[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Po co tu przyjechałeś? - syknęła przez zaciśnięte zęby.
- śeby zobaczyć ciebie. Katrin zbladła.
- Wiesz o Donaldzie, prawda? - wyszeptała.
- Nie powinnaś była uciekać. Byłaś absolutnie niewinna.
Jestem o tym przekonany.
- Odziedziczyłam wszystkie jego pieniądze - powiedziała
głucho.
- Nic mnie to nie obchodzi. Choćbyś odziedziczyła nawet
bilion dolarów, nie miałaś nic wspólnego z jego śmiercią.
Przera\ony Luke zobaczył łzy w jej oczach.
- O Bo\e! - powiedziała. - Muszę wyjść.
Ostatnim wysiłkiem, Luke zmusił się do pozostania na
miejscu.
- Naprawdę bardzo mi przykro - powiedział. - Taki
przyjazd bez uprzedzenia był najgłupszą rzeczą, jaką mogłem
zrobić.
Z głośnym świstem głęboko wciągnęła powietrze.
- Przynajmniej raz zgadzamy się w pełni - powiedziała.
- No, to ju\ coś. Ale chyba powinnaś ju\ wrócić do
kuchni. Olaf patrzy na mnie podejrzliwie. Pewnie myśli, \e
łączy nas coś wyjątkowo gwałtownego.
- To jest absolutnie niemo\liwe - warknęła. - Obróciła się
na pięcie i pospieszyła na zaplecze. Mijając Olafa,
zignorowała go, jakby był jeszcze jednym dębowym krzesłem.
Luke posmarował tost masłem. Pocieszał się, \e nie
mówiła tego powa\nie. Potem zabrał się do zupy. Smak i
zapach szpinaku. Naturalnie! Potraktował to jak nale\ną
pokutę. I rozło\ył gazetę.
Za to ryba była cudowna. Potem jeszcze deser i dwie
fili\anki kawy. Gdy Katrin napełniała ją po raz drugi, spytała
uprzejmie:
- śyczy pan sobie coś jeszcze, sir?
Czwórka gości odeszła ju\ od sąsiedniego stolika, więc
Luke powiedział bez owijania w bawełnę:
- Spotkasz się ze mną gdzieś po pracy? Przyjechałaś
samochodem?
- Rowerem. Dlaczego chcesz spotkać się ze mną?
- Muszę z tobą porozmawiać. Popatrzyła nań tak, jakby
był muchą w zupie.
- Przejechałeś taki szmat świata, \eby ze mną
porozmawiać? Myślisz, \e w to uwierzę?
- Owszem, tak. I owszem, tak.
- Myślałam, \e masz wiele lepszych zajęć. A
przynajmniej bardziej dochodowych.
- Przyjechałem, \eby zobaczyć się z tobą, Katrin -
powtórzył Luke.
- Dość ju\ mam tych kłamstw! Czy ju\ nigdy się ciebie
nie pozbędę?
- Przynajmniej dopóki nie porozmawiamy o wszystkim,
czego się dowiedziałem.
- Dlaczego mnie dręczysz?
- Wiem, \e nie robię tego zbyt zgrabnie - rzucił Luke,
rozdra\niony. - Proszę, Katrin, pozwól mi przyjechać do
ciebie dziś wieczorem? Czy mo\esz zdobyć się choć na tyle?
Wahała się. W końcu rzuciła:
- Nie wcześniej ni\ pół do jedenastej.
W jej oczach Luke dostrzegł mieszaninę wrogości i
przera\enia. I sam nie wiedział, co było gorsze.
- Przyjadę - powiedział. - Jeśli Olaf będzie robił ci
trudności, ka\ mu wskoczyć do jeziora.
- Potrącą mi z pensji za cztery talerze i rostbefy -
powiedziała. - C'est la vie.
- To haniebne. Nie powinno to ujść dyrekcji pensjonatu
płazem.
- Nie jestem prawnikiem - powiedziała słodko Katrin. -
Jestem maklerem giełdowym. Do zobaczenia pózniej.
Brakowało pięciu minut do dziewiątej. Zostało mu jeszcze
półtorej godziny. Czas, z którym musiał coś zrobić.
Wybrał się na spacer brzegiem jeziora. Szedł, słuchając
rechotania \ab i szumu fal. Raz po raz spoglądał na
wskazówki zegarka, sunące po tarczy śmiertelnie powoli.
Tego dnia powinien był lecieć do Whitehorse, by sfinalizować
kolejny kontrakt. Prosto stamtąd miał dotrzeć na spotkanie w
Teksasie. Lecz poprzedniego dnia odwołał wszystkie
umówione spotkania. Gdy\ owego dnia rano znalazł się w
bibliotece.
Spędził tam kilka godzin, czytając wszystkie dostępne
relacje z procesu. Znalazł te\ wiele zdjęć Katrin. Wyglądała
wtedy inaczej ni\ ta, którą znał. Ale nawet z marnych
fotografii gazetowych mo\na było wyczuć jej, tak dobrze mu
znaną, dumę.
Całymi miesiącami gazety grzebały w \yciu prywatnym
jej i jej mę\a. Luke przyglądał się jego szerokim szczękom i
grubym wargom, zastanawiając się, dlaczego Katrin za niego
wyszła?
Nawet teraz, nad brzegiem jeziora, nie potrafił pozbyć się
z pamięci tych obrazów.
Dwadzieścia cztery minuty po dziesiątej był na parkingu i
wsiadał do auta. Dwadzieścia dziewięć minut po dziesiątej
zatrzymał się przed domem Katrin. Zwiatła w domu były
zapalone. Rower stał przy drzwiach. Wszedł po schodkach,
otarł o nogawki wilgotne dłonie i zadzwonił.
Drzwi otworzyły się niemal natychmiast. Katrin zaprosiła
go do środka i z hukiem zatrzasnęła drzwi. Stanęła w
bezpiecznej odległości, kilka kroków przed nim.
- Nie mo\emy rozmawiać zbyt długo - powiedziała. -
Jutro pracuję na porannej zmianie.
Wyglądało na to, \e właśnie wyszła spod prysznica.
Wilgotne włosy związane w węzeł, pojedyncze kosmyki
odgarnięte za uszy. Miała zaró\owione policzki. Ubrana była
w d\insy i luzny sweter.
- Lubię, kiedy jesteś tak uczesana.
- Nie przyszedłeś tutaj rozmawiać o moich włosach.
- Czy mogę usiąść? - spytał cicho.
- Napijesz się czegoś? - spytała.
- Nie, dziękuję.
Rozejrzał się dookoła. Znajdowali się w tradycyjnie
urządzonej kuchni. Z sosną wykładanymi ścianami,
dywanikami na drewnianej podłodze i kwiatami w doniczkach
na szerokich parapetach. W zlewie le\ały naczynia. Na
dębowym stole gazety i stos korespondencji. Jak\e inne było
to wnętrze od zimnej, stalowej kuchni w jego domu. Usiadł
przy stole. Z widocznym ociąganiem, Katrin siadła naprzeciw
niego.
Najdalej, jak tylko mogła.
Pochylił się ku niej.
- Wczoraj przeczytałem wszystko, co gazety
wydrukowały o procesie. Nie umiem wyobrazić sobie, jak
zdołałaś prze\yć to wszystko.
- Wiedziałam, \e byłam niewinna. I miałam wsparcie
przyjaciół.
Wszystko szło nie tak, jak sobie wyobra\ał. Wcale nie
padła mu w ramiona, kiedy tylko przekroczył próg jej domu.
- Dlaczego za niego wyszłaś? - spytał cicho.
- Dla pieniędzy, rzecz jasna.
- Nie wierzę. - Luke z trudem hamował złość.
- To jesteś jednym z niewielu.
- Nigdy nie lubiłem chodzić w stadzie. - Uśmiechnął się,
by nieco rozładować atmosferę.
- Byłam młoda. Naiwna, a raczej głupia.
Wbił gniewne spojrzenie w stół. Pragnął jej tak bardzo.
- Nie chcę cię przesłuchiwać. Dosyć ju\ przeszłaś. Ale
kiedy obejrzałem twoje zdjęcia... Zobaczyłem tyle godności i
odwagi na twojej twarzy... Nie umiałem tego wszystkiego
zrozumieć.
Przyleciałem. Powinienem był cię uprzedzić, wiem. Ale
wtedy pewnie byś uciekła.
- Masz rację. Prawdopodobnie tak bym zrobiła.
- Dlaczego?
- Bo nie mamy sobie nic do powiedzenia. Nagle
wyciągnął rękę ku jej dłoni le\ącej na stole.
- Nie dotykaj mnie! Ból przeszył mu serce.
- Wyrzuciłaś mnie ze swojego systemu, prawda? Dla
kogo, Katrin?
- Jest coś, co powinieneś o mnie wiedzieć, Luke'u
MacRae... Nie pozwalam sobie na przygody.
Uspokoił się.
- Po wyjezdzie stąd spotkałem się z trzema kobietami i ze
wszystkimi piekielnie się wynudziłem.
- Moje gratulacje!
- Dlaczego za niego wyszłaś? - powtórzył. Długą chwilę
wpatrywała się w niego ponad stołem.
- Czy odjedziesz, je\eli ci powiem? Spojrzał jej prosto w
oczy.
- Niczego nie obiecuję.
- Pragniesz mnie tylko dlatego, \e nie rzuciłam ci się w
ramiona!
- Zaufaj mi trochę bardziej.
- Nie wiem, dlaczego to robisz. Bo i skąd? Jesteś
chodzącą tajemnicą.
- Przecie\ wiesz, \e jesteś dla mnie na tyle wa\na, \e
przyleciałem natychmiast, gdy tylko poznałem twój sekret -
powiedział z mocą. - Mówisz, \e nie pozwalasz sobie na
przygody, Katrin. A ja nigdy nie narzucam się kobietom, które
mnie nie chcą. To nie w moim stylu. - Poczuł, \e gardło
ścisnęło się mu boleśnie. Przyszła pora zadania tego
najwa\niejszego pytania.
- Czy nadal chcesz pójść ze mną do łó\ka? I w Nowym
Jorku, i w San Francisco nie mogłem cię zapomnieć. W dzień
i w nocy. Noce były znacznie gorsze. Teraz właśnie
powinienem być na Jukonie i omawiać szczegóły kontraktu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •