[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kał, nigdy kneziowi nie dworował ani się do niego cisnął, zjednało mu
na pańskim dworze nienawiść. Lecz nie tykano go, bo się wpływu jego
na innych lękano. Ująć się też nie dawał niczym, a najmniej pochleb-
stwem, którego nie słuchał nawet. Nazywano go też hardym, a może i
był nim w istocie, choć przeciwko małym nigdy się nim nie okazywał.
Mąż był lat naówczas średnich, liczył ich sobie poza czterdzieści,
wzrostu niewyniosłego, krzepki i na pozór niczym się nie odznaczają-
cy. Tylko w oczy mu spojrzawszy widzieć w nich było łatwo, że poza
nimi rozum mieszkał spokojny a silny. Gdy inni naówczas ludzie dla
samego obudzenia strachu zwykli byli gniewać się, miotać i więcej
może okazywać złości a gniewu, niż go mieli w istocie, Piastun nie
dawał się nikomu przywieść do namiętności. Surowy był, milczący, na
oko chłodny i wytrzymały. Znano go jednak z tego, że gdy dla przykła-
du trzeba było użyć mocy i ukarać, spełniał bezlitośnie, co postanowił.
Nosił się jak człek prosty i od parobka go niemal we dnie pracy rozpo-
znać było trudno; nie lubił błyskotek i jaskrawych drobnostek, za któ-
rymi inni przepadali, a nade wszystko nie znosił, by się co w stroju i
domu zmieniało z obyczaju dawnego.
Gdy inni miewali nieraz po kilka żon, bo zwyczaj tego nie bronił,
Piastun żył z jedną, a żona u niego nie była w tej niewolniczej podle-
głości trzymaną, co u innych. Godzili się też z sobą we wszystkim, tak
że lepszego stadła ludzie nie znali.
Pracowano tu od dnia do nocy, a on rzadko w domu siadywał, co
jeśli się trafiało, znać, że około roli nie opodal dworu coś miał do czy-
nienia.
Gdy nazajutrz z południa zjawili się tu lasami przedarłszy, nie
chcąc być postrzeżeni, Doman i Wisz znalezli gospodarza właśnie z
NASK IFP UG
Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
81
kobiałką na plecach na drodze do lasu i barci. Wstrzymali więc go na
drodze, Wisz z konia zsiadł i pozdrowił.
 My do was  rzekł.
 Zawracajmyż do chaty  odparł Piastun.
 Albo lepiej siądzmy gdzie pod drzewy, na uboczu, bo wasz dwór
na oczach, ludzi w nim obcych często bywa wiele, a nam trzeba się
naradzić po cichu... Piastun się popatrzał nań zdziwiony, nie przeciwia-
jąc się jednak, ręką wskazał bliską polankę w lesie, gdzie szopka była
na siano, taka, jakie dawniej po słowiańskich krajach odrynami zwano.
Stała ona teraz otworem i chruściane jej ściany półprzezroczyste do-
zwalały widzieć dokoła, gdyby się kto przybliżał. Wewnątrz para kłód
sosnowych u wrót jakby umyślnie leżała, aby na nich przysiąść można.
Konie puszczono na łączkę, aby się pasły, siedli pod dachem w od-
rynie, gdzie spieka nie dokuczała. Piast, nie mówiąc jeszcze słowa, ko-
białkę, którą na plecach niósł, odkrył i dobywszy z niej chleb i ser po-
łożył je przed gośćmi, ale ci ich nie tknęli. Wisz tedy pierwszy mówić
począł:
 Siedzicie pod samym grodem i pod bokiem Chwostka  rzekł 
wam więc dużo nie trzeba prawić o tym, co się u nas i z nami dzieje...
Po tośmy do ciebie przyszli, aby się radzić... Wiec zwołać trzeba...
Strzymał się Wisz, gospodarz słuchał milcząc, Doman gorętszy do-
dał:
 Jeśli się zawczasu nie poradzi, wybiją nas do szczętu... musimy
się bronić... Dawnym obyczajem nie co innego poczynać, tylko zwołać
starszyznę...
Stary wciąż słuchał jeszcze; więc Wisz szeroko mówić począł, jak
to dawniej w mirach bywało, co się dziś działo, i jak z wojskowych
dowódców kneziowie na niemiecki sposób panami się czynić chcieli,
co cierpiano od rozrodzonych kneziątek... i jak na to ratunku skorego
było potrzeba.
Piastun mu dał mówić wcale nie przerywając; i on, i Doman szero-
ko wszystko wyłuszczyli, nareszcie zamilkli oczekując, co on powie.
Piastun myślał głowę spuszczoną trzymając i odezwał się nareszcie:
 Ja wam coś powiem o prastarych czasach... Słyszeliście to od oj-
ców waszych, a ojcowie od ojców swych słyszeli... że nasza mowa cią-
gnęła się dawniej daleko za Aabę, nad Dunaj; za Dunajem, nad sine
morze i na zachód aż do Gór Czarnych. Był to czas szczęśliwy, gdyśmy
na niezmiernej przestrzeni byli sami jedni, a sąsiedzi w domu co robić
mieli. Chodziliśmy naówczas bez mieczów, z gęślami, rolę uprawiali,
NASK IFP UG
Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
82
w otwartych siedzieli chatach i gospodarzyli w mirach bez wszelkich
kneziów... Dawne to czasy... Od morza przypadli jedni, od gór zaczęli
napastować drudzy... z orężem w dłoni niewolniczy a karny lud... mu-
sieliśmy się bronić... Skończyło się szczęście nasze, śpiewanie i spo-
kój... Zamorskich wodzów trzeba było wziąć, stołby murować, grodzi-
ska stroić i bić się... A stara swoboda zawsze się nam przypominała...
knez nam był wrogiem... i cóż? Ot, plemię nasze wyciskają powoli
Niemcowie i wycisnęli już z sadyb dawnych, i pod nogami nam co
dzień ziemi ubywa.. Zamilkł Piastun, a po chwili dodał:
 Kneziów się zbędziemy, a Niemcy nam na kark wlezą... Wisz się
poruszył.
 Nie chcemy się ich zbywać  odrzekł  ale tego Chwosty tylko na
innego zamienić... Wiecie, dobrze, iż on pierwszy z Niemcami trzy-
ma... ród jego cały serce tam ciągnie... znajdziemy innego... Dosyć się
naszej krwi ulało... Wiecu nam trzeba...
Znowu pomilczał gospodarz.
 Trzeba nam wiecu i trzeba zmiany  rzekł  ale i wiec niełatwy, i
zmiana. Ciężką to sprawę poruszacie, jakbyście gołą rękę w ul wsadzi-
li... Jedni na Chwostka płaczą, drudzy trzymają z nim... zgody nie bę- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •