[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rządki i prowadziłam dla nich lekcje. Słuchaj, zgubiłam okulary przeciwsłoneczne i no-
wego iPoda. Chyba na pewno wkładałam je do torby.
- Okulary masz na głowie, a iPod jest w mojej kieszeni. - Wyciągnął go i podał jej.
- Maria znalazła go w kuchni i dała mi.
- W kuchni? - Nie mogła sobie przypomnieć, żeby go tam zabierała. - To dziwne.
- W lodówce - poinformował ją sucho.
Bezradnie wzruszyła ramionami.
- O. To jeszcze dziwniejsze. Pewno zostawiłam go tam, nalewając sobie mleka.
R
L
T
- Brzmi logicznie - odparł kpiąco. - Ilekroć coś gubię, zawsze najpierw sprawdzam
lodówkę.
- Ty nigdy nic nie gubisz, bo jesteś przerażająco zorganizowany. Powinieneś trochę
wyluzować. A teraz jestem już zmęczona.
Natychmiast porzucił kpiący ton.
- Wracamy do domu i wezwę lekarza.
- Nie chcę wracać i nie potrzebuję lekarza. - Wepchnęła iPoda głęboko do torby,
żeby go znów nie zgubić. - Ciąża to nie choroba.
Zauważyła, że się usztywnił i westchnęła głęboko. To było jak grozba wybuchu
bomby.
- Powinnam się porządnie wyspać. - Dobrze by też było, gdyby przestała się mar-
twić podczas bezsennych nocy perspektywą jego odejścia. - Ale jesteś tak nienasycony...
- Ja? Przecież to ty obudziłaś mnie dziś o piątej rano.
Dwie kobiety obejrzały się za nimi i Kelly oblała się rumieńcem.
- Mógłbyś mówić ciszej?
- Nie powinny podsłuchiwać. To prywatna rozmowa.
Ona wiedziała jednak, że nie w tym rzecz. Dokądkolwiek poszli, kobiety oglądały
się za nimi, bo Alekos nieodmiennie przyciągał uwagę wszystkich istot rodzaju żeńskie-
go. Nieszczególnie tym uszczęśliwiona, postarała się zmienić temat.
- Przypuszczam, że w szkole byłeś dobrym uczniem. Jesteś bardzo inteligentny.
- Nudziłem się okropnie.
Zdusiła wybuch śmiechu.
- Współczuję twoim nauczycielkom. Nie chciałabym być na ich miejscu.
Zatrzymał się i wziął ją w ramiona.
- Ty też mnie czegoś uczysz - powiedział chropawo. - Codziennie. Uczysz mnie
cierpliwości i spokojnego rozwiązywania problemów. I znajdowania iPodów w lodówce.
- Ha, ha, bardzo śmieszne. - Serce biło jej uczuciem i radością, że jest z nim. - Ty
też mnie czegoś uczysz.
Znów uśmiechnął się leniwie.
R
L
T
- Może lepiej nie opowiadaj o tym głośno w publicznym miejscu. Po to tu jeste-
śmy, żeby nas nie kusiło, już zapomniałaś?
- Nie to miałam na myśli. - Było jej z nim w tej chwili tak lekko i radośnie na ser-
cu; pragnęła, by ten czas trwał wiecznie.
Poprowadził ją wąskim zaułkiem do małej restauracyjki, gdzie powitano go jak
swego.
- Przychodziłem tu z babcią. Podają tradycyjne potrawy z Korfu. - Odsunął dla niej
krzesło. - Polubisz to miejsce.
- Uwielbiałeś swoją babcię, prawda? - Na wpół świadomie obróciła na palcu pier-
ścionek. - Wciąż czuję się winna, że omal go nie sprzedałam. Nie miałam pojęcia, że na-
leżał do niej. Ani że jest tak wartościowy. Podczas tej aukcji o mało nie dostałam zawału.
- Nie mówiąc o chwili, kiedy mnie zobaczyłaś przed szkołą i zrozumiałaś, kto go
kupił.
- Prawda. To był szok.
- Dlaczego pracujesz w tej małej szkółce? Mogłabyś uczyć w mieście.
Kelly popatrzyła ze zdumieniem na kelnerów z tacami pełnymi rozmaitych grec-
kich specjałów.
- Kiedy zdążyłeś zamówić? A może czytają ci w myślach?
- Podają to, co właśnie przygotowała kuchnia. Ale nie odpowiedziałaś na moje py-
tanie.
- Dlaczego wybrałam Little Molting? Bo szukałam spokojnego miejsca.
- Spokojnego?
Przez chwilę szukała właściwych słów.
- Po tej aferze z naszym ślubem prasa była okropnie natrętna. Nie dawali mi spo-
koju. Tylko dlatego, że byłam związana z tobą, oczywiście. Ja sama się nie liczyłam, ale
i tak wypisywali o mnie okropne bzdury. Obfotografowywali mój dom. Komentowali
niewyrzucone śmieci. Miałam tego dosyć.
Długo milczał i nagle się przestraszyła.
- O co chodzi? Za dużo mówię?
- Doktor powiedział, że w dniu ślubu prasa praktycznie cię osaczyła.
R
L
T
Starannie założyła kosmyk włosów za ucho.
- No tak, tamten dzień był dla nich specjalnie ekscytujący. Niektórzy ludzie roz-
kwitają na widok cudzego nieszczęścia. Traktują to prawie jak zawody sportowe. Ja bym
chciała człowieka w nieszczęściu pocieszyć i zapewnić mu prywatność, a nie poddawać
nieustannej obserwacji i komentarzom, ale... ludzie często nas rozczarowują, prawda?
- Tak strasznie mi przykro, że musiałaś przez to przejść. - Sięgnął ponad stołem po
jej dłoń. - Nie pomyślałem, że uwaga prasy skupi się na tobie.
- Po prostu do ciebie trudniej dotrzeć. Masz ochronę i tak dalej...
Patrzyła na jego dużą brązową dłoń nakrywającą jej własną. Czy zauważył, że
wciąż nosiła pierścionek na prawej ręce? Mężczyzni często nie przywiązują wagi do ta-
kich rzeczy. Postukała palcami w blat, w nadziei, że zwróci jego uwagę.
- Jesteś prawo- czy leworęczny?
Sprawiał wrażenie zaskoczonego nagłą zmianą tematu.
- Praworęczny. Dlaczego pytasz?
Tego akurat nie mogła mu wyjaśnić.
- Ja też. - Pomachała prawą dłonią, aż brylant zamigotał w świetle.
- Czasem znajomość takich szczegółów bardzo się przydaje. Naprawdę mi przykro
z powodu tamtego.
Zniechęcona, opuściła dłoń na kolana.
- Tak, to było rzeczywiście okropne i byłam na ciebie zła.
- Zła? Myślałem, że ziałaś nienawiścią.
- No cóż, istotnie. Do dziś nie rozumiem, jak ktoś taki jak ty mógł się zaintereso-
wać kimś takim jak ja. - I właściwie nadal tego nie rozumiała. - Milionerzy na ogół nie
wiążą się ze studentkami bez grosza przy duszy. Takie rzeczy zdarzają się tylko w baj-
kach.
- Może powinni - przeciągnął. - Zapewne byliby wtedy dużo szczęśliwsi.
Miała ochotę zapytać, czy on jest szczęśliwy. Co teraz, po kilku wspólnych tygo-
dniach sądzi o posiadaniu dziecka. Może jednak bezpieczniej było nie drążyć tego tema-
tu.
R
L
T
- Powinnaś mnie stłuc na kwaśne jabłko. - Wyczuwał jej rozterki, choć przypisy-
wał je raczej przeszłości niż terazniejszości. - To mogłoby być oczyszczające.
- Jestem przeciwna przemocy. Stłuczenie cię na kwaśne jabłko w niczym by mi nie
pomogło, ani wtedy, ani teraz.
- Ale może ja poczułbym się lepiej.
Najwyrazniej żałował tego, jak ją potraktował, a to było pocieszające. Przynajm-
niej nie zrani jej po raz kolejny.
- Teraz rozumiem cię bez porównania lepiej. Wtedy istniała dla nas tylko strona
czysto fizyczna. Te kilka słów wymienionych między pocałunkami... %7ładne z nas nie
myślało o przyszłości. Nic dziwnego, że się tak przejąłeś tym artykułem.
Odetchnął głęboko.
- Nie powinnaś szukać dla mnie wytłumaczenia, bo go nie ma.
- Nie szukam. Mówię tylko, że teraz lepiej to wszystko rozumiem. Może gdyby ten
magazyn wyszedł dzień wcześniej albo dzień pózniej i moglibyśmy o tym porozma-
wiać... kto wie? - Wzruszyła ramionami. - Ranek przed ślubem to niedobry czas na takie
zaskoczenia.
- To, co ci zrobiłem, było niewybaczalne.
- Nie... Naprawdę rozumiem, dlaczego zareagowałeś w ten sposób. Oboje jesteśmy
winni, że podjęliśmy decyzję o tak zasadniczym kroku bez wcześniejszej poważnej roz-
mowy.
Patrzył na nią z głębokim wzruszeniem.
- Jesteś najszlachetniejszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem.
- Wcale nie. Wyrwało mi się kilka ciężkich słów na twój temat. I czy zdołasz mi
kiedykolwiek wybaczyć, że sprzedałam twój pierścionek?
- Tak - odparł bez wahania. - To nie twoja wina. Sam cię do tego doprowadziłem.
- Skoro od tak dawna należał do twojej rodziny, dlaczego mi go zostawiłeś?
- To był prezent dla ciebie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •