[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Monika Skrzyska, którą poznała pani dwa lata temu nad Morzem Czarnym podczas wakacji.
No więc?
 Nie znam tego człowieka.
 Jakiego człowieka?
 Od którego kupiłam ikony.
 Coraz lepiej.
 Ale to prawda! Właśnie dlatego zaczęłam kłamać, ponieważ wiedziałam, że mi pan nie
uwierzy.
 No wice dobrze Niech pani opowiada. Ale dokładnie.
 Janoty nigdy przedtem nie widziałam na oczy. Nie znałam go. Skrzyska obiecała mi, że
wszystko z nim załatwi. On miał podobno wobec niej jakieś zobowiązania. Najpierw jej
odmówił, ale wreszcie się zgodził. Zrobił pierwszą ikonę na próbę. W Cepelii poszło wszystko
nadspodziewanie gładko. Ale on się bał. Minął miesiąc, zanim się zdecydował zrobić następne.
Miał przygotować kilka swoich ikon, żeby te dwie mniej rzucały się w oczy. Ciągle zwlekał.
Zaczęliśmy ponaglać, tym bardziej że nie byliśmy pewni, czy Skrzyska nas nie oszukuje. Ale
ona istotnie robiła, co mogła. Doszło nawet między nimi do kłótni. Wreszcie Monika dała nam
znać, że szóstego, zaraz po otwarciu sklepu Janota przyniesie swoje ikony. Mój mąż miał go
obstawiać. To znaczy miał wejść do Cepelii i pilnować, żeby ktoś inny nie uprzedził mnie. Nie
chciałam po raz drugi powtarzać numeru z kupnem prawie bezpośrednio od Janoty. Ale jak
przyszłam o dwunastej, tak jak było umówione, Zdzisław, to znaczy mój mąż, powiedział, że
Janoty jeszcze nie było. Nie wiedziałam, co robić. Na wszelki wypadek weszłam jednak do
sklepu i sprawdziłam. Ikon nie było. Porozmawiałam z kierowniczką i wyszłam nic nie
kupiwszy. Skontaktowałam się natychmiast z Moniką, a ona usiłowała się dodzwonić do
Janoty. Telefon nie odpowiadał. Twierdziła, że poprzedniego dnia rozmawiała telefonicznie z
Grzegorzem i że obiecał jej definitywnie sprawę dzisiaj załatwić. Musiał się wystraszyć.
Monika pojechała na Zwierzyniec, ale szybko wróciła. Przed dornem Janoty stały wozy
milicyjne. Nie wiedzieliśmy, co się stało. Dopiero potem okazało się, że ktoś go zamordował.
Podczas przesłuchania, bo Monikę wzywano na milicję, nie pytano jej o żadne ikony. Zupełnie
straciliśmy głowę. Co robić? Doszliśmy do wniosku, że ikony są nadal w pracowni Janoty, ale
nie wiedzieliśmy, jak je odzyskać. O pójściu tam nie było mowy. Domyślaliśmy się, że dom
może być pod obserwacją. Po trzech dniach ktoś zadzwonił do Moniki do Sukiennic. Ona tam
pracuje, w dziale konserwacji. Ten mężczyzna nie podał oczywiście swojego nazwiska.
Zaproponował jej kupno dwóch ikon Janoty za dwadzieścia tysięcy. Skrzyska nie powiedziała
mu ani tak, ani nie. Była ostrożna.  Jutro zgłosi się do pani mój kumpel  oświadczył ten
człowiek.  Tylko bez żadnych kombinacji. Dwadzieścia patyków i obrazki są pani. %7ładnych
pośredników. Interes z rączki do rączki . Nazajutrz jeszcze raz zadzwonił. Zapytał, czy
przygotowała forsę, bo jeżeli nie, to nie ma o czym mówić, Monika powiedziała,, że ma
pieniądze. Rzeczywiście o szóstej po południu pod Sukiennicami czekał na nią jakiś oprych.
Twierdzi, że widziała go po raz pierwszy w życiu. Jakiś dwudziestoletni żul. Wziął pieniądze i
poszedł. Już go więcej nie spotkała.
 A ikony?
 Dał jej Były owinięte w szary papier Naderwał opakowanie na rogu i pozwolił jej zajrzeć.
Oczywiście dopiero w domu sprawdziliśmy zawartość paczki. To były właśnie te ikony.
Przedtem nie mieliśmy żadnej pewności.
 Pani była również pod Sukiennicami?
 Musieliśmy się asekurować. A gdyby ten typ wziął pieniądze i uciekł? Byliśmy na
miejscu obydwoje z mężem. Oczywiście obserwowaliśmy tę transakcję z boku, żeby go nie
spłoszyć.
 Jak wyglądał ten chłopak?
 Szczupły, średniego wzrostu, blondyn o długich włosach, twarz opryszka i cwaniaka.
Pełno można takich osobników spotkać wieczorem na plantach albo pod każdym kioskiem z
piwem. Typowy żul.
 O ile dobrze zrozumiałem, Janota działał na pani zlecenie. To znaczy zanim zajął się
 odnawianiem ikon, były one w pani posiadaniu. Skąd pani miała ten tryptyk?
 Kupiłam go.
 Znowu?  zdziwił się Derko.
 Tak, kupiłam go jakieś trzy lata temu.
 Zapewne od nieznajomego, którego już więcej nigdy pani nie widziała?
 Pan mi nie wierzy& Kupiłam je od pośrednika za pięćdziesiąt tysięcy złotych. Mogę
panu podać jego nazwisko i adres& Czekaliśmy blisko trzy lata. Myślałam, że teraz będziemy
już mogli wywiezć je za granicę.
 Miała pani na nie kupca?
 Tak.
 Gdzie?
 W Paryżu.
 Ile pani proponowano?
 Osiem tysięcy dolarów.
 Cena niezbyt wygórowana.  Derko skrzywił sie nieznacznie.  I pani sądzi, że ja
uwierzę w tę transakcję pod Sukiennicami?
Walczakowa milczała.
 Przedmiot takiej wartości jakiś żul sprzedaje za dwadzieścia tysięcy złotych?
 Widocznie nie znał się na tym.
 Jak to sobie pani wyobraża? Jakiś opryszek kradnie z pracowni Janoty dwa obrazy, może
uprzednio zabiwszy go, potem dzwoni do Skrzyskiej proponując sprzedaż? Skąd mógł
wiedzieć, że warto zabrać właśnie te obrazy, a nie inne, bardzo podobne? Kto mu powiedział, te
Skrzyska zapłaci dwadzieścia tysięcy za coś, co w Cepelii kosztuje dwa lub dwa i pól tysiąca?
 Nie wiem, sama tego nie rozumiem.
 Przecież musieliście państwo się nad tym zastanawiać? Choćby z czystej ostrożności.
 Tak. Doszliśmy do wniosku, że ktoś wie o tych ikonach i o nas, ale nie orientuje się w
prawdziwej ich wartości.
 Nie baliście się podstępu? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •