[ Pobierz całość w formacie PDF ]

leszczynowej i klonowej gęstwinie, oblanej jaskrawym słońcem. Choć bardzo się tego wstydził, znowu zwrócił
się do Daniły. I znowu naznaczono spotkanie w południe w lesie. Tym razem Eugeniusz lepiej jej się przyjrzał i
wszystko wydało mu się w niej ponętne. Spróbował porozmawiać z nią, zapytał o męża. Istotnie, był to syn
Michajły, służył w Moskwie za stangreta.
 No cóż, jakże ty tak...  Eugeniusz chciał zapytać, jak to jest, że ona go zdradza.
 Wedle czego: jakże?  spytała. Widocznie była mądra i domyślna.
 No, jakże ty tak do mnie chodzisz?
 Wielka mi rzecz  wyrzekła wesoło.  On tam pewnikiem hula. To cóż ja mam sobie odmawiać?
Widać było, że udawała rozwiązłość, chwackość. I to wydało się Eugeniuszowi mile. Jednakże sam nie
naznaczył jej schadzki. Nawet kiedy zaproponowała, żeby widywać się bez pośrednictwa Daniły, do którego
odnosiła się jakoś nieprzychylnie, Eugeniusz się nie zgodził. Miał nadzieję, że to spotkanie będzie ostatnie.
Podobała mu się. Sądził, że takie obcowanie jest dla niego konieczne i że w tym nie ma nic złego, ale w głębi
duszy miał surowszego sędziego, który tego nie pochwalał, i spodziewał się, że to ostami raz, jeżeli zaś się nie
spodziewał, to przynajmniej nie chciał w tej sprawie brać udziału i przygotowywać tego na następny raz.
Tak rzecz się miała przez całe lato, podczas którego widział się ze Stiepanidą z dziesięć razy i zawsze za
pośrednictwem Daniły. Raz się zdarzyło, że nic mogła przyjść, ponieważ przyjechał mąż, i Daniła zaproponował
inną. Eugeniusz ze wstrętem odmówił. Potem mąż wyjechał i schadzki trwały po dawnemu, z początku przez
Daniłę, a potem już po prostu wyznaczał kiedy, i ona przychodziła z babą Prochorową, ponieważ mężatka nie
może chodzić na schadzki sama. Pewnego razu, akurat w tym czasie, gdy było wyznaczone spotkanie, do Marii
Pawłowny przyjechała w odwiedziny znajoma rodzina z tą panną, którą matka raiła Eugeniuszowi, i Eugeniusz
w żaden sposób nie mógł się wyrwać z domu. Gdy tylko mógł wyjść, poszedł niby to na gumno i okrężną
ścieżką do lasu nie miejsce spotkania. Jej nie
było. Ale na zwykłym miejscu wszystko, dokąd mogła sięgnąć ręką, było połamane: czeremcha, leszczyna,
nawet młody kłonek grubości pałki. To ona tu czekała, denerwowała się, złościła i swawoląc zostawiła mu taką
pamiątkę. Postał, postał i poszedł do Daniły prosić, żeby ją zamówił na futro. Przyszła i była taka jak zawsze.
Tak minęło lato. Spotkania były zawsze wyznaczone w lesie i tylko taz, już pod jesień, w szopie za zagrodą
Pczrłnikowów. Eugeniuszowi nawet nie przychodziło do głowy, żeby ten stosunek mreł dla niego jakiekolwiek
znaczenie O niej zaś nawet nie myślał. Dawał jej pieniądze, i basta. Nie wiedział i nie myślał, że cała wieś już
wiedziała o tym i zazdroszczono jej, że członkowie jej rodziny bali od nie) te pieniądze i Tarhęrali ją i że jej
pojęcie o grzechu pod wpłrwcm pieniędzy i udziału krewnych całkiem się rozwiało. Wydawało się jej, że skoro
ludzie zazdroszczą, to to, co ona robi, jest dobre.
 Po prostu trzeba przecież dla zdrowia  myślał Eugeniusz.  Przypuśćmy, to niedobrze, i chociaż nikt o
tym nie mówi, wszyscy łub wiełn wie. Baba, z którą ona chodzi, wie. A skoro wie, to z pewnością rozgadała.
Ale cóż robić? Paskudnie postępuję  myślał Eugeniusz  ale co robić, zresztą, to nie na długo."
Najbardziej Eugeniuszowi spokój mysi o mężu. Z począt
ku nie wiadomo dlaczego wyobrażał sobie, że jej mąż musi być py^ri i to jakby go częściowo usprawiedliwiało.
Ale zobaczył męża i był zaskoczony. Był to chwat i elegant, w żadnym razie nie gorszr, a na pewno lepszy od
niego. Pizy pierwszym spotkania potem powiedział Soepanidzie, że widział jej męża, i zachwycał się, jaki z
niego mrh
 Drugiego takiego nie ma we wsi  powiedziała z dumą.
To zdziwiło Eugeniusza. Odtąd myśl o mężu jeszcze bardziej go
dręczyła. Zdarzyło ma się być kiedyś u Daniły i Daniła, rozgadawszy się, powiedział mn wręcz: ~
 A Midupi niedawno pytał się mnie: czy to prawda, ze dnedne żyje z żoną mojego syna. Powiedziałem:
nie wiem. Zresztą, powiadam, lepiej z dziedzicem niż z chłopem.
 I cóż on na toł
 A nic, powiada, poczekajcie, dowiem ię dokumentnie, już ja jej pokażę.
 No, gdyby mąż wrócił na wieś, przestałbym"  myślał Eugeniusz
Ale mąż mieszkał w mieście i stosunek na razie trwał.
 Gdy będzie trzeba, zerwę i nic z tego nie zostanie**  myśłaA
Wydawało obi sie co niewątpliwe, ponieważ w ciąga lata dożo różnych rzeczy bardzo go absorbowało: i
urządzenie nowego folwarku, i żniwa, i budowa, i  rzecz najważniejsza, spłata długo i sprzedaż ugorów.
Wszystko to były sprawy, które go pochłaniały całkowicie, o których myślał kładąc się spać i wstając Wszystko
co było prawdziwym życiem. Spotkania zaś  nawet nie nazywał tego stosunkiem  ze Sciepanidą były czymś
zgoła błahym. Co pcawda, gdy zjawiało się pragnienie zobaczenia jej, występowało z taką siłą, że o niezrm
innym nie mógł myśleć, ale to trwało niedhsgo, urządzało się schadzkę i znowu zapominał o niej na tygodnie,
czasami na miesiąc
Jesienią Eugeniusz często jezdził do miasta i tam zaprzyjaznił się z rodziną Armeńskich. Armeńscy mieli
córkę, która świeżo ukończyła instytut. I tu ku wielkiemu zmartwienia Marii Pawłowny stało się to, że
Eugeniusz, jak ona mówiła, za nisko siebie ocenił, zakochał się w Lizie Armeńskiej i oświadczy! się jej. Od tego
czasu spotkania ze Sciepanidą ustały.
V
Dlaczego Eugeniusz wvbcał lizę Armeńską, nie można wyjaśnić, jak nigdy nic można wyjaśnić, dlaczego
mężczyzna wybiera tę, a nie inną kobietę. Przyczyn było mnóstwo  i pozytywnych, i negatywnych. Przyczyną [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •