[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w pokojach na górze...
Nagle doznała olśnienia.
- Na górze był dom publiczny!
- Tego nie powiedziałem.
- Ale zgadłam, prawda?
MógÅ‚by przysiÄ…c, że po jej twarzy przemknÄ…Å‚ szel­
mowski, ledwo dostrzegalny uśmiech. Brice'owi serce
zabiło szybciej.
skan i przerobienie anula43
142 DRUGIE ROZDANIE
- To cię bawi? - spytał.
Oczy jej zalśniły wesoło.
- W pewnym sensie - przyznała. - Sprawiasz
wrażenie poważnego, statecznego człowieka. Jesteś
filarem spoÅ‚eczeÅ„stwa, szanowanym panem dokto­
rem, który cieszy się powszechnym uznaniem. Fakt,
że ktoś taki jak ty mieszka w burdelu...
- W dawnym burdelu - poprawił.
- W dawnym burdelu... - Pokręciła głową. - Tak,
to bardzo śmieszne.
Lekki uśmiech wciąż błąkał się po jej wargach. To
dobrze, pomyślał Brice; jest odprężona. Postanowił
przyłączyć się do zabawy.
- Jeśli faktycznie na piętrze mieścił się burdel,
wiesz, co to oznaczało?
- No jasne. - Rozejrzała się po pokoju. - %7łe
wystrój musiał być całkiem inny.
- Bardziej frywolny. Swawolny. Komoda, stół,
w rogu parawan, na nim pończoszki, haleczki...
A na suficie lustra, pomyślała Karen, kierując
wzrok ku górze.
Brice odgadł jej myśli.
- Sporo musiało się tu dziać. - Oparł dłoń na
materacu, przy biodrze dziewczyny. - Wyobrażasz
sobie akrobacje, jakie odbywały się na tym łóżku? Te
miłosne igraszki?
Uśmiech zgasł na jej twarzy. Brice był zbyt
przystojny, zbyt męski, w dodatku siedział zbyt
blisko.
Barbara Delinsky 143
- Miłosne igraszki? Bez przesady. To był zwykły
seks.
- W porządku. Niech ci będzie zwykły seks.
- I nie na tym łóżku.
Zareagował lekkim wzruszeniem ramion.
- W porzÄ…dku, na innym łóżku. - Oczy mu bÅ‚ysz­
czały. - Ale w tym miejscu. Dziki, namiętny seks.
Spocone ciała, jęki, okrzyki. Każdego dnia, każdej
nocy.
- Masz bujną fantazję - szepnęła i speszona
wstrzymała oddech. Bo wpatrywał się w nią tak
lubieżnie, tak uwodzicielsko, jakby to ona dzień po
dniu uprawiała ten dziki, szalony seks. - Nie patrz tak
na mnie - poprosiła.
- Czyli jak? - spytał ochryple, a jej po krzyżu
przebiegł dreszcz.
- No właśnie tak.
- Ja nic nie robiÄ™.
- Pożerasz mnie wzrokiem.
- Lubię szczerość.
Oparta plecami o wezgłowie, skrzyżowała ręce na
piersi, jakby broniła do siebie dostępu.
- PotrzebujÄ™ przestrzeni, Brice. Za bardzo mnie
osaczasz.
Nie odsunął się; przeciwnie, przysunął się bliżej.
Czuł przemożną chęć, żeby ją pocałować, i tym razem
nie zamierzaÅ‚ jej w sobie dÅ‚awić. Karen chciaÅ‚a naza­
jutrz wyjechać, a on... on postanowił skosztować jej
warg, zanim zniknie z jego życia. Mogła protestować,
144 DRUGIE ROZDANIE
mogÅ‚a siÄ™ oburzać, lecz widziaÅ‚ w jej twarzy i spoj­
rzeniu, że ona również go pragnie.
- Brice...
Zacisnął ręce na jej nadgarstkach i przyciągnął ją do
siebie.
- Brice, proszÄ™ ciÄ™... Przecież jestem chora - po­
wiedziała, ale bez większego przekonania w glosie.
- Sam od tygodnia mi to powtarzasz.
- Nie od tygodnia. Od trzech dni. I przez cały ten
czas zastanawiam się, co by było, gdybym...
Ujął w palce jej brodę. Kiedy Karen otworzyła usta,
żeby zaprotestować, szybko zamknął je pocałunkiem.
ROZDZIAA SZÓSTY
BuntowaÅ‚a siÄ™, walczyÅ‚a, próbowaÅ‚a go ode­
pchnąć, ale nawet nie drgnął; był jak skała. Starała
się chociaż odwrócić głowę, lecz bez powodzenia.
Brice nie reagowaÅ‚ na jej sprzeciw, na próbÄ™ oswobo­
dzenia siÄ™.
Po chwili zastosowaÅ‚a innÄ… metodÄ™: znieruchomia­
ła. Skoro szamotanina nie przynosiła rezultatu, uznała,
że nie ma nic do stracenia, i przestała się wyrywać.
Tkwiła jak kłoda w ramionach Brice'a, czuła na ustach
jego usta, ale nie reagowała. Wychodziła z założenia,
że żaden mężczyzna nie lubi całować się z kamiennym
posÄ…giem.
W teorii wszystko wyglądało świetnie. Ale jednego
146 DRUGIE ROZDANIE
nie wzięła pod uwagę: że kiedy zrezygnuje z walki, jej
zmysły zaczną budzić się do życia.
Brice się nie poddawał; delikatnie, niestrudzenie
pieścił ją ustami. Badał, smakował, delektował się.
Nigdy dotÄ…d czegoÅ› takiego nie doÅ›wiadczyÅ‚a. Od­
dychaÅ‚a coraz szybciej, przestaÅ‚a zaciskać wargi, od­
prężyła się. W miejscu, gdzie ich ciała się stykały,
czuła żar. %7łar rozprzestrzeniał się, zataczał coraz
szersze kręgi. Zdała sobie sprawę, że ma ochotę
wtopić siÄ™ w Brice'a, poÅ‚Ä…czyć z nim w jedno. Przera­
ziła się.
Kiedy oderwał usta od jej warg, właśnie to ujrzał
w jej oczach: strach. Pragnął Karen z całej siły, pragnął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •