[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mi! Niechaj te dzwony... te straszne dzwony nie okażą się sygnałem zbrodni, która przejmuje
mnie przerażeniem!
Franval, niemal oszalały, nieświadomy, co czyni, powlókł się drogą, wyrzucając z siebie
bezładne słowa... Nagle usłyszał daleki tętent... ktoś zbliżał się ku niemu; wytężył słuch; dro-
gą pędził na koniu jakiś jezdziec.
 Kimkolwiek jesteś  zawołał Franval, rzucając się ku nadjeżdżającemu  kimkolwiek je-
steś, zlituj się nad nieszczęsnym, zdruzgotanym przez cierpienie! Gotów jestem targnąć się na
swe życie! Pomóż mi, ratuj mnie, jeśliś człowiekiem i masz Boga w sercu! Ocal mnie przed
własnym moim obłąkaniem!
67
 Boże!  odpowiedział mu głos dobrze znajomy.  To pan? Tutaj?! O nieba! Wstrzymaj
się!
I Clervil... gdyż był to właśnie Clervil, szlachetny kapłan uwolniony z więzienia Franvala,
którego los zesłał na pomoc nieszczęśliwemu w najtragiczniejszej chwili życia, zeskoczył z
konia i schwycił w objęcia swego zawziętego wroga.
 A więc to ty księże  wyszeptał Franval, przyciskając do piersi czcigodnego starca  to
ty, wobec którego tak strasznie zawiniłem...
 Niech się pan uspokoi! Proszę się uspokoić! Uwolniłem się od nieszczęść, które na mnie
spadły, nie myślę już i o tych, które pan na mnie ściągnął, skoro z woli bożej mogę służyć
panu swoją pomocą.. .Okrutna to będzie usługa, którą mam panu oddać, ale niestety koniecz-
na... Usiądzmy... Spocznijmy u stóp tego cyprysa, przystoi ci teraz tylko żałobny wieniec z
jego liści. Drogi panie de Franval, jakże straszne są wieści, które ci przynoszę! Płacz, przyja-
cielu, łzy ulżą twemu cierpieniu; niestety, muszę ci zadać jeszcze większy ból... Minęły dni
radości, przepadły dla ciebie jak piękny sen, zostały ci teraz jeno dni rozpaczy i cierpienia.
 Rozumiem, księże... Te dzwony...
 Zanoszą do stóp Najwyższej Istoty żal i modły zrozpaczonych mieszkańców Valmoru,
którym Przedwieczny zesłał anioła po to tylko, aby go opłakiwali i żałowali...
Słysząc te słowa Franval oparł o pierś ostrze szpady i chciał przeciąć nić swego żywota.
Ale Clervil odepchnął broń i zawołał:
 Nie, przyjacielu, nie śmierci winieneś teraz szukać, lecz pokuty i zadość uczynienia za
swe zbrodnie! Wysłuchaj mnie, wiele mam ci do powiedzenia, musisz się uspokoić, by zro-
zumieć, co zaszło w zamku Valmor...
 Mów, księże, słucham! Wbijaj mi powoli sztylet w serce, godzi się, bym przeżył te same
męczarnie, które chciałem zadawać innym...
 Nie będę się rozwodził nad swoją historią  mówił Clervil.  Po kilkumiesięcznym po-
bycie w strasznym więzieniu, do którego kazał mnie pan wtrącić, udało mi się wzruszyć mo-
jego strażnika. Pewnej nocy otworzył mi bramy. Poleciłem mu, aby jak najstaranniej utaił
przed światem niesprawiedliwość, której się pan wobec mnie dopuścił. Będzie milczał, drogi
panie de Franval, nie zdradzi się ani słowem...
 Och! drogi księże...
 Proszę mnie słuchać, powtarzam, mam ważne rzeczy do opowiedzenia: Po powrocie do
Paryża dowiedziałem się o nieszczęsnej pańskiej aferze, o twoim wyjezdzie... Płakałem razem
z panią de Farneille, łzy jej były szczere, może mi pan wierzyć... Dokładałem wspólnie z nią
starań, aby nakłonić panią de Franval do odwiezienia do nas Eugenii; potrzebniejsze były w
Paryżu niż w Alzacji. Nie pozwolił jej pan jednak opuszczać Valmoru... była posłuszna, za-
wiadomiła nas o tym rozkazie, zwierzyła się z odrazy, jaką budziła w niej myśl o jego złama-
niu. Wahała się długo... Ale wreszcie zapadł w pana sprawie wyrok skazujący... Jesteś potę-
piony, Franval... Masz ponieść karę śmierci jako winny morderstwa na publicznym trakcie.
Ani zabiegi pani de Farneille, ani starania twych krewnych i przyjaciół nie były w stanie po-
wstrzymać miecza sprawiedliwości. Jesteś zrujnowany, wszystkie twoje dobra będą skonfi-
skowane...
Widząc gwałtowne poruszenie Franvala Clervil zawołał:
 Słuchaj mnie! %7łądam tego jako pokuty za twe zbrodnie! %7łądam w imieniu niebios, które
skrucha twoja może jeszcze przebłagać! A więc  mówił dalej  skoro to nastąpiło, napisali-
śmy natychmiast list do pani de Franval, przedstawiliśmy jej całą sytuację. Matka powiado-
miła ją, że powrót do stolicy stał się teraz konieczny; wysłała mnie do Valmoru, abym nakło-
nił ją do wyjazdu. Dążyłem w ślad za kurierem, który wiózł nasz list; niestety, przybył do
zamku wcześniej ode mnie. Przyjechałem za pózno... twój potworny spisek udał się całkowi-
cie. Zastałem panią de Franval na łożu śmierci. Och! co za zbrodnia!... Ze względu na pański
stan daruję ci już te wyrzuty... Słuchaj dalej! Eugenia nie wytrzymała tego widoku. Kiedy
68
przyjechałem do zamku, pogrążona była w rozpaczy, zalana łzami, rozszlochana... Panie de
Franval, jakże opisać ci tę straszną scenę... %7łona twoja konała, wstrząsana potwornymi kon-
wulsjami... Eugenia krzyczała w zapamiętaniu, wyznawała, że jest winna, błagała o śmierć,
chciała targnąć się na swoje życie, czołgała się u naszych stóp, obejmowała matkę za szyję i
chciała ożywić ją własnym oddechem, ocucić łzami, wzruszyć swymi okropnymi wyrzutami
sumienia... Taki to bolesny widok przedstawił się moim oczom. Kiedy wszedłem do sypialni,
pani de Franval poznała mnie... Chwytała mnie za ręce, chciała mówić... Zdołała wyszeptać
kilka słów, które z trudem zrozumiałem, które z wysiłkiem wydobyły się z jej piersi, zdła-
wionej atakiem jadu... Przebaczała ci... prosiła Boga o zmiłowanie nad tobą, błagała przede
wszystkim o łaskę dla córki... Widzisz, bezbożny człowiecze... Ostatnie słowa, ostatnie wes-
tchnienie kobiety, którą zabiłeś, były do ciebie zwrócone... Starałem się ją ratować, czuwałem
nad służbą, posłałem po najlepszych lekarzy. Pocieszałem Eugenię; stan jej był tak okropny,
że nie potrafiłem odmówić jej swego miłosierdzia... Na nic to się nie zdało. Twoja nieszczę-
śliwa żona zmarła w konwulsjach, w męczarniach trudnych do opisania. W tym tragicznym
momencie byłem świadkiem niespodziewanego skutku wyrzutów sumienia, jakiego nigdy
przedtem nie widziałem. Eugenia poszła w ślad za matką, zmarła w chwilę po niej. Myśleli- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •