[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Myśmy się kochali.
- To kwestia semantyki.
- Akurat. Nie, nie zamykaj się przede mną. Chwycił ją mocno za ramiona.
- Nie jestem Chuckiem. Popatrz na mnie, naprawdę popatrz.
Uspokoiła się i zrobiła, o co prosił.
- Patrzę. Wiem.
- Czego chcesz, Abby? Ocen?
- Nie. - Choć dorosła, zarumieniła się jak dziecko. - Oczywiście, że nie. Tylko...
- Zastanawiasz się, jak mi było. Czy robiłaś to, co należy i jak należy. - Dylan
usiadł i zmusił ją, by także usiadła. Nie pozwolił jej nawet zakryć się prześcieradłem. -
Czy nie wpadło ci nigdy do głowy, że Chuck Rockwell wcale nie był takim super
kochankiem, jak pisano w gazetach? Ze to, co było lub czego nie było między wami w
łóżku, to była jego wina?
Nie. Dylan się myli.
- Te wszystkie kobiety. .. - zaczęła i umilkła.
- Coś ci powiem, Abby. To nic trudnego baraszkować pod kołdrą co noc z inną
kobietą. - Wiedziało tym, bo on także miał za sobą te doświadczenia. - Nie musisz
myśleć, nie musisz czuć. Nie musisz się starać, żeby przed tą drugą osobą rozstąpiło się
niebo. Myślisz tylko o własnym zaspokojeniu. Jest zupełnie inaczej, kiedy masz
partnerkę, kogoś, komu składałeś obietnice, kogoś, kogo powinieneś czynić
szczęśliwym. To wymaga czasu i uwagi. Dopiero wtedy może być dobrze. Patrzyła na
niego z rozchylonymi ustami i szeroko otwartymi oczami.
- Nie chcę słuchać teraz o Chucku Rockwellu. Nie chcę, żebyś myślała o nim czy
o kimkolwiek innym. Skup się tylko na mnie.
- Skupiam się. - Niepewnym gestem pogładziła go po policzku. - Jesteś
najcudowniejszą rzeczą, jaka mi się zdarzyła od niepamiętnych czasów. - Zauważyła
zmianę w jego spojrzeniu, poczuła, że mocniej zaciska rękę na jej ramieniu, i szybko
mówiła dalej: - Zmusiłeś mnie, żebym zmierzyła się ze sprawami, które moim zdaniem
09
powinnam trzymać w zamknięciu. Jestem ci za to wdzięczna.
- Ile razy mam ci powtarzać, żebyś mi nie dziękowała? - Jego ręka delikatnie
gładziła jej ramię.
- To już naprawdę ostatni raz. - Objęła go mocno i przytuliła. - Nie śmiej się.
- Nie mam nastroju do żartów.
- Czuję się, jakbym zdobyła jakąś ważną i trudną umiejętność.
- Coś w rodzaju kraula?
- Mówiłam ci, żebyś się nie śmiał.
- Przepraszam. - Zaśmiał się jednak i przetoczył ją pod siebie. - Ale każdą
umiejętność trzeba ćwiczyć. Trening jest najważniejszy.
- Chyba masz rację. Dylan?
- Tak?
- Niebo naprawdę się przede mną rozstąpiło. Wtulona w niego poczuła, że się
uśmiecha.
- Przede mną też.
Nagle zza ściany dobiegł ich rozpaczliwy płacz.
- Co się ...
- To Chris.
Abby wyskoczyła z łóżka. Wyciągnęła z szafy szlafrok i była już za drzwiami,
zanim Dylan zdążył znalezć dżinsy.
- Och, maleńki, co się stało? - Abby wbiegła do pokoju Chrisa, trzęsącego się pod
kołdrą ze strachu.
- Były zielone i wstrętne. - Mały z ulgą wtulił się w bezpieczne schronienie
matczynych ramion. Uspokoił go znajomy zapach. - Były podobne do węży i syczały
 ssss , i goniły mnie, i wpadłem do dziury.
- Paskudny sen. - Abby kołysała małego w ramionach. - Ale już dobrze, prawda?
Jestem przy tobie. Chris pociągał jeszcze nosem, lecz nie płakał.
- Chciały mnie pociąć na kawałki.
- Jakiś zły sen? - Dylan niepewnie stanął w drzwiach. Nie wiedział, czy ma wejść,
10
czy raczej zostawić ich samych.
- Wstrętne, zielone węże - wyjaśniła mu Abby. - O rany! Straszne, co, tygrysie?
Chris pociągnął nosem, kiwnął głową i potarł oczy. Powinien czy nie, Dylan wszedł
jednak do pokoju i uklęknął obok łóżka chłopczyka.
- Następnym razem musisz wyśnić sobie mangustę. Węże nie mają szans z
mangustą.
- Mangustę - powtórzył nie znane mu słowo Chris. - Zmyśliłeś to?
- Nie. Jutro znajdziemy gdzieś zdjęcie. Mieszkają w Indiach.
- Trace pojechał do Indii - przypomniał sobie Chris. - Dostaliśmy kartkę. - Mały
ziewnął i przytulił się mocniej do matki. - Nie idz jeszcze.
- Dobrze. Zaczekam, aż zaśniesz.
- Dylan też?
Dylan uszczypnął go lekko w policzek.
- Jasne.
I zostali. Abby tuliła synka i śpiewała coś, co brzmiało, jak irlandzka kołysanka.
Dylan czuł się zadziwiająco dobrze. Nie tak, jak przed chwilą w starym łóżku z Abby, ale
podobnie. Miał wrażenie, że odnalazł wreszcie swoje miejsce, miejsce, ku któremu
zmierzał całe życie. Myślał, że to chwilowe uczucie, że zaraz minie. Ono jednak trwało.
Zwiatło z holu padało na kolumnę ciężarówek i mocno sfatygowaną piłkę.
W końcu Abby przykryła małego i ułożyła obok niego ukochaną Mary.
- Zliczny, prawda?
- Yhm. - Dylan pogładził delikatnie Chrisa po główce, po czym szybko schował
rękę do kieszeni.
Będzie miał ciężkie życie, kiedy sobie to uświadomi.
- Jest bardzo podobny do Trace'a. Sam urok. Tata mówi, że Trace nauczył się to
wykorzystywać, zanim zaczął raczkować. - Naturalnym gestem wzięła Dylana za rękę i
razem wyszli z pokoju. - Zajrzę jeszcze do Bena.
Otworzyła drzwi i aż westchnęła. Ubrania, książki i zabawki walały się po całym
pokoju. Już wiedziała, jakie zajęcie wymyśli dla niego na weekend.
11
Podeszła do łóżka, poprawiła mu kołdrę, wyjęła spod poduszki tenisówkę i
odstawiła na półkę szwadron żołnierzyków.
- Zpi jak kamień - zauważyła.
- Widzę.
- I straszny z niego bałaganiarz.
- Nie mogę się nie zgodzić.
Zaśmiała się cicho i pocałowała synka w czoło.
- Kocham cię, draniu.
W półmroku, zręcznie wymijając przeszkody, do tarła do drzwi.
- Lubię twoje dzieci, Abby. - Dylan pogładził ją po ręce. Wzruszona uśmiechnęła
się i pocałowała go w policzek.
- Dobry z ciebie człowiek, Dylan.
- Niewielu ludzi by się z tobą zgodziło.
- Bo nie widzą cię takim jak ja.
To akurat była prawda, ale nie mógł jej powiedzieć dlaczego. Sam jeszcze nie był
pewny.
- Wracaj do łóżka.
Abby posłusznie skinęła głową i objęła go w pasie.
12
ROZDZIAA DZIEWITY
Jak wiele może się zdarzyć w ciągu dwudziestu czterech godzin! Abby powitała
poranek z niedowierzaniem. Odkryła namiętność. Odkryła uczucie. I może nawet zrobiła
pierwszy krok ku zerwaniu więzów z przeszłością. Było to zasługą Dylana, ale pewnie by
nie zniósł jej kolejnych podziękowań. Nie mogła wyrazić mu swej wdzięczności, nie
denerwując go. Nie mogła mu powiedzieć, że go kocha, bo mogłaby utracić to, co
dopiero się zaczęło. Nic więc nie powie, może samo bycie z nim wystarczy.
Wyprawiła dzieci do szkoły, oporządziła gospodarstwo, zostawiła Dylanowi kartkę
i wskoczyła do auta. Energia wprost ją rozpierała.
Jechała do pani Cutterman, by sprzątaniem i szorowaniem jej domu zarobić na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •