwieca niemal się już wypaliła,
pozostał zaledwie ogarek. W ustach czułem gorzki smak. Pod językiem miałem kawałek
liÅ›cia - któreÅ› lecznicze zio¬Å‚o ze skórzanej sakiewki mojej towarzyszki.
- ZaczynaÅ‚am już naprawdÄ™ siÄ™ martwić - zauwa¬Å¼yÅ‚a. - CaÅ‚e wieki byÅ‚eÅ› nieprzytomny.
Pomogła mi wstać. Bolała mnie głowa, na czubku wyczułem guz wielkości jajka.
RozejrzaÅ‚em siÄ™ dooko¬Å‚a i nie dostrzegÅ‚em ani Å›ladu napastniczek.
- Menady leżą pogrzebane pod stosem kamieni, Tom. Na razie jesteśmy bezpieczni.
- Miejmy nadziejÄ™, Alice: sÄ… bardzo silne i jeÅ›li któ¬raÅ› przeżyÅ‚a, z pewnoÅ›ciÄ… siÄ™
wykopie, byle tylko nas dopaść.
Alice przytaknęła. Zerknęła na rumowisko.
- Zastanawiam się, co to były za dzwięki...
- WolÄ™ o tym nie myÅ›leć. Ale cokolwiek je spowodo¬waÅ‚o, zapewne zawaliÅ‚o tunel.
_ Musimy szybko znalezć drogę do wyjścia, Tom. Tej świecy nie starczy na długo.
OczywiÅ›cie, pod warunkiem, że istniaÅ‚a jakaÅ› dro¬ga. JeÅ›li nie, koniec z nami. Nigdy nie
zdoÅ‚amy prze¬kopać siÄ™ z powrotem. Sporo gÅ‚azów byÅ‚o zbyt dużych, byÅ›my, nawet razem,
zdołali je podnieść.
Możliwie najszybszym krokiem maszerowaliśmy naprzód w głąb tunelu, świeca zaczynała
już migotać. Wkrótce otoczy nas ciemność; może już nigdy nie uj¬rzymy Å›wiatÅ‚a dnia.
I wtedy zrozumiałem, że ogarek nie migocze jedynie dlatego, że zaczął się kulić. Gdzieś z
przodu napÅ‚ywa¬Å‚o Å›wieże powietrze. Ale jak wielka okaże siÄ™ szczelina w skale? Czy
zdoÅ‚amy siÄ™ przez niÄ… wydostać? Wspi¬naliÅ›my siÄ™ dalej, wiatr stopniowo stawaÅ‚ siÄ™ coraz
silniejszy. PoczuÅ‚em w duchu nadziejÄ™. I rzeczywi¬Å›cie - po paru chwilach ujrzaÅ‚em przed [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •