[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Straszny z niego nudziarz.
Eddie znowu się śmieje, przez co ja też nie mogę się od tego powstrzymać.
 Czy to jest śmieszne?  pyta Will zza biurka.  To dla was żart?
W jego oczach widzę niezadowolenie, że kara za bardzo nam się podoba. Na Eddie
nie robi to
jednak żadnego wrażenia:
 Wiecie, że Chuck Norris nie ma szyszynki? Kiedyś
próbowała go wyszydzić, więc ją sobie wyrwał.
Will się poddaje i kładzie głowę na biurku. Eddie i ja
spoglądamy na siebie i przestajemy się śmiać. Chcemy uszanować to, że Will
próbuje odbyć z nami
poważną rozmowę. Eddie
wzdycha i prostuje się w ławce.
 Panie Cooper? Nic nikomu nie powiem. Przysięgam. Poza
tym to i tak nic wielkiego.
Will spogląda na nią.
 Eddie, to jest coś wielkiego. To właśnie staram się wam powiedzieć. Jeśli nie
będziesz tego
traktować jako czegoś wielkiego, staniesz się nieostrożna. Coś może ci się
wymsknąć.
Zbyt wiele ryzykuję.
Obie wzdychamy. Cała energia wyparowała z klasy. Jakby
jakaś czarna dziura wyssała z naszej kary całą dobrą zabawę.
Eddie też to czuje, więc próbuje naprawić sytuację.
 Wiecie, że Chuck Norris lubi steki śred&  nie kończy, bo dla Willa w tym
momencie miarka się
przebrała.
Uderza pięścią w biurko i wstaje. %7ładna z nas się już nie śmieje. Patrzę na Eddie z
szeroko
otwartymi oczami i potrząsam głową, pokazując, że Chuck Norris powinien się już
wycofać.
 To nie jest żart  mówi Will.  To jest coś wielkiego.
Wyjmuje coś z szuflady i szybko podchodzi do naszego
miejsca na końcu klasy. Na złączeniu ławek z trzaskiem kładzie jakieś zdjęcie i
odwraca je w naszą
stronę. To zdjęcie Cauldera.
Kładzie na nim palec i mówi:
 Ten chłopiec. Ten chłopiec to coś bardzo wielkiego.  Cofa się o krok, bierze
krzesło, odwraca je
przodem do nas i siada.
 Will, chyba nie do końca wiemy, o co ci chodzi  wtrącam.
Patrzę na Eddie, która kiwa potakująco głową.  Co Caulder ma wspólnego z tym,
czego dowiedziała
się Eddie?
Will bierze głęboki wdech, pochyla się i podnosi zdjęcie. W
jego oczach widzę, że wspomnienie, które przywołuje, nie należy do przyjemnych.
Will przez chwilę
wpatruje się w twarz brata.
Wreszcie odkłada zdjęcie, opiera się na krześle i krzyżuje ręce na piersi. W dalszym
ciągu patrzy na
Cauldera, unikając naszych spojrzeń.
 On tam z nimi był& kiedy to się stało. Patrzył, jak
umierają.
Biorę głęboki wdech. Eddie i ja zachowujemy pełne
szacunku milczenie, czekając na opowieść. Zaczynam się czuć bardzo mała.
 Powiedzieli, że to cud, że przeżył. Samochód był
doszczętnie zmiażdżony. Kiedy na miejscu wypadku pojawiła się pierwsza osoba,
Caulder był w
dalszym ciągu przypięty pasem do tego, co zostało z tylnego siedzenia. Krzyczał do
mamy, żeby się
odwróciła. Przez pięć minut musiał tam siedzieć sam i patrzeć, jak umierają.
Will odkasłuje. Eddie znajduje pod stołem moją rękę i mocno ją ściska. Nie
odzywamy się słowem.
 Siedziałem z nim w szpitalu przez sześć dni, kiedy
dochodził do siebie. Nigdzie nie wychodziłem, nawet na pogrzeb.
Kiedy przyjechali dziadkowie, żeby zabrać go ze sobą do domu, Caulder zaczął
płakać. Nie chciał
jechać. Chciał zostać ze mną.
Błagał, żebym wziął go ze sobą do akademika. Nie miałem pracy.
Ani ubezpieczenia. Dziewiętnaście lat. Nie miałem zielonego pojęcia o
wychowywaniu dzieci&
więc pozwoliłem im go zabrać.
Will wstaje i podchodzi do okna. Przez chwilę nic nie mówi i obserwuje
pustoszejący parking.
Podnosi rękę i wydaje mi się, że wyciera łzę. Gdyby nie było tu teraz Eddie,
przytuliłabym go.
Wreszcie ponownie się do nas odwraca.
 Caulder mnie nienawidził. Był tak wściekły, że całymi
dniami nie odbierał telefonów. Któregoś dnia podczas meczu zacząłem się
zastanawiać, czy na
pewno podjąłem właściwą decyzję. Patrzyłem na piłkę, którą trzymałem w rękach.
Dotykałem skóry i
wydrukowanych z boku liter tworzących nazwę marki.
Wydłużona sferoida, która nie waży nawet pół kilo. Ten idiotyczny kawałek skóry
był dla mnie
ważniejszy niż własna rodzina. Siebie, swoją dziewczynę, swoje stypendium 
wszystko stawiałem
na pierwszym miejscu. Przed tym małym chłopcem, którego
kochałem najbardziej na świecie. Upuściłem piłkę i zszedłem z boiska. O drugiej
nad ranem
przyjechałem do dziadków i
wyciągnąłem Cauldera z łóżka. Tamtej nocy przywiozłem go do domu. Błagali,
żebym tego nie robił.
Mówili, że będzie mi zbyt ciężko i że nie będę w stanie zapewnić mu tego, czego
potrzebuje.
Wiedziałem, że się mylą. Wiedziałem, że tym, czego Caulder tak naprawdę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •