[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Czyżbyś chciał powiedzieć, że chłopak prosił już gospodarza o rękę Sioned? - zdumiał się
Cadfael, nie tając podziwu dla czynu tak śmiałego.
 Owszem, i zapewne domyślasz się, jaką otrzymał odpowiedz. %7łyczliwą i bez cienia
złośliwości, ale i bez żadnej nadziei. Engelard jednak trwa przy swoim i ciągle stara się
dowieść swych racji. Gdy tylko nadarzy się okazja, wraca do sprawy, by przypomnieć
Rhisiartowi, że nie porzucił myśli o Sioned i nigdy ich nie zaniecha. Powiem ci coś: tamci
dwoje są z jednej gliny ulepieni. Oboje w gorącej wodzie kąpani, oboje wytrwali i uparci,
a przy tym tak uczciwi i otwarci, że podobnej pary ze świecą szukać! Darzą się nawzajem
ogromnym szacunkiem i zda się, że nie dotyka ich żadna złośliwość, że nic nie jest w
stanie ich rozdzielić. Zawsze jednak, gdy Engelard wraca do tej sprawy, Rhisiart
wybucha, aż skry lecą! Pewnego razu zdarzyło mu się nawet uderzyć chłopca, gdy ten
nalegał zbyt natarczywie, i mało brakowało, a młodzian odpowiedziałby tym samym.
Któż wie, co by się wtedy stało? Nie słyszałem nigdy, by zdarzyła się taka historia z
banitą, lecz jeśli niewolnik podniesie rękę na wolnego człowieka, ta ręka zostaje mu
odcięta. Szczęśliwie jednak Engelard powstrzymał się w porę, acz nie sądzę, że
powodował nim strach  raczej świadomość, że nie miał racji. Zaś niespełna pół godziny
pózniej Rhisiart nie tylko sam poszedł do młodzieńca, ale wręcz błagał go o
przebaczenie! Rzekł, że postępek jego był grubiański, nierozważny, iż zachował się jak
łajdak niegodny miana Walijczyka, że nigdy nie powinien był go uderzyć. Ci dwaj wciąż
zmagają się ze sobą i nie mogą dojść do pojednania, lecz niech tylko ktoś w obecności
Engelarda powie choćby słowo przeciw Rhisiartowi, wnet ciężka pięść młodzieńca
wtłoczy mu tę obelgę z powrotem do gardła. Kiedy zaś ktoś ze służby chce w oczach
gospodarza poniżyć Saksończyka mniemając, iż zdoła tym sposobem przypochlebić się
swemu pana, zaraz usłyszy od niego, że choć banita, Engelard jest człekiem uczciwym i
pracowitym, wartym dlań więcej, nizli dziesięciu takich oszczerców. I tak mijają dni i
tygodnie. Wyznam ci, że nie wróżę temu wszystkiemu pomyślnego końca!
- A dziewczyna? - chciał wiedzieć Cadfael. - Cóż ona powiada w tej sprawie?
- Niewiele i w oględnych słowach. Może to być, że z początku starała się dowieść swych
racji i wybłagać u Rhisiarta zgodę. Nikt jednak nie wie tego na pewno, gdyż jeśli nawet
Sioned rozmawiała z ojcem w tej kwestii, uczyniła to, gdy byli bez świadków. Teraz już
nie tłumaczy, nie prosi^ tylko czeka lepszych czasów, a tymczasem stara się, jak potrafi,
by dwaj mężczyzni nie skakali sobie do oczu.
,J pod dębowym drzewem czy też w jednym z wielu innych sekretnych, ukrytych przed
ludzkim okiem miejsc - pomyślał Cadfael - spotyka się z ukochanym, gdy tylko jego
praca daje mu chwilę wytchnienia. Więc w ten sposób, przez całe dwa lata, odkrywając
przed Saksończykiem tajniki walijskiej mowy, nauczyła się władać angielskim!" Teraz
Cadfael rozumiał też, dlaczego Sioned, zwróciwszy się doń w języku, który - jak
mniemała - był jego własnym, przestraszyła się wielce, gdy odkryła, że obcy mnich mówi
także po walijsku. Dziewczyna obawiała się, że nieświadomy niczego przybysz mógłby
mimochodem rzec komuś we wsi o jej talencie do nauki języków, czym zdradziłby tak
starannie skrywaną tajemnicę. A Sioned doprawdy nie bardzo by sobie życzyła, żeby
ktokolwiek dowiedział się o ukradkowych spotkaniach z Enge-lardem. I tak z trudem
przychodziło jej starać się ciągle, by między Rhisiartem a ukochanym nie dochodziło do
waśni, czekać i liczyć na to, że pewnego dnia uda jej się pogodzić posłuszeństwo, jakie
winna była ojcu, i miłość do młodego Saksończyka. Czy jednak można się było
spodziewać, by któreś z tych trojga zechciało ustąpić pierwsze, skoro -jak dotąd - każde
zdawało się być niewzruszonym w swych planach?
Otrząsnąwszy się z zamyślenia, Cadfael rzekł: - Zdaje się, że i bez sprawy, która
przyniosła nas tutaj, macie w Gwytherin dość własnych kłopotów.
- Bóg wie najlepiej, jak wykorzystać mamy czas, który został nam dany - odparł
filozoficznie Cai i pożegnawszy się zniknął pośród ciemności. Cadfael także zawrócił i
ruszył wiodącą ku polanie ścieżką. Przez całą zaś drogę powrotną dręczyło go nieznośne
uczucie, że Bóg może jednakowoż potrzebować czasem nieco ludzkiej pomocy, to zaś, co [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •