[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Jestem skonany. To był strasznie długi dzień. A właściwie to
cały ten tydzień był ciężki. Wszystko naraz! Mam wrażenie, że
niczego do końca nie zrobiłem  spojrzał na Mickey.  A już najmniej
w jej sprawach.
Złość, jaką do niego czuła, zaczęła natychmiast topnieć, gdy
zobaczyła troskę w jego spojrzeniu. Uśmiechnęła się do niego
łagodnie.
 Idz, wez prysznic. Ja przy niej posiedzę.
Deanna patrzyła, jak zamykają się za nim drzwi.
Teraz nie było już cienia wątpliwości. Nastawienie Lee uległo
wielkiej zmianie. Przyszłość Mickey zaczęła rysować się lepiej, chyba
że jej ojciec zdecyduje się coś tu naplątać. Zamyślona przysiadła na
brzegu łóżka i spojrzała na spokojną twarz dziewczynki.
Nie wątpiła już teraz, że Wade nie był odpowiednim opiekunem
dla Mickey. Brak stałej pracy nie zdawał się go wcale niepokoić. A
poza tym, jeśli faktycznie miał problemy z alkoholem, o czym
wspomniał Lee.. Nie, z pewnością dom Lee był bardziej odpowiednim
miejscem dla Mickey.
 Dasz sobie radę, dzieciaku  mruknęła Deanna pod nosem.
Czule dotknęła gładkiego, rumianego policzka. Jeden z kotów
otworzył zielone oko i patrzył na nią przez chwilę. Zaraz też ziewnął,
zwinął się w kłębek i zasnął znowu.
Deanna uśmiechnęła się. Mickey cieszyłaby się, widząc te koty.
Na pewno byłaby nie mniej zaskoczona niż ona. Podniosła się i
podeszła do drzwi balkonowych. Aagodny, ciepły powiew, który
przez nie docierał, mieszał się z chłodnym powietrzem z klimatyzacji.
Na zewnątrz pachniało różami.
Lekki wiaterek marszczył delikatnie powierzchnię basenu. Na
pięknie ukwieconym drzewie wiśni gil wyśpiewywał swoją ostatnią
piosenkę tego wieczoru  wspaniały akompaniament dla czerwonej
kuli słońca powoli tonącej za linią horyzontu. Deanna oparła się o
framugę drzwi, napawając się spokojną atmosferą.
Szum prysznica ustał. Po chwili otworzyły się drzwi łazienki.
Odwróciła się. Lee wszedł do pokoju, wycierając ręcznikiem włosy.
Miał narzucony na siebie krótki, biały szlafrok, przewiązany dość
niedbale paskiem w talii. Od bieli szlafroka wspaniale odcinały się
jego brązowe, dobrze umięśnione nogi.
Deanna zdawała sobie sprawę, że przypatruje mu się może nazbyt
wnikliwie. Widziała go już przecież w większym negliżu wtedy, w
świetle księżyca przy basenie, gdy postanowiła sobie popływać. Albo
podczas burzy, gdy deszcz obmywał jego ciało. %7ładna z tych sytuacji
nie miała jednak tej intymności co ta.
Oczy ich spotkały się. Długo wytrzymywał jej spojrzenie. Po
chwili dała za wygraną i odwróciła wzrok. To, co czuła, mogłoby
niepotrzebnie wyjść na jaw.
 Mickey jeszcze śpi  odezwał się w końcu Lee.
Nie patrzył jednak na swą siostrzenicę, lecz na Deannę. Coś
nieodgadnionego czaiło się w jego oczach. Deanna skinęła głową.
 Teraz najlepiej będzie dla niej, jak trochę pośpi.  Jej głos był
zaskakująco spokojny. Zauważyła, że znowu przygląda mu się
otwarcie.  Wyjdę na chwilę na zewnątrz  powiedziała pośpiesznie.
Narzucił na ramiona ręcznik i otworzył szufladę komódki.
 Dobrze. Ja też zaraz tam zejdę  odrzekł.
Deanna odsunęła drzwi na taras. Wyszła i usiadła w jednym z
foteli. Potrząsnęła głową. To nie do wiary!  pomyślała.
Zainteresowanie tym człowiekiem  uczucie, któremu tak mocno się
sprzeciwiała  rosło z każdą chwilą, mimo jej woli.
Lee wyszedł na taras po kilku minutach. Miał na sobie starą
bawełnianą koszulkę i wyblakłe szorty. Jego stopy wciąż były bose, a
włosy dosychały w ostatnich promieniach słońca.
Usiadł naprzeciwko niej, wyciągając przed siebie nogi. Zamknął
na chwilę oczy, po czym otworzył je leniwie.
 Miły wieczór  powiedział powoli, rozglądając się wokół.
 Mhm i nie ma komarów  odrzekła.
 Taak. Całkiem przyjemnie. Chciałem kiedyś odgrodzić cześć
tego tarasu ekranem z siatki, ale do tej pory nie miałem na to czasu.
Zamilkł. Siedział tak z rękami założonymi na brzuchu i
przymkniętymi oczami.
 Opowiedz mi o swojej siostrze  poprosiła Deanna cicho.
 Teri...  Przez chwilę zastanawiała się, czy w ogóle powie coś
więcej. Przerwa nie trwała jednak zbyt długo.  Była o sześć lat
młodsza ode mnie. Jako dzieci byliśmy sobie bardzo bliscy.
Szczególnie po śmierci naszej mamy. Tata był, no, delikatnie mówiąc,
nie najlepszym materiałem na ojca.
 %7łyje jeszcze?  wtrąciła Deanna Lee skinął głową twierdząco.
 Tak, na Florydzie. Przynajmniej tak ostatnio słyszałem. Raczej
nie należy do tych, którzy utrzymują ścisłe więzi z rodziną. Chyba że
czegoś potrzebuje.  W jego głosie nie było goryczy, tylko nuta
rezygnacji.
 Mickey nie wspominała mi nigdy o kimkolwiek ze swej rodziny
oprócz ciebie.
 Wcale się nie dziwię. Tata wyrzucił Teri na bruk, gdy zaszła w
ciążę w wieku osiemnastu lat. Próbowałem na wszystkie możliwe
sposoby skłonić ją do zamieszkania ze mną. Ona jednak poszła wprost
do Wade a. Wade z kolei włóczył ją za sobą od miasta do miasta,
szukając zawsze najłatwiejszego sposobu na życie. Nigdy nie
zapracował na to, czego chciał. Nigdy nie podjął pracy na dłużej, niż
na czas, który upoważniał go do otrzymania zasiłku dla bezrobotnych.
 Czy wy... czy wtedy także, ty i Teri, byliście sobie bliscy?
 Nie. Wtedy było już inaczej. Wyrośliśmy nieco i każde poszło
w swoją stronę. Ona dobrze wiedziała, jak bardzo nie lubiłem Wade a.
Gdy go rzuciła, próbowaliśmy wrócić do naszej dawnej zażyłości.
Często i długo rozmawialiśmy przez telefon. Kiedykolwiek
jednak proponowałem jej, by mnie odwiedziła lub kiedy sam chciałem
do niej wpaść, zbywała mnie jakąś wymówką.
Pozwalała na to, bym przysyłał jej co jakiś czas pieniądze.
Zdawała sobie po prostu sprawę, że od Wade a nie może się niczego
spodziewać. Mimo to niezle się namęczyłem, zanim udało mi się ją do
tego przekonać. Proponowałem, by obie zamieszkały ze mną, ale Teri
nie chciała nawet o tym słyszeć!
 Pewnie chciała udowodnić sobie samej, że da sobie radę 
wtrąciła Deanna.
Ona rozumiała to aż za dobrze.
 Tak przypuszczam. Właściwie całkiem niezle jej szło. Gdy z
nią rozmawiałem, wyglądała na szczęśliwą. Miałem wrażenie, że jej
życie zaczęło znów iść w sensownym kierunku. Okazało się jednak,
że miała problemy, którymi nie podzieliła się ze mną aż... aż do
chwili, kiedy umierała.
Głos Lee zrobił się jakiś bardziej szorstki, ale mówił dalej.
 Nawet wówczas powiedziała mi o tym dopiero, gdy
przyrzekłem, że zrobię wszystko, by Wade nigdy nie przejął opieki
nad Mickey.
Myśl, że Wade mógł zostać opiekunem Mickey, nie była zbyt
optymistyczna. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •