[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- O tym nie mogło być mowy. Dlaczego przyjechałeś,
Carlyle?
- Przyjechałem zabrać cię do domu - wyrzekł po dłu-
gim milczeniu.
- To jest teraz mój dom.
- Twój dom to Emma i ja. Jeśli tego potrzebujesz, to
proszę bardzo. - Wskazał na książki. - Możesz wybrać
każdą pracę, jaką zechcesz, jeśli ma to dla ciebie aż takie
znaczenie.
- Carlyle, ty nie masz pojęcia, co ma, a co nie ma dla
mnie znaczenia.
- Tak mówi Emma i moja matka - zmarszczył brwi.
- I przyjechałeś, bo one cię tu wysłały?
- Tak... Nie... to coś więcej, ale trudno mi to wyjaśnić.
Jedyna rzecz, jaka jest dla mnie jasna, to to, że pragnę, abyś
wróciła. Mój dom bez ciebie już nie jest domem. - Widział
wciąż ten nieustępliwy wyraz na jej twarzy i zrozumiał, że
nie wypowiedział jeszcze właściwych słów. Nie umiał ich
znalezć.
- Nie rozumiem - powiedziała Briony. - Denis wy-
szedł godzinę temu. Jeśli widziałeś, jak wychodził, dlacze-
go nie zapukałeś od razu?
Nagle zdał sobie sprawę, że znalazł te potrzebne słowa.
- Bałem się - odparł po prostu.
- Ty się bałeś?
S
R
- To było takie ważne... A jeśli nic nie rozumiem i ty
mnie nie kochasz.
- Nie kocham? - spytała niedowierzająco. Nie była
pewna, czy dobrze słyszy.
- Emma mówi, że mnie kochasz, że tak jej powiedzia-
łaś. Przypuszczałem, że czegoś nie zrozumiała, ale ona
upierała się, że powiedziałaś:  bardzo, bardzo". Jej zda-
niem to świadczy o prawdziwości twoich słów. - Patrzył
na nią z niespokojnym pytaniem w oczach.
- Och, ty głuptasie - westchnęła. - Ty kochany głup-
tasie.
- Wiem, że jestem osłem - przyznał z rzadką u niego
pokorą. - Chodzi tylko o to, do jakiego gatunku osłów
należę?
Odpowiedziała w jedyny możliwy sposób, zarzuca-
jąc mu ręce na szyję. Pocałowała go po raz pierwszy
z uczuciem odwzajemnionej miłości. Na chwilę znierucho-
miał ze zdumienia, ale potem porwał ją gwałtownie w ob-
jęcia.
- Kocham cię, kocham -powtarzał ciągle. -Kochałem
cię od wielu miesięcy, ale nie wiedziałem, jak ci to powie-
dzieć. Byłaś taka daleka.
- Myślałam, że tego właśnie chcesz. Stale przypomina-
łeś mi, że robisz to tylko dla Emmy, że zawarliśmy umowę.
- Nie chciałem, żebyś była skrępowana - tłumaczył.
- Wiedziałem, że przywiązujesz wagę do tej umowy.
- Do diabła z umową! - zawołała. - Czy myślisz, że
wyszłabym za ciebie dla pieniędzy czy dla kariery? Napra-
wdę tak myślałeś?
- Nie wiem już, co mam myśleć. Nic z tego, w co wie-
rzyłem, nie okazało się prawdziwe.
S
R
- To jest prawdziwe - szepnęła, muskając łagodnie je-
go usta wargami.
- Tak - jęknął. - To jest prawdziwe. Tylko to.
- Kochanie, dlaczego my tracimy czas?
- Masz rację - powiedział, porywając ją na ręce. Ko-
pnięciem otworzył drzwi do sypialni. .
Kochali się, jakby to był ich pierwszy raz. Przeszłość
się nie liczyła. Odnalezli się jako kochankowie, pełni na-
dziei na przyszłe wspólne życie, teraz i na zawsze.
- Nie mogę uwierzyć, że naprawdę mnie kochasz - po-
wiedziała potem, gdy leżeli obejmując się.
- Uwierz. To nagle spadło na mnie. Byłaś taka piękna,
gdy szłaś przez nawę kościelną. Myślałem o tobie tylko ze
względu na Emmę i nagle okazało się, że jesteś zachwyca-
jąca. Ale tak niechętnie zgodziłaś się wyjść za mnie...
- To dlatego, że Sally...
- Nie wiedziałem o tym. Myślałem, że trzeba postępo-
wać ostrożnie. Niekiedy stawałaś się bardziej czuła dla
mnie, ale potem znów mnie odpychałaś. Gdy pozwoliłaś
mi kochać się z tobą, myślałem, że mam szansę, ale potem,
niestety, nic się nie zmieniło.
- Widziałam, jak patrzysz na fotografię Helen i Emmy.
- Emma była na zdjęciu z tobą. To na ciebie patrzyłem.
- Ale byłeś zgnębiony. Myślałam, że czujesz się winny
wobec Helen.
- %7łegnałem się z nią. Zabrało mi to zbyt wiele czasu.
Ale wtedy już byłaś ty i wypełniałaś moje serce tak, jak
żadna kobieta od chwili jej śmierci. Tak cię kochałem,
Briony, a ty mnie nigdy nie ośmieliłaś... W święta byłem
gotów zamordować Denisa.
- Za ten niewinny pocałunek pod jemiołą?
S
R
- Przez ten niewinny pocałunek o mało nie dostałem sza-
łu. Wiedziałem, że cię kocham, ale nie wiedziałem, że aż tak,
dopóki nie zwariowałem z zazdrości. Przekonałem się, że
jestem człowiekiem zazdrosnym i zaborczym. Wrócisz ze
mną jutro do domu, prawda? Możesz się uczyć biznesu w ja-
kiś inny sposób, nie tutaj, nie tak daleko ode mnie.
- Już nigdy z dala od ciebie, najdroższy. Dopóki bę-
dziesz mnie chciał.
- Chcę cię. I to nie tylko ja. Więc muszę się przyznać...
- Do czego?
- Emma powiedziała mi, że mogę nie wracać do domu,
jeżeli cię nie przywiozę.
Zmiali się długo, aż do łez.
- Och, jak to dobrze być jej matką-powiedziała, ocie-
rając oczy.
- Muszę ci jeszcze coś powiedzieć - dodał spokojnie.
- Sam o tym nie wiedziałem aż do wczoraj. Pamiętasz, że
kiedy oprzytomniała po operacji, to powiedziała:  Mamu-
sia tam była"... Otóż... miała na myśli coś innego, niż
przypuszczaliśmy.
- Na pewno mówiła o Helen - powiedziała Briony:
- Tak, ale ona mówiąc to, myślała też o tobie. Niezu-
pełnie to rozumiem, ale gdziekolwiek ona wtedy była, wy
obie, ty i Helen, byłyście tam także. Wyjaśniała mi to
wczoraj w nocy. Oswald i Oswald, mamusia i mamusia...
Dla niej to jest zupełnie proste.
Tylko takiego wyznania brakowało jej do pełni szczę-
ścia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •