[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jeśli zaś chodzi o grzebanie w niezliczonych pudłach starych dokumentów,
dzienników i wspomnień, które trafiły tutaj w ciągu osiemdziesięciu lat, jakie
upłynęły od wybudowania tego gmachu, to Oliver przypuszczał, że
potraktuje jego życzenie jako próbę wtargnięcia w jej prywatne życie.
- Cóż, nie widzę powodu, dla którego nie miałbyś przejrzeć tego, co
zgromadzono na ten temat - powiedziała w końcu tak ponurym tonem, jakby
już żałowała udzielenia zgody. - Poproszę Rebekę, żeby przyniosła ci na dół
wszystko, co mamy.
W tym momencie dziewczyna pojawiła się w drzwiach, jakby wystarczyło
zaledwie wymienić jej imię.
Tylko, że to nie była dziewczyna, w każdym razie nie w pełnym tego słowa
znaczeniu. Rebeka Morrison dochodziła trzydziestki, miała słodką, niewinną
twarz w kształcie serca, którą ocieniały kasztanowe loki opadające po obu
stronach policzków od przedziałka nad czołem. Lekko skośne,
ciemnobrązowe oczy patrzyły na świat z niezwykła prostotą.
Oliver znał ją od dziecka i kiedy musiał napisać wspomnienie o jej rodzicach,
którzy zginęli w wypadku samochodowym i osierocili szesnastoletnią Rebekę,
łzy ciurkiem płynęły mu po policzkach. Po tej straszliwej kraksie życie Rebeki
przez długie tygodnie wisiało na włosku. Chociaż wielu ludzi w Blackstone
od tej pory mówiło o niej  biedna Rebeka", Oliver nie należał do ich grona.
Dziewczyna wyzdrowiała zupełnie dopiero po wielu miesiącach leczenia i
gdy wyszła ze szpitala, uśmiechała się smutno, a jej mózg pracował na
zwolnionych obrotach, ale właściwa Rebece słodycz charakteru z nawiązką
równoważyła lekkie upośledzenie umysłowe - skutek urazów odniesionych w
trakcie wypadku.
A teraz, gdy się do niego uśmiechnęła, ogarnęło go znajome uczucie spokoju,
którego zawsze doświadczał w jej obecności.
- Oliver chce zobaczyć, czy na strychu są jakieś informacje tyczące zakładu dla
obłąkanych
- rzuciła oschle Germaine Wagner. - Powiedziałam mu, że nie jestem pewna,
czy coś mamy, ale proszę, żebyś poszukała.
- O tak, jest tam całe pudło różnych rzeczy
- odparła Rebeka, a Oliver zauważył, jak w oczach bibliotekarki na moment
pojawił się wyraz dezaprobaty. - Zaraz je przyniosę.
- Pomogę ci - zaproponował.
- Nie musisz, poradzę sobie - odparła Rebeka.
- Ale ja chcę ci pomóc.
Gdy szedł za Rebeką po schodach prowadzących na półpiętro, a potem dalej,
na strych, czuł na sobie wzrok bibliotekarki. Miał ochotę odwrócić się i
popatrzeć na nią ostro; z trudem się powstrzymał. W końcu przecież
większość jej problemów bierze się z prostego faktu, że przez całe życie żaden
mężczyzna nigdy nie szedł za nią po schodach, pomyślał.
W dziesięć minut pózniej na jednym z ogromnych, dębowych stołów, które w
dwóch idealnie równych rzędach zajmowały miejsce z przodu czytelni i
sięgały aż do okien, wylądowało wielkie, zakurzone pudło pełne
kartonowych teczek, albumów ze zdjęciami, listów i dzienników. Oliver
usiadł na jednym z twardych, dębowych krzeseł, zajrzał do pudła i wyjął
album ze zdjęciami. Ułożył go na stole przed sobą i otworzył na chybił-trafił.
Znalazł się oko w oko z fotografią ojca.
Zdjęcie zostało zrobione wiele lat temu, jeszcze przed urodzeniem Olivera.
Malcolm Metcalf stał przed głównym wejściem do zakładu, ręce zaplótł na
piersiach, i patrzył ostro, wyzywająco w obiektyw.
Jakie to jest wyzwanie, zastanawiał się Oliver.
I gdy tak wpatrywał się w czarno-białą fotografię, nagle zadrżał. Zupełnie,
jakby to on sam był sprawcą tego przenikliwego, pełnego dezaprobaty
spojrzenia.
Ale przecież ojciec srożył się tak na niewidocznego fotografa, który robił to
zdjęcie; zupełnie jakby nie chciał, żeby aparat fotograficzny zbliżył się
bardziej do budynku.
Na zdjęciu Malcolm Metcalf strzegł drzwi zakładu dla obłąkanych przed
natrętnym obiektywem.
Oliver szybko przewrócił stronę, jakby chciał Uciec przez surowym
spojrzeniem ojca, i nagle zobaczył uderzający obraz.
Na łóżku leży chłopiec.
Ma skrępowane ręce, a nogi w kostkach przywiązane do krawędzi posłania. Cień pada
na jego klatkę piersiową. Chłopiec krzyczy...
Mrugając oczami i potrząsając głową, Oliver szybko przewracał strony
szukając zdjęcia przedstawiającego taką sytuację.
Ale w albumie nie było takiej fotografii.
Rozdział 4
Bill McGuire zwykle robił to często, dlatego i tym razem zatrzymał się na
chodniku wiodącym do domu tylko po to, by z zadowoleniem popatrzeć na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •