[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wspominałem ci, że mój dar przydawał się, kiedy pracowałem w policji - zaczął.
- Tak. Myślę, że dzięki niemu potrafiłeś zneutralizować każdego przeciwnika. Wystarczyło, że
wpłynąłeś na jego aurę, a przestępca upuszczał broń i zapadał w sen. Super.
- Robiłem też inne rzeczy.
Grace przekrzywiła głowę.
- Na przykład jakie?
- Wydobywałem zeznania.
- O, zeznania. Jeszcze lepiej.
- Nie dotykając podejrzanego.  Nawet palcem nie tknąłem pańskiego klienta, panie mecenasie.
Proszę obejrzeć taśmy z przesłuchań. Z własnej woli opowiedział, jak zmienił swoją ofiarę w
krwawą miazgę .
- Jak się z tym czułeś?
- Doskonale. Nie masz pojęcia, jakie to proste. W głębi duszy oni wszyscy naprawdę chcieli mi
powiedzieć, jacy z nich twardziele. Napad na sklep podnosi poziom adrenaliny, włamanie do
czyjegoś domu budzi dreszcz emocji, morderstwo daje poczucie nieograniczonej władzy. Przestępcy
zawsze chcą zrobić wrażenie na gliniarzach. Pokazać im swoją siłę. Tak, na pewnym poziomie
wszyscy chcieli gadać. Ja tylko skłaniałem ich, żeby mówili na interesujący mnie temat.
- Zawsze sądziłam, że do wyznania prawdy najczęściej skłania ludzi poczucie winy.
- Czasem tak jest. - Luther wyjął z chłodziarki butelkę wody. - Wystarczy obudzić żal czy niepokój z
powodu tego, co pomyślą rodzice, i poczucie winy gotowe.
- A więc wystarczy lekka manipulacja, żeby podejrzany nie mógł się oprzeć pokusie i zaczął
śpiewać?
- Nagraj zeznanie na kasetę wideo, dorzuć jakiś dowód rzeczowy i gotowe. Nie trzeba gumowych
węży ani gierek psychologicznych. Patrzyła na niego przez chwilę, po czym rzekła:
- Musiałeś być dobrym policjantem.
- Owszem - przyznał i upił łyk wody. - Nawet bardzo dobrym.
- Ale odszedłeś, bo czułeś, że stałeś się kimś w rodzaju szpicla.
Od początku wiedział, że Grace go zrozumie. Nie spodziewał się jednak, że przyniesie mu to taką
ulgę.
- Można to tak określić - odparł. - To nigdy nie była równa walka. Większość podejrzanych, z
którymi miałem do czynienia, to byli ludzie mocno skrzywieni. Na ogół pochodzili z koszmarnych
rodzin, albo w ogóle nie mieli rodziny. Wielu doświadczyło przemocy w dzieciństwie. Wielu
cierpiało na różne zaburzenia psychiczne.
Prawie połowa nie potrafiła przeczytać gazety, nie mówiąc już o podjęciu pracy.
- Było ci ich żal? Uśmiechnął się lekko.
- Tak bym tego nie nazwał, ale większość ludzi, których pomogłem wysłać za kratki, nie miała w
starciu ze mną żadnych szans. Aamałem ich prawo do uczciwego procesu, choć nikt, w tym oni sami,
nie miał o tym pojęcia.
- Nie w sensie prawnym.
- Nie, ale w każdym innym tak.
- Zrobiłeś wiele dobrego, Luther. Izolowałeś niebezpieczne jednostki. Oddawałeś sprawiedliwość
ofiarom. To ważne w cywilizowanych społeczeństwach.
- Właśnie to powtarzałem sobie przez kilkanaście lat. Ale wreszcie odkryłem, że takie psychiczne
szpiegostwo tworzy złą karmę.
- Mówisz o swoich nieudanych małżeństwach?
- Między innymi. Spłoszyłem też tylu partnerów, że w końcu nikt nie chciał ze mną pracować.
Dostałem etykietkę samotnego wilka. To bardzo przeszkadza, bo w policji pracuje się zespołowo.
Ludzie zaczęli czuć się nieswojo w moim towarzystwie. Grace zmarszczyła brwi.
- Czy któryś z kolegów zorientował się, co robisz?
- Nie. Wiedzieli, że zawsze dochodzę do prawdy, ale nie wiedzieli, w jaki sposób. Kilku doszło do
wniosku, że muszę hipnotyzować podejrzanych. A nikt nie chce pracować z człowiekiem, który
potrafi cię zahipnotyzować, i to tak, że nawet o tym nie wiesz.
- Rozumiem. To może być problem.
- Miałem tylu partnerów, ilu w Dark Rainbow było pomywaczy.
Niektórzy sami posiadali pewne zdolności i zastanawiali się, czy przyczyna moich sukcesów nie tkwi
w sferze paranormalnej. Ale to było dla nich równie niepokojące jak teoria o hipnozie.
- Bo sprawiało, że zaczynali się zastanawiać nad własnym zdrowiem psychicznym?
- Większość dobrych policjantów odznacza się ponadprzeciętną intuicją. Zwykle chętnie przyznają,
że mają instynkt.
- W tej pracy instynkt jest chyba zaletą?
- Jest. Ale żaden policjant nie chce dostać etykietki świra. Wiara w nadprzyrodzone zdolności może
złamać ci karierę.
- Więc tak po prostu odszedłeś?
- Zdarzyło się coś, co można nazwać kroplą, która przepełniła czarę. Zginęli ludzie. Wtedy
postanowiłem odejść.
- Co się stało?
Luther patrzył przez chwilę na migoczącą w słońcu wodę zatoki.
- Ten człowiek& nazywał się George Olmstead, wszedł pewnego dnia do mojego biura i
powiedział, że właśnie zabił swojego wspólnika. Przyniósł rewolwer, na którym były jego odciski
palców. Twierdził, że pokłócił się ze wspólnikiem o to, czy sprzedać firmę. On bardzo potrzebował
pieniędzy, a wspólnik nie chciał się zgodzić na sprzedaż.
- Nie uwierzyłeś mu?
- Wydawał się spokojny, ale coś w jego aurze mnie zastanowiło. Gdy trochę go przycisnąłem,
okazało się, że to nie on zabił. Krył swoją córkę.
- Coś ją łączyło ze wspólnikiem ojca? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •