[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ny biustonosz, potargane włosy. Twarz wyglądała jeszcze gorzej. Oczy zmęczone,
usta nabrzmiałe jak u hollywoodzkiej gwiazdki. I czerwone plamki na szyi i pier-
siach - ślady po zapalczywości Toma.
Jak mogła brać udział w czymś tak wyuzdanym?
Wyuzdanym i fantastycznym. Samo wspomnienie przyprawiało o dreszcz.
Ku jej zaskoczeniu na sporej toaletce znalazły się damskie kosmetyki z wyso-
kiej jakości szamponem i odżywką, na jakie sama sobie nigdy by nie pozwoliła, i
solami do kąpieli.
Wykąpała się i wytarła w kilka białych ręczników złożonych na ażurowej pó-
łeczce. Przysypała szyję talkiem, nałożyła krem nawilżający na usta i przynajmniej
nieco przypominając ludzką istotę, wyjrzała do sypialni. Miała nadzieję, że kelne-
rzy już sobie poszli.
Dopiero teraz zobaczyła swoją torbę, która leżała na ławie obok łóżka. Tom
musiał ją tu położyć, gdy tylko przyjechała. Zanim w ogóle ją pocałował. Już wtedy
uznał za oczywiste, że będzie spała z nim. Czym dała mu powód do uznania jej za
tak uległą?
Zresztą, co ją obchodzi, co sobie o niej pomyśli.
Obchodzi. To śmieszne, ale taka jest prawda. I teraz nie ma nawet co drążyć
tego tematu. Niech sobie nie myśli, że będzie z nim spała. Nie będzie już żadnych
pocałunków, żadnych... Przecież sama zachowała się tak rozpustnie. Wiedziała, że
za dużo wypił, wiedziała, że nie wie nic o jej życiu, nie jest nią zainteresowany jako
człowiekiem... Musi wyłożyć kawę na ławę. Albo wyjść.
W nadziei, że kelnerów już nie ma, uchyliła drzwi. Smakowite aromaty, do-
chodzące z kuchni, podrażniły jej żołądek. Wyjść - tak, ale może po kolacji. Zebra-
ła się w sobie i weszła do salonu. W kuchni ktoś rozmawiał, na oświetlonym bal-
konie rozłożono stół, wokół którego kręcił się jeden z kelnerów.
Tom wyszedł z kuchni, niosąc dwa kieliszki szampana. Jego figlarny uśmiech
sprawił, że wszystkie mocne postanowienia legły w gruzach.
- W porządku? - spytał, udając powagę, i wręczył jej kieliszek.
- Jasne - rzuciła opryskliwie. Czy on powinien jeszcze więcej dziś pić? Nawet
szampana? - Widzę, że odniosłeś moją torbę do sypialni - dodała chłodno.
- To chyba najlepsze miejsce?
- Niby czemu?
- Niby temu, że łóżko jest wygodne, a i z łazienki powinnaś być zadowolona.
Wanna jest całkiem niezła.
- Tak? A ty gdzie zamierzasz spać?
- No... tak - podrapał się za uchem. - Chodź, pokażę ci.
Przeszli przez wąski korytarzyk obok kuchni, gdzie uwijało się wciąż kilka
osób, i weszli do gabinetu. Ku jej zaskoczeniu w środku było łóżko! Udając, że
właśnie tego się spodziewała, weszła do środka.
Wzdłuż ścian, od sufitu do podłogi umieszczono półki z książkami, jak u bab-
ci, tylko więcej. Pokój miał osobną łazienkę, czego wcześniej nie zauważyła,
skromniej wyposażoną, bez wanny.
- Pracuję tu wieczorami - wyjaśnił z uśmiechem, opierając się o biurko. - Nie
chciałbym ci przeszkadzać spać.
- To... to bardzo miło z twojej strony, że oddajesz mi pokój. Jesteś tego pe-
wien? Przepraszam, jeśli się zachowałam... nie chciałabym, żebyś podejrzewał...
- Nie przepraszaj. Nie wypadałoby, żebyś spała gdzie indziej. Obsługa miała-
by podejrzenia, poza tym mógłby ktoś wpaść...
- Malcolm Devlin? Mówiłeś, że ma przyjść dziś na kolację, to chyba dlatego
chciałeś, żebym przyjechała jak najszybciej?
- Między innymi. Ale w końcu... odwołałem zaproszenie.
Powiedział to bez uśmiechu. Zapewne w ogóle nie było żadnego zaproszenia.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Kolacja na balkonie była wyjątkowo nastrojowa. Cate obserwowała ze swoje-
go krzesła rozświetlony port i most nad zatoką, i miliony świetlnych punkcików -
okna mieszkań.
Sydney z krainy czarów, to wrażenie potęgowały jeszcze wspaniałe dania.
Zaczynała się przekonywać, że miliarder zatrudniający własnego szefa kuchni nie
musi być jeszcze wcieleniem zła.
Poza tym szef kuchni też musi mieć pracę. Przedstawił ją swojemu persone-
lowi, widać było, że go szanują i lubią.
Gdyby babcia mogła tu być. Choć w zasadzie lepiej, że jej nie ma. Zbyt
skomplikowane sprawy, żeby to wszystko wyjaśnić.
- Zawsze jesz na balkonie?
- Rzadko w ogóle jadam w domu. Dziś była szczególna okazja. Obsługa też
chciała zrobić na tobie wrażenie.
Napięcie rozładowały zupa szparagowa i gnocchi z sosem winno-truflowym.
Łosoś z Wielkiej Rafy z frytkami i sałatką przybraną limetką z miodem dopełnił
dzieła. Wybaczyła Tomowi opłakany finał ich pocałunku.
Mimo wypitego alkoholu ręce Toma poruszały się zręcznie jak zawsze, jedy-
ną oznaką jego nadmiernego humoru były niewybredne historyjki o gościach, któ-
rzy zjawili się na dzisiejszej uroczystości. Przestał się odnosić do niej z rezerwą,
zabawiał ją. Czy tak to jest być naprawdę blisko niego, być jego dziewczyną?
Przy deserze stał się bardziej melancholijny, jakby nie dawał rady już się
śmiać. Mimo wszystko starał się nie poruszać poważnych tematów. Pytał o kole-
gów z pracy. W pewnej chwili, gdy opowiadała zabawną anegdotę z newsroomu,
przerwał jej.
- A ten twój narzeczony, to był ktoś z pracy? Steve Wilson?
- Skąd wiesz?
Wtedy zbył ją wymijającym gestem, ale wkrótce powrócił do tematu.
- Więc co poszło nie tak?
- Powiedzmy, że popełnił błąd - odparła, zanurzając łyżeczkę w musie mali-
nowo-czekoladowym.
- Jeden?
- Yhm - zamknęła oczy, delektując się smakiem.
Gdy je otworzyła, patrzył na jej usta, szyję, piersi z wilczym apetytem. Chyba
ją źle zrozumiał...
Gdy dokończyli deser, zaproponował, żeby weszli na kawę do środka, gdzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •