[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zielone i p¹sowe.
47
Kraj ten zewsz¹d by³ morzem oblany i ca³ej wyspy powszechne nazwisko Nipu. Jêzyk narodu doSæ
³atwy, ale nieobfity: ¿eby im wyt³umaczyæ skutki i produkcje kunsztów naszych zbytkowych,
musia³em czyniæ opisy dok³adne i dobieraæ podobieñstw. Nie masz u Nipuanów s³Ã³w wyra¿aj¹-
cych k³amstwo, kradzie¿, zdradê, podchlebstwo. Terminów prawnych nie znaj¹. Choroby nie maj¹
szczególnych nazwisk; ale te¿ ani dworaków, ani jurystów, ani doktorów nie masz.
Pod dyrekcj¹ mojego gospodarza trawi³em czas nad nauk¹ tamtejszego jêzyka; Jako¿ w kilka
miesiêcy mog³em siê ju¿ rozmówiæ. Przez ca³y ten czas postrzega³em, i¿ stronili ode mnie
tamtejsi mieszkañcy; obchodzili siê, gdy tego konieczna potrzeba wymaga³a, wzglêdem mnie
z wszelk¹ ludzkoSci¹; odpowiedali na moje pytania w krótkich s³owach, ale znaæ by³o w tych
powierzchownych oSwiadczeniach jakowyS przymus i odrazê. Martwi³a mnie ta ich niewiara
i zbyteczna ostro¿noSæ; ale s¹dzi³em, i¿ musia³a pochodziæ z przyczyn mi niewiadomych,
a wed³ug ich sposobu mySlenia uczciwych i nale¿ytych. Sam mój gospodarz, gdym siê go
wypytywa³ o zwyczajach, prawach i historii krajowej, zbywa³ rozmaitymi sposoby ciekawoSæ
moj¹. Boj¹c siê niedyskrecji milcza³em; ¿e zaS pokazywa³ wielk¹ ciekawoSæ wiedzieæ naj-
mniejsze krajów naszych okolicznoSci, ile mo¿noSci stara³em siê o to, ¿eby tê jego ciekawoSæ
nasyciæ i uspokoiæ.
Jednego dnia, gdy siê przechadza³em zamySlony nad moim teraxniejszym stanem, przyst¹pi³
do mnie z weso³¹ twarz¹ gospodarz oznajmuj¹c, i¿ dnia jutrzejszego bêdê przyjêty do po-
wszechnego towarzystwa.
48
ROZDZIA£ TRZECI
Powróciwszy do siebie, ciekawie czeka³em, jakie bêd¹ obrz¹dki przyjêcia mnie do oby-
watelstwa i wspo³ecznoSci Nipuanów; a wiedz¹c ten naród uprzejmy i obyczajny, ale
z drugiej strony, co do nauk, kunsztów i sposobu ¿ycia dziki i niewiadomy, wzi¹³em so-
bie za punkt najwiêkszej wdziêcznoSci oSwieciæ ich niewiadomoSæ i prostotê. Na tym
wiêc fundamencie skomponowa³em sobie mowê, któr¹ do nich mieæ mia³em nazajutrz,
podaj¹c im sposoby, przez które mogliby wyjSæ z stanu swojej dzikoSci i wkroczyæ
w Slady narodów europejskich, wszystkie inne doskona³oSci¹ i wiadomoSci¹ rzeczy ce-
luj¹cych.
Ju¿ siê zabiera³o nazajutrz ku po³udniowi, gdy przyszed³ do mnie mój gospodarz i zaprowa-
dzi³ do domu jednego; zasta³em tam zgromadzonych wszystkich osady gospodarzów. Przyjê-
ty od nich by³em mile, a gdySmy z darnia zrobione sto³y w ch³odzie drzew sadu zasiedli, sta-
wiano przed ka¿dym zwyk³e potrawy. Gdy ju¿ siê mia³ obiad korzyæ, najstarszy z sto³owni-
ków, zawo³awszy mnie do siebie, rzek³:
- Bracie! b¹dx z nami, u¿ywaj darów przyrodzenia, a pamiêtaj, ¿e istotne obowi¹zki towarzy-
stwa: mi³oSæ i zgoda.
U³omawszy wiêc kawa³ chleba, rozdzieli³ go na dwie czêSci, sam jedn¹ w³o¿ywszy w usta,
mnie drug¹ odda³; wzi¹³em z uszanowaniem, a zjad³szy udzielony kawa³ek, gdym chcia³
oSwiecaæ ten dobry, a dziki naród, mój gospodarz tak zacz¹³ mówiæ:
- Cz³owiek ten, którego mi zleciliScie, zachowa³ siê dobrze u mnie i ju¿ pierwsze kroki s¹
uczynione. Sposoby jego mySlenia, mówienia, dzia³ania s¹ zdro¿ne, ale trzeba mieæ litoSæ nad
niewiadomoSci¹, prostot¹ i zaSlepieniem cz³owieka, który zapewne temu niewinien, ¿e siê
w poSrodku grubych i dzikich narodów urodzi³ i Xaoo w³aSnie teraz nie ma czeladnika, mo¿e
go wzi¹æ i na naukê, i do pomocy...
Zapomnia³em z gruntu oracji mojej s³ysz¹c tak niespodziewane s³owa. Ja, który prostaków
i dzikich uczyæ rozumu chcia³em, od nich samych os¹dzony za dzikiego i oddany na naukê,
spuSciwszy oczy siedzia³em w zamySleniu, gdy ten Xaoo, mój, nie wiem, czy pan, czy na-
uczyciel, wzi¹wszy mnie za rêkê do domu swojego przywiód³, a oprowadziwszy po gumnie,
oborze, stodole i polu, rozdzieli³ zabawy dnia na dwie czêSci: rano w pole mia³em wychodziæ
do pracy, reszta czasu mia³a byæ obrócona na dozieranie domowego gospodarstwa.
Czym siê ja móg³ tego spodziewaæ, ¿ebym móg³ kiedy przystaæ za parobka? Trzeba jednak
by³o uczyniæ z potrzeby cnotê i ten nowy sposób nie tak szko³y, jak nowicjatu odwa¿nie za-
cz¹æ. Gdyby mi nie dawa³ przyk³adu z siebie mój pan i nauczyciel, by³by mi siê wydawa³ mój
stan nieznoSny; ale widz¹c pod³oSæ prac moich uszlachcion¹ pana mojego wspo³ecznictwem,
nieznacznie pozby³em odrazy, a z czasem pozna³em niesprawiedliwoSæ uprzedzenia hañbi¹-
cego rolnictwo i inne gospodarskiego rzemios³a czêSci i obowi¹zki.
49
Czeka³em z niecierpliwoSci¹ jakiegokolwiek przynajmniej podobieñstwa nauki, na któr¹ mnie
oddano; ale nic takowego z ust nauczyciela nie wychodzi³o, co by mog³o zmierzaæ do tego
celu. GdySmy szli razem na robotê, zadawa³ mi tak jak i pierwszy nieustanne pytania, z któ-
rych znaæ by³o, i¿ chcia³ byæ jak najdok³adniej informowanym nie tylko o obyczajach, pra-
wach, dzie³ach i kunsztach europejskich, ale i o moim sposobie mySlenia.
50
ROZDZIA£ CZWARTY
Ju¿ trzy miesi¹ce mija³y mieszkania mojego, gdy wzi¹wszy mnie z sob¹ w pole Xaoo a od-
mieniwszy sposób mówienia, na samych przedtem pytaniach zasadzony, zacz¹³ w krótkoSci
s³Ã³w zwiêxle przek³adaæ, jak wiele ka¿demu cz³owiekowi na tym nale¿y «, aby umia³ z³e
swoje sk³onnoSci poskramiaæ i uprzedzenia wykorzeniaæ. Proste, ale w³aSciwe rzeczom by³y
jego s³owa, u³o¿enie zaS takie, i¿ jedna rzecz z drugiej wypada³a, a dyskurs ca³y zdawa³ siê
byæ ³añcuchem z koniecznie potrzebnych ogniwów z³o¿onym i spojonym. Przyrówna³ edu-
kacj¹ do rolnictwa:
- Trzeba - rzek³ - wprzód poznaæ ziemi¹, ¿eby wiedzieæ, jak siê wzi¹æ do uprawy, a osobliwie
wtenczas, gdy siê nowy grunt wydobywa. Je¿eli gdzie ma byæ pole, by³y przedtem krzaki
i drzewa, nie doSæ na tym, ¿eby drzewo Sci¹æ i krzaki zrzynaæ; trzeba ile mo¿noSci o to siê
staraæ, ¿eby i drzew, i krzaków korzenie wydobyæ z ziemi; inaczej i miejsca wiele zabior¹,
i p³ug bêdzie siê na nich zastanawia³ i psowa³. A do tego, gdy w ziemi trwaæ korzenie bêd¹,
zostanie w nich wigor, który coraz szkodliwe a na nic niezdatne latoroSle bêdzie wydawa³.
Je¿eli nie bêd¹ na nowym gruncie drzewa i krzaki, bêd¹ zielska, choæ nie tak mocno, gêSciej
jednak wkorzenione. Uprawnik wiêc dobry nie bêdzie ¿a³owa³ pracy, ¿eby te pasma korzon-
ków poma³u wybiera³; co wiêksza, korzystaæ z nich potrafi, gdy popio³em spalonych czcz¹
ziemiê ot³uSci. Obiecywaæ sobie wykorzenienie namiêtnoSci - rzecz p³ocha i nierozumna. Jak
cia³o ¿ywio³ami, umys³ namiêtnoSciami trwa; z³e ich u¿ycie czyni nieprawoSæ.
Z rozmaitych twoich odpowiedzi na moje pytania pozna³em, jak mi siê przynajmniej zdaje,
i¿ w waszych stronach czyli umys³u przeSwiadczenie, czyli instynkt jakowyS zbawienny
i szczêSliwy przywiód³ was, a bardziej przynagli³ do edukacji m³odzie¿y waszej. Z tym
wszystkim Smiem twierdziæ, ¿eScie siê grubo pomylili i w sposobie, i w szczególnych stop-
niach wychowania. Co byS mówi³ o takim budowniku, który by dom od dachu chcia³ zacz¹æ
albo nie postawiwszy Scian robi³ pod³ogê? Rmiejesz siê z g³upstwa cieSli, zdaje ci siê niepo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Pokrewne
- Home
- Kraszewski Józef Ignacy Stara Baśń t 1 WBLP
- Kraszewski JÄ‚Å‚zef Ignacy Lalki
- Kraszewski Józef Ignacy Ramultowie
- Defoe Daniel Przypadki Robinsona Crusoe
- Hart_Jessica_ _Zwykly_przypadek
- Dołęga Mostowicz Tadeusz Trzecia płeć
- Howard Robert E Conan. Szmaragdowa tośÂ„
- Day Samantha Oni i dziecko Nasza trójka (Harlequin Romance (tom 235)
- 008 Potega Milczenia
- Dodie Smith 101 dalmatyśÂ„czyków
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pwpetzworld.pev.pl