[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tam jak na tron. Wspierały go rzezbione białe kolumny, kopuła natomiast oświetlona była od
wewnątrz. Całość sprawiała wrażenie, jakby budowla pochodziła ze starożytnej Grecji, potem została
odrestaurowana i nabrała blasków dawnej świetności, co dodatkowo podkreślało nocne oświetlenie.
Afrodyta weszła po schodach na górę, co oczywiście odebrało połowę uroku temu miejscu.
Nieodłączna trójca: Straszną Wojownicza i Osa, też tam była. Prócz nich stała tam jeszcze jedna
dziewczyna, której nie rozpoznałam. Być może widziałam ją już setki razy, ale jej nie zapamiętałam,
bo wyglądała jak jeszcze jedna blondynka w typie Barbie (tyle że nazywała się na przykład
Nienawistna albo Złośliwa). Niewielki stolik ustawiony na środku balkonu nakryły czarnym obrusem.
Położyły na nim wiązkę świec i inne przedmioty, jak kielich i nóż. Jakiś biedak siedział bezwładnie z
głową opartą o blat. Przykryty był płaszczem, przez co wyglądał jak Elliott tej nocy, kiedy służył im
za lodówkę.
To naprawdę wielkie poświęcenie dać się nakłonić do tego, by one mogły mu utoczyć krwi na
potrzeby obrzędu odprawianego przez Afrodytę. Zastanawiałam się, czy ten proceder nie przyczynił
się do śmierci Elliotta. Starałam się nie zauważać, że ślinka napływa mi do ust na samą myśl o tym, że
spróbuję jego krwi zmieszanej z winem. Dziwne, że ta sama rzecz przerażała mnie i jednocześnie po-
ciągała.
- Utworzę krąg i przywołam duchy naszych przodków, by zatańczyły wraz nami 
zapowiedziała Afrodyta.
Mówiła łagodnym tonem, ale jego brzmienie nasycone trucizną krążyło wokół nas i sączyło się
nam do uszu. Dla mnie była to upiorna perspektywa: duchy przywołane przez Afrodytę, zwłaszcza po
moich niedawnych doświadczeniach z duchami, choć muszę przyznać, że w równym stopniu in-
trygowało mnie to, jak i przerażało. Może dlatego miałam uczestniczyć w tym obrzędzie, żeby
dowiedzieć się czegoś więcej o duchach Elizabeth i Elliotta? Poza tym najwyrazniej ich rytuały miały
taki właśnie przebieg od dłuższego czasu, nie mogły więc być grozne czy niebezpieczne. Afrodyta
okazywała spokój i pewność siebie, aleja wyczuwałam, że to tylko poza. W gruncie rzeczy tak jak
wszyscy dręczyciele słabszych sama musiała być słaba i niedojrzała. Poza tym takie typy na ogół
unikają jednostek silniejszych od siebie; skoro więc Afrodyta zamierzała przywołać duchy, musiały to
być duchy nieszkodliwe, może nawet miłe. Z pewnością Afrodyta nie zamierzała konfrontować się z
jakimś potężnym upiorem.
Ani z czymś tak przerażającym jak pośmiertna zjawa Elliotta.
Poczułam się spokojniejsza, a na widok czterech Cór Ciemności biorących do rąk świece i
zajmujących odpowiednie stanowiska by przywołać cztery żywioły, przeszedł mnie lekki dreszczyk
emocji wobec spodziewanych doznań, jakie zapewniała mi moja wyjątkowa moc. Afrodyta
przywołała wiatr, który zmierzwił mi lekko włosy, czego tylko ja byłam świadoma. Przymknęłam
oczy, rozkoszując się prądem przebiegającym moje ciało. W gruncie rzeczy, mimo obecności
Afrodyty i zawziętych Cór Ciemności, początek obrzędu zaczynał sprawiać mi przyjemność. Obok
stał Erik, co łagodziło przykrość, że pozostali mnie ignorują.
Jeszcze bardziej się zrelaksowałam, nabierając nieoczekiwanie przeświadczenia że przyszłość nie
może być taka znowu zła. Odbiję to sobie, obcując z przyjaciółmi, z którymi razem będziemy się
zastanawiać, o co chodzi z tymi dziwnymi duchami, jakie widziałam; niewykluczone też, że
najseksowniejszy facet w całej szkole będzie moją sympatią. Wszystko się pomyślnie ułoży.
Otworzyłam oczy i zaczęłam obserwować Afrodytę, jak się porusza po kręgu. Przenikał mnie każdy
żywioł, zastanawiałam się, jak to się dzieje, że Erik stojący tak blisko niczego nie dostrzega. Nawet
zerkałam na niego, spodziewając się, że zobaczę, jak patrzy na mnie i spostrzeże grę żywiołów na
mojej skórze, ale on tak jak wszyscy patrzył na Afrodytę. (Prawdę mówiąc, było to denerwujące,
mogłam przecież oczekiwać, że na mnie też będzie spoglądał). Teraz Afrodyta rozpoczęła
odprawianie obrzędu przez przyzywanie duchów przodków, a wtedy nawet ja nie mogłam oderwać od
niej oczu. Stała przy stoliku ze splecionymi w warkocz suchymi zdzbłami traw, które trzymała nad
fioletowym płomieniem z palącego się spirytusu, by zioła szybciej się zajęły. Zaczekała aż się rozpalą,
a potem zdmuchnęła płomień. Dymiącym wiechciem zatoczyła w powietrzu koła wokół siebie,
okadzając się w ten sposób, i zaczęła mówić. Dym rozszedł się wokół nas. Pociągnęłam nosem,
rozpoznając zapach turówki, która należy do najświętszych ziół używanych do odprawiania obrzędów,
ponieważ przyciąga duchową energię. Babcia często jej używała przy odprawianiu swoich modłów.
Ale zaraz przypomniałam sobie, że turówki używa się jedynie po oczyszczeniu otoczenia szałwią, w
przeciwnym razie może przyciągnąć złe duchy. Było jednak za pózno na jakiekolwiek ostrzeżenia,
nawet gdybym wstrzymała odprawianie obrzędu, gdyż Afrodyta zaczęła już przywoływać duchy, a
wijący się wokół niej coraz bardziej gęstniejący dym wzmacniał jej głos powtarzający monotonnie
zaklęcia.
Usłyszcie mnie, pradawne duchy naszych przodków, w tę noc święta Samhain. Niechaj dym zaniesie mój
głos do Innego Zwiata, gdzie jasne duchy igrają na łąkach pamięci porośniętych słodką turówką. W tę noc
święta Samhain nie przywołuję duchów naszych ludzkich przodków. Niech śpią snem niezakłóconym, nie
potrzebuję ich ani w tym życiu, ani po śmierci. Przyzywam duchy magicznych, mistycznych przodków, którzy
kiedyś byli więcej niż ludzmi, również po swojej śmierci.
Niczym w transie patrzyłam wraz z innymi, jak dym zaczyna się wić, przybierając z wolna coraz
wyrazniejsze kształty. Najpierw wydawało mi się, że widzę przedmioty, zamrugałam kilkakrotnie, by
obraz stał się wyrazniejszy, ale kształty, które się wyłaniały przed moimi oczami, były bez wątpienia
kształtami ludzkimi. Początkowo niewyrazne, jakby same zarysy sylwetek, w miarę jednak jak
Afrodyta machała ziołami, ich sylwetki stawały się coraz wyrazniejsze, aż nagle krąg zapełnił się
niesamowitymi postaciami, mającymi ziejące oczodoły i otwarte usta.
Nie przypominali Elizabeth czy Elliotta. Wyglądali dokładnie tak, jak zawsze wyobrażałam sobie
duchy ~ niematerialne półprzezroczyste zjawy, na których widok ciarki przechodziły po grzbiecie.
Pociągnęłam nosem, ale nie poczułam stęchłego piwnicznego zapachu.
Afrodyta odłożyła na bok jeszcze dymiącą wiązkę ziół i sięgnęła po kielich. Nawet z większej
odległości widać było, że jest niezwykle blada, jakby na nią przeszły pewne cechy duchów, które
przywołała. Jej czerwona suknia stanowiła ostry kontrast na tle dymu, mgły i szarości.
-Pozdrawiam was, duchy przodków, i proszę, byście przyjęły naszą ofiarę wina i krwi, byście
wspomniały smak życia.  Uniosła w górę kielich, a mgliste postaci zakołysały się gwałtownie,
najwyrazniej podekscytowane.  Pozdrawiam was, duchy przodków, a chroniona naszym
kręgiem...
-Zoey! Wiedziałem, że cię znajdę, jeśli tylko będę wy trwale szukał!
Głos Heatha przeszył powietrze, przerywając mowę Afrodyty.
ROZDZIAA DWUDZIESTY ÓSMY
-Heath! Co u diabła tutaj robisz?! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •