[ Pobierz całość w formacie PDF ]

głodne i nędzne tutaj  pójdą tutaj, w te podziemia. Zechce je pan odepchnąć, i odepchnięte
muszą odejść. Wszystko za tę prawdę nie zwietrzałą nigdy, za żywotwórcze, choć tak stare
złoto.
 Panu to nie w smak, bo chciałbyś sam tylko być królem tych ludzi. Ja usiłuję dać im wła-
sność skarbów, które przez wieki deptali, nie wiedząc, że depcą swoją potęgę. Pan dać im
usiłujesz swe wyrazy, których nie rozumieją. Ja z nimi kopię węgiel w ziemi. Pan kopiesz w
ich nędzy kruszec dla swej władzy i pychy.
 Dobroczyńca z pana! Tą oto białą rączką dajesz tłumom własność.
 Pan równie białą jak moja  rączką dajesz im znaki i sygnały swych wyobrażeń. Ta jest
między nami różnica, że ja swe wierzenia mogę urzeczywistnić, a pan  nie. Dowiedz pan, że
to co mówiłeś niegdyś, może się urzeczywistnić. Wtedy tylko będziesz mi równy w uczynku.
 Bodajbyś pan w złej godzinie nie zażądał, abym tutaj właśnie urzeczywistnił moje wie-
rzenia!
 Strachy na Lachy!
 Już pana nie straszą dawne  mrzonki . To dobrze. Mocno pan stoisz na nogach.
 Nie. Nie stoję jeszcze mocno, skoro pan chodzisz tutaj między ludzmi.
 Między pańskimi ludzmi, między pańskimi  chłopcami ...
 Wówczas dopiero stałbym mocno, gdyby praca, która tu wrzeć poczyna, wessała pańskie
szyderstwo z niej, rozpuściła je w swym dorobku i przerobiła na element nowej s w o j e j
siły.
 Pan zawsze lubisz  organizować pracę, oczywiście c u d z ą. Czynić z cudzej pracy
element s w o j e j siły.
 A cóż mam na tej ziemi robić, jeśli nie organizować pracy?
 Byłoby jeszcze bliższe zadanie.
 Jakie? Zaraz je wykonam, jeżeli jest bliższe dobra.
 Odziedziczone miliony giełdziarza  wszystko mi jedno jakim sposobem...
 Radzę panu wierzyć, że godziwym!
 Dla mnie dziedziczenie jest niegodziwością. Doskonale czarnego koloru nie można w
moich oczach poczernić drugim czernidłem. Otóż  odziedziczone miliony rozdać głodnym.
Dopóki są na tej ziemi głodni, pańskie zachcianki patriotyczno  industrialne są zbrodnią, tym
gorszą, że na niej świeci się blichtr jakiejś idei. Pan wolisz organizować ciężkie roboty tych
nędzarzy, musztrować armię z nich złożoną do walki z  wrogami narodu , to znaczy z nędza-
rzami zza rzeczki  wreszcie obdarowywać ich ideami.
 Nie będę dysputował. Przecie i pan obdarowujesz ich nie czymkolwiek innym, nie obwa-
rzankami i kuflami piwa, tylko ideami.
 Tylko jedną jedyną ideą, która jest prosta i krótka jak drąg żelazny: bierzcie dobro zra-
bowane wam przez przywłaszczycieli, dziedziców, spadkobierców, panów, milionerów 
chwytajcie dobro wyrobione rękoma waszych braci  choćby byli ludzmi innej mowy i inne-
go kraju  bierzcie  bo to wasze! Nakarmcie wasze dzieci, wesprzyjcie konających z biedy,
90
dajcie choć jeden skuteczny lek cierpiącym, choć jeden na całe życie, dajcie choć jedną po-
ciechę upadającym ze smutku żyda w jarzmie.
 Przecież ja to właśnie robię  mówił Nienaski z uniesieniem  ja daję ludziom dobro, lek
i pociechę!
 Pan? Cóż za bezczelne kłamstwo! Pan budujesz podwaliny swojej chimery, państwa,
które będzie katownią ludu, taką samą jak inne. Usiłujesz pan budować je przebiegle, przy
użyciu zrabowanej myśli przewodniej, jedynej myśli o ratunku, którą żyje nędza. Tym też
jesteś niebezpieczniejszy. Jesteś najniebezpieczniejszy ze wszystkich panów.
 Dla kogo jestem niebezpieczny?  krzyknął Ryszard.
 Dla tych, co już ocknęli się i noszą w sercu zemstę za krzywdę. Powiem panu jedno sło-
wo, prosto w oczy, jak człowiek mężny człowiekowi roztropnemu. Oddaj ludowi, coś pod-
stępnymi sztukami wyłudził od zdziecinniałego starca, i uchodz stąd w kraje swego marzy-
cielstwa.  Szkoda mi słów. Nie będzie zgody. Toteż stosuję do pana tę samą radę: idz stąd
zdrowo w kraje swego marzycielstwa!
 Nie, ja zostanę. Dopóki jest na ziemi nędza, ja ! zostaję i jestem. Jeżeli nawet zginę jako
człowiek  non omnis moriar. Lecz pan  idz! Dodam: pókiś cały!  Aż tak!  Aż tak. Po-
wiem panu drugie ważkie słowo: wy najlepsi  jesteście dla mas, dla ludu  najgorszymi.
  Dla nas, dla ludu . Powinieneś pan mówić jeszcze wyrazniej: My, z bożej łaski lud...
Ten właśnie lud oceni, czym ja dla niego najgorszy.
 Strzeż się pan! Nie pora będzie strzec się, gdy on cię oceni. Pajęczyną organizowania
chciałbyś pan zasłonić rany syfilityczne. Was to, najlepszych chirurgów, biegających ze swą
pajęczyną, należałoby przede wszystkim z placu usunąć, żebyście nie zamącali widoku.
 Nawet usunąć?
 Usunąć! Nie ja mówię. Jestem proch, jestem przechodzień, jestem krzyk przebiegający
pustkowia niedoli. Nie moją rzeczą jest czyn tu lub tam. Słyszałeś pan coś niecoś o  Mści-
cielach .
Nienaski roześmiał się serdecznie.
 Słyszałem  mówił  słyszałem! O to chodzi... Myślałem, że o coś mądrzejszego. %7łe-
gnam asindzieja!
Zmiejąc się głośno, poszedł dalej. Gwizdał i podśpiewywał śpiesząc do kopalni  Xenia .
91
Tej jesieni od pewnego już czasu otrzymywał pod swym adresem kolejno nadchodzące li-
sty, opatrzone pieczęcią partii  Mściciele . Pisma te żądały, ażeby się stawił w jakichś punk-
tach oznaczonych dla zdania rachunków z sum, które odziedziczył i posiada. Początkowo nie
zwracał na te żądania żadnej uwagi i nie stawiał się przed niewiadomym trybunałem. Lecz po
rozmowie ze %7łłowskim na szosie prowadzącej do kopalni zrozumiał, że to nie jest sprawa ze
zwyczajnymi szantażystami ani z bandytami, lecz z ideowością, do której się przyczepiło
wszystko wyzute z praw, z określonej wiary i świadomej idei. Postanowił tedy pójść na miej-
sce wskazane, trzecie z rzędu, i rozmówić się oko w oko z tajemniczym areopagiem. Pragnął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •