[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jasona, tym bardziej że jej obecność w jego domu wcale
mu nie przeszkadzała. No, ale Jason się nią opiekował,
przyrzekł to przecież Alanowi.
Tak, Maryellen z pewnością jej pomoże.
Shannon odrzuciła gazetę i wyciągnęła się na kana-
pie. Powinna się zdrzemnąć? Nie. Na pewno nie uśnie.
Gdzie ten Jason?
Poderwała się z kanapy i poszła rozpakować plecak:
trochę jedzenia włożyła do lodówki, puste opakowania
wyrzuciła do śmieci, pled oraz serwetki - do prania.
Pięć minut i koniec pracy.
S
R
Gdzie ten Jason?
Znowu się z kimś umówił?
Podeszła do drzwi jego sypialni.
Zapukała.
Nie doczekawszy się odpowiedzi, ostrożnie nacisnę-
ła klamkę.
Pokój był pusty. Ani śladu Jasona.
Wyszedł.
- Może robić, na co tylko ma ochotę - mruknęła pod
nosem, ale poczuła się zlekceważona. - Nie musi być
moją niańką - dodała dla usprawiedliwienia.
Po całym dniu spędzonym razem bardzo go jej jed-
nak brakowało - wyłącznie jako przyjaciela, ma się ro-
zumieć, jakżeby inaczej. Do diabła, po co w ogóle jej po-
wiedział, że wtedy, przed laty miał ochotę zaprosić ją na
randkę. Teraz nie mogła o tym zapomnieć.
Tak jak nie mogła zapomnieć o obietnicy, którą wy-
mógł na nim Alan.
I w tym tkwił sęk.
Czy Jason tylko wypełnia daną Alanowi obietnicę,
czy jest nią, Shannon, autentycznie zainteresowany?
A skoro tak, to dlaczego miałby umawiać się z innymi
kobietami? Nie, nie powinna się okłamywać, robić sobie
żadnych złudzeń.
Ot, może rzeczywiście zainteresował się nią na chwilę
przed sześciu laty, kiedy zaczęła pracować dla firmy, ale
to było przecież dawno temu.
Jason nie jest mnichem. Przypominała sobie teraz
S
R
uwagi Alana na temat różnych kobiet w życiu jego bez-
troskiego pod tym względem wspólnika.
Ciekawe, z kim umówił się poprzedniego wieczoru?
Jaka ona była? I co ich łączyło?
Zirytowana, że jej takie głupie myśli chodzą po gło-
wie, wróciła do swojego pokoju i wystukała numer przy-
jaciółki Marian. Wróci do rzeczywistości, dowie się, co
słychać w Waszyngtonie. Marian zawsze znała wszyst-
kie najświeższe plotki, a Shannon miała ogromną ocho-
tę posłuchać tych co pikantniejszych.
- Jak ci leci w San Francisco? - zagadnęła Marian, sły-
sząc w słuchawce głos przyjaciółki.
- Zwietnie - oznajmiła Shannon beztrosko. - Mój dom
właśnie spłonął, mieszkam kątem u Jasona i wszystko
jest w porządku.
- Czy ty aby na pewno dobrze się czujesz?
- Na pewno dobrze się czuję. I powiem ci, że moje
mieszkanie właściwie nie spłonęło. Spaliło się takie jed-
no wyżej. A u mnie były hektolitry wody i miną mie-
siące, zanim znowu będzie można tam zamieszkać. No
więc tymczasem jestem bezdomna.
- Kismet.
- Co proszę?
- Los. Przeznaczenie. Jest wam po prostu pisane być
razem.
- Nie wygłupiaj się. Jason był wspólnikiem Alana
i stara się pomagać mi, jak może, to wszystko. Czynsze
są tutaj nieprawdopodobne, a Jase ma pokój gościnny,
S
R
no to zaproponował, żebym się do niego wprowadzi-
ła. Na jakiś czas...
- Aha, tak mi mów, już ci wierzę. Równie dobrze albo
jeszcze lepiej mógł ci przecież zaproponować, żebyś za-
mieszkała w hotelu.
- Marian, droga, ja dzwonię do przyjaciółki, nie do
swatki.
- A czemu nie miałabym cię swatać? Przecież jesteś
znowu singlem.
- Jestem wdową - oznajmiła Shannon sztywnym to-
nem. - Nie zamierzam zaczynać nowego życia.
- A powinnaś. Alan właśnie tego chciał - przypo-
mniała przyjaciółce Marian i zmieniła temat: - Cieka-
we, że Jason nigdy się nie ożenił.
- Spotyka się z różnymi kobietami. Na przykład wczo-
raj był na randce.
- No wiesz - oburzyła się Marian. - Umówił się, cho-
ciaż u niego zamieszkałaś?
- Ach, umówił się, zanim jeszcze mój dom spłonął
i musiałam się przeprowadzić. Poza tym on nie ma wo-
bec mnie żadnych zobowiązań, może spotykać się, z kim
chce.
- Ale?
- Ale nic.
- Daj spokój, Shannon, nie ściemniaj starej przyja-
ciółce i nie mów mi, że nic.
- Nie mam powodów być zazdrosna.
- Tyś się w nim po prostu zakochała.
S
R
- Nie.
- Dziewczyno, nic w tym złego. Jest wolny, seksowny,
zamożny. Czego więcej chcieć?
- Musiałabym wiedzieć, czy jest mną naprawdę zain-
teresowany, czy tylko chodzi o obietnicę, którą złożył
Alanowi - wykrztusiła wreszcie Shannon.'
Minął tydzień, a Shannon ciągle nie znalazła miesz-
kania. Obejrzała około dziesięciu, ale żadne nie przy-
padło jej do gustu: a to dzielnica była nie ta, a to czegoś
brakowało w wyposażeniu, to znowu czynsz był nie do
przyjęcia.
Projekt bezpieczeństwa dla kobiet nabierał tymcza-
sem rozmachu i Shannon przydałaby się jeszcze jedna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •