[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jeszcze bardziej sytuacji.
- Nie możesz. Nie po tej nocy. - Usiadł i objął ją ramionami. -
Jesteś częścią mnie, częścią tego rancza. Nigdy się od nas nie
uwolnisz.
98
- W ogóle nie myślałam o trwałym związku. -Próbowała
ignorować dotyk jego ust i obietnicę, którą niosło ze sobą ciepło
jego ciała.
- Podobno nie uznajesz jednonocnych romansów, kochanie. A
może jedynie dla mnie robisz wyjątek?
- Do diabła, Jake! - Dani wyskoczyła z łóżka i podniosła
szlafrok, który leżał na ziemi. Narzuciła go, drżąc z zimna, gdy
lodowaty materiał dotknął jej skóry. - Wiedziałeś, że chodzi o
jedną noc.
- Miałem nadzieję...
- Nie próbuj tych sztuczek. Oboje znamy życie. Umówiliśmy
się na jeden raz. Nie zmieniaj reguł gry.
- Gra? Reguły? O czym ty pleciesz, Dani? To, co się tu dzieje,
nie jest zabawą, do cholery!
- Wiem - szepnęła.
Zamknęła oczy, by nie wybuchnąć płaczem. Zeszłego
wieczora tłumaczyła sobie, że jedna noc z nim warta jest
cierpienia. Rano wyjedzie z uśmiechem na twarzy, bogatsza o
wspaniałe wspomnienia.
- Takie doznania zdarzają się raz w życiu. Zawsze będę je
pamiętała, ale... - Wzruszyła bezradnie ramionami.
Chciał, żeby została. Był gotowy obiecać wszystko, byleby
tylko się zgodziła. W głębi duszy jednak nie wierzył w taką
możliwość. Nie ośmielił się o mej myśleć nawet zeszłej nocy,
kiedy ją kochał i byli sobie tak bliscy. Wstał z łóżka i podszedł
do niej. Wyciągnął dłoń, ale nie dotknął chłodnego, błękitnego
szlafroka.
- Nieważne, jak to nazwiemy. Wydarzyło się naprawdę -
powiedział cicho.
- A może tylko my chcieliśmy, żeby było prawdziwe?
Chociaż na chwilę? - Spojrzała mu głęboko w oczy, jakby w
nich czegoś szukała.
- Czy to ma jakieś znaczenie?
- Oczywiście! - Odwróciła się do niego tyłem.
99
- Zresztą sama nie wiem. Niczego już nie jestem pewna, z
wyjątkiem tego, że...
Patrzył na jej wyprostowane plecy i czekał. Cóż mogła
powiedzieć? Że jest tak samo zagubiona jak on i nie wie, co
robić. Ostrożnie położył dłoń na jej ramieniu.
- Chcę, żebyś została.
- Nie. - Gwałtownie pokręciła głową. - Żądasz zbyt wiele. Nie
mogę pozwolić sobie na romans z tobą, a potem, jakby nigdy
nic, wrócić do Toronto.
- Nie wspomniałem nawet słowem o romansie
- wykrztusił przez zaciśnięte zęby.
- Cóż innego mogłoby z tego wyniknąć? - Wysunęła ramię z
jego dłoni. - Nie jesteś dla mnie, tylko dla Caroline.
- Do diabła z Caroline! - Z każdą minutą rosła jego rozpacz i
poczucie beznadziejności. - Podrzyj ten kontrakt! Pragnę tylko
ciebie. Możesz tu zostać, jak długo chcesz.
Słuchał siebie z takim samym zdziwieniem, jakie spostrzegł w
oczach Dani, które po chwili zaszkliły się łzami.
- Nie mówisz tego poważnie - szepnęła. Tylko jak? Nadal
czuł smak jej pocałunków.
Marzył jedynie o tym, by znów być z nią i zatracić się w
miłości.
- To zabawa z ogniem, Jake. Na odległość jego płomienie cię
ogrzewają. Kiedy podejdziesz bliżej, parzą. Jeżeli zostanę,
sparzymy się oboje.
- Wcale tak nie musi być.
- Jedno z nas i tak wszystko zniszczy, bo się zakocha. Sam
dobrze wiesz, że miłość nie ma sensu. To złuda. Przyciąga
człowieka jak ogień ćmę, która ginie przez własną głupotę.
Jego myśli błądziły to wokół Sandry, to wokół byłego męża
Dani. Tyle nadziei, a potem tyle łez. Z drugiej strony te
cierpienia ich zahartowały, nauczyły sztuki przetrwania, dały
siłę. A miłość? Czy ona sama była złudą, czy może wyobrażenie
o niej?
100
Wyciągnął ramiona. Czuł, że jeżeli obejmie Dani i namówi,
by pozostała, wszystko samo się ułoży.
- Przykro mi, Jake. - Ruszyła do drzwi. Nawet się nie
obejrzała. - Tak będzie lepiej. Pożegnaj Bustera, dobrze?
Powiedz Cassie, że wczoraj byłam z niej bardzo dumna i... po
prostu pożegnaj Jake.
Zniknęła za drzwiami. Nagle odkrył, że przemarzł na kość.
Klnąc cicho, zaczął się szybko ubierać. Już za późno na
rozważania o poparzeniach. Teraz pytanie brzmiało, kto był
ćmą, a kto ogniem?
- Dani, czy ty tu pracujesz, czy po prostu zajmujesz miejsce w
biurze? - Carla Santos weszła do jej gabinetu ze stertą akt w
ręku. Usiadła ciężko w fotelu i rzuciła papiery na biurko.
- Zostawiłaś je u mnie dwa dni temu, a to chyba twoje bieżące
sprawy. Co się z tobą dzieje? Twoje szczęście, że jesteś moją
wierną towarzyszką niedoli w tym domu wariatów. Inaczej
zaczęłabym się zastanawiać, kim cię zastąpić.
- Właśnie miałam je odebrać.
- Zasuwam jak idiotka od dwóch tygodni, żebyś ponownie
przystosowała się do pracy po tym zleceniu Wainwrightów. Już
dłużej nie wytrzymam. Twoja sekretarka mówi, że siedzisz i
gapisz się w okno.
Przytłoczyło ją poczucie winy. Patrzyła na pióro, którym
bezmyślnie zabawiały się jej palce.
- Wiem o tym. Przepraszam.
- Nie przepraszaj, nie o to chodzi. - Carla wstała i zaczęła
nerwowo przemierzać pokój.
- Myślałam, że po prostu się zmęczyłaś i po paru dniach
wrócisz do dawnego tempa pracy. Ale ty właściwie jesteś ciągle
nieobecna duchem. Nigdy nie wychodzisz z nami na drinka ani
na lunch. Co rano niemal wczołgujesz się tu, jakbyś w ogóle nie
spała. I nawet nie chcesz o tym porozmawiać.
- Nic mi nie jest. To po prostu takie muchy w nosie.
- Nie opowiadaj mi o muchach! - ucięła Carla.
101
- W grę wchodzi jakiś facet, tak? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •