[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Gdy zwrócił się w jej stronę, nie mogła się nacieszyć jego
widokiem. Był wspaniały w mundurze, zachwycający w dżinsach i koszuli, ale bez niczego
zapierał dech w piersiach. Powiedziała mu to bez odrobiny zażenowania.
- Kocham twoje ciało - powiedziała cicho.
- To dobry początek. _ Ale wydaje mi się, że domyśliłem się tego już zeszłej nocy. - Jego
opalone palce odcinały się na białej skórze bioder Moniki. - Jesteś bardzo wyrozumiały -
uśmiechnęła się.
- Czy wprawiam cię w zakłopotanie?
- Ani trochę.
- Widzisz? Mówiłam ci, że ...
- Bardzo sprytne.
Monika wzruszyła ramionami i przyglądała mu się zachwyconym wzrokiem.
- Moniko, na twoim miejscu byłbym ostrożniejszy ...
- O co chodzi?
- Naprawdę uważam, że powinniśmy wracać.
- Nie pójdziemy się kąpać? Obiecałeś, że będzie na to czas przed wyjazdem.
- I byłby, gdybyśmy tak długo nie spali. Moniko ... spójrz na mnie ...
- Właśnie to robię! - krzyknęła, a potem spojrzała mu w oczy. Jej wzrok mówił jasno, że nie
ma najmniejszej ochoty na pływanie. Michael przyglądał jej się przez chwilę, i skapitulował.
- Do diabła! - ryknął i padł z powrotem na łóżko. - I tak miałbym kłopoty z włożeniem
slipek. - Ku zachwytowi Moniki było to stwierdzenie zgodne z prawdą.
Po powrocie do domu, kiedy już została sama, zdała sobie sprawę, jak bardzo jest
zakochana w Michaelu. Wcale tego nie pragnęła i uznała, że sytuacja jest beznadziejna, ale
taka była prawda.
Weekend okazał się prawdziwie niebiański, od chwil czystej ekstazy w ramionach Michaela w
piątek wieczorem, po ostatni gorący uścisk przed drogą powrotną w niedzielę po południu.
Z każdą przejechaną milą narastało napięcie.
Kiedy wjeżdżali do Bostonu, dzieliła ich wielka odległość. Michael zamknął się w sobie, a
Monika zbyt była zajęta sobą, by to w ogóle zauważyć. Kiedy BMW zatrzymało się przed jej
domem, tragedia wisiała w powietrzu.
- Posłuchaj, Moniko, nie chciałem się kłócić podczas drogi powrotnej, ale uważam, że nie
powinnaś wracać teraz do domu.
- Powiedziałam ci już ...
- Wiem, co mi powiedziałaś. Ale mimo wszystko jestem niespokojny. Kieszonkowiec
wspomniał o tym, że go nie rozpoznałaś. Można to zinterpretować w ten sposób, że
powinnaś go rozpoznać, ponieważ go znasz. .
- To po prostu śmieszne ...
- .Ale możliwe. I zgadzam się z Donovanem. Telefony do radia powinny być na podsłuchu. -
Rozmawiałeś z Donovanem?
- Tak.
- Nie, Michael. Ja się na to nie zgadzam.
- Jesteś uparta.
- Pewnie, że jestem. Tu chodzi o ochronę prywatności moich rozmówców i dlatego jestem
72
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
uparta. Podają tylko minimum danych i wiedzą, że ich prywatność zostanie nie naruszona.
Jeżeli zdradzę ich zaufanie, stracę wiarygodność.
- A co z twoim obowiązkiem obywatelskim?
- O co ci chodzi?
- Nie czujesz, że powinnaś współpracować
w śledztwie, żeby nakryć publicznego szkodnika?
- Otóż właśnie, Michael. Szkodnika! Sam widzisz, on kradnie rzeczy z kieszeni i torebek, a
nawet z nadgarstków, ale nikt nie udowodnił, że jest niebezpiecznym zbrodniarzem!
Michael spojrzał na nią srogim wzrokiem, przypominając jej, kim jest. Kimś
reprezentującym to wszystko, czego nienawidziła od wielu lat. - To może być tylko kwestią
czasu. Czy stać nas na to, by bezczynnie czekać?
ROZDZIAA DZIEWITY
Nie trzeba było długo czekać. Kiedy Monika przyszła do rozgłośni na poniedziałkową
audycję, powitała ją zła nowina.
- Słyszałaś? - zapytał Sammy.
- O czym?
- Zabójstwo.
- Jakie zabójstwo?
- To zrobił twój przyjaciel kieszonkowiec. Jego ostatnia ofiara dostała ataku serca. Umarła
w drodze do centrum Bostonu.
- O Boże, nie! - Monika pobladła i przerażona spojrzała na Sammy'ego.
Sammy miał zacięty wyraz twarzy.
- Obawiam się, że tak. W-samym środku tłumu w Public Garden. Nie słyszałaś o tym?
Prawdę powiedziawszy, nie słyszała o niczym. Z trudem zdążyła przygotować się do
dzisiejszego występu. Zdumiona potrząsała głową.
- I. .. Moniko ...
Uciszyła go gestem dłoni.
- Wiem, Sam. To twoja decyzja.
Odwróciła się i schroniła w pokoju, który przez kilka minut dzielących ją od nadania audycji
mogła nazwać swoim. Wszystkie rozmowy telefoniczne będą nagrywane, jeśli nie dziś
wieczorem, to z pewnością od jutra, kiedy policja i telekomunikacja wezmą sprawę w swoJe
ręce.
Policja. Michael. Na wspomnienie jego imienia poczuła dławiący ból. Nie miała
najmniejszego pojęcia, kiedy go znowu zobaczy. Kiedy wychodził od niej ostatniego
wieczoru, był zły ... jak zwykle. Jak mógł być tak zniecierpliwiony po takim wspaniałym
weekendzie? Z pewnością podziałał na niego powrót do miasta. W Bostonie Monika znów
stała się kobietą wyzwoloną, a Michael szlifującym chodniki policjantem. Wszystko ich
dzieliło.
Po raz kolejny spróbowała zanalizować swoje zachowanie. Kobieta wyzwolona? Może pod
niektórymi względami. Ale gdzie się podziała jej odwaga? Na każdym innym mężczyznie
wymusiłaby konfrontację, pytając zuchwale, kiedy go znowu zobaczy, a może nawet jakie
miejsce zajmuje w jego życiu. Ale nigdy dotąd nie kochała mężczyzny takiego jak Michael.
I to nie było onieśmielenie. Była na to zbyt pewna siebie. Obawiała się ... obawiała się, że
Michael może w niej widzieć tylko towarzyszkę na jedno lato. Wiedziała, że jest samotny, że
pragnie jej towarzystwa. Ale czy traktował tę znajomość
jako przelotną? Przecież we wrześniu wyjedzie z Bostonu.
- Moniko? '
Odwróciła się gwałtownie. - rak, Sam?
- Twoja część pierwsza właśnie przybyła. Czy mam go posadzić nad filiżanką kawy, żeby
czekał aż będziesz gotowa ... Dobrze się czujesz?
- Tak ... wszystko w porządku. Gdybyś go zajął przez kilka minut, przejrzałabym notatki.
- Wyglądasz na zmęczoną. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •