[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ludzie potrafią w ciągu jednej nocy całkiem osiwieć ze zmartwienia? No więc tak właśnie
stało się z czarną połową jej włosów. A biała jej zzieleniała... mówię wam, okropny odcień.
Ludzie pomyślą, że się farbuje. No, cieszę się, że nareszcie zerwałam z de Monami.
- Ale dokąd teraz pójdziesz? - zaniepokoił się Pongo.
- Dokąd? - zdziwiła się biała kotka. - Ależ nigdzie. Właśnie przyszłam... tutaj.
Gdybyście tak nie szczekali, już dawno bym u was została... tej nocy, gdy wasi przyjaciele
poczęstowali mnie sardynką. Oni mnie nie wyrzucą. Zajrzę teraz do nich na górę.
Pongo i Mimi zapadli w błogi, cudownie beztroski sen. Ciekawiło ich tylko, co
Poczciwińscy zrobią z tyloma szczeniętami.
Poczciwińscy też chcieliby to wiedzieć!
Czytelnicy, których także to interesuje, muszą czytać dalej. Zwłaszcza że do
wyjaśnienia pozostaje jeszcze jedna tajemnica. Ci, którzy potrafią dobrze rachować, sądzą
zapewne, że zaszła jakaś pomyłka. Tytuł tej książki brzmi Sto jeden dalmatyńczyków. Pongo,
Mimi i Perdita to trzy. Wliczając w to ich dzieci, w Czarcim Dworze było dziewięćdziesiąt
siedem szczeniąt. Trzy plus dziewięćdziesiąt siedem daje sto. Gdzież więc się podział sto
pierwszy dalmatyńczyk?
Wspomniano o nim na kartach tej książki, ale wielu czytelników pewnie już tego nie
pamięta. Ci, którzy go zapomnieli, wkrótce znów o nim usłyszą. A ci, którzy go pamiętają,
wkrótce dowiedzą się o nim więcej. A więc do ostatniego rozdziału!
STO PIERWSZY DALMATYŃCZYK
Gwiazdka w domu przy Parku Regenta była wprost cudowna. Renomowane hotele
przysłały mnóstwo świeżych befsztyków, a chociaż prezentów nie starczyło, rzecz jasna, dla
wszystkich, szczeniaki mogły się bawić wieloma przedmiotami, które nie były wprawdzie
przeznaczone do zabawy, ale od tej pory nie służyły już do niczego innego. Poczciwińscy
zabrali wszystkie szczenięta do zaśnieżonego parku. Po drodze Pongo, Mimi i Perdita
obchodzili gromadę dzieci dookoła, pilnując, żeby się nie zgubiły. O zmroku Pongo i Mimi
stanowczo zaprowadzili Poczciwińskich na szczyt Wzgórza Pierwiosnków i rozesłali na cały
psi świat wiadomości z ostatniej chwili. Udało im się nawet skontaktować ze starym
szarmanckim Spanielem, gdyż dwa psy z oddalonej o osiem kilometrów wioski specjalnie
wybrały się do niego. (Odpowiedział, że on i jego stary przyjaciel mają się bardzo dobrze).
Naturalnie, przekazywanie wiadomości w psim świecie odbywało się sztafetowo. Z
bezpośrednich rozmówców dalmatyńczyków najdalej, bo pod Hampstead, mieszkał pewien
Dog w stopniu generała brygady, który tego dnia prezentował wyjątkową formę.
- To szczekanie o zmierzchu jest bardzo tajemnicze - zwróciła się do męża pani
Poczciwińska. - Nie wydaje ci się, że one się porozumiewają?
Jej mąż odparł, że sam pomysł jest uroczy... lecz nagle urwał. Czy cokolwiek
przekracza możliwości psów? Chyba nie, sądząc po tym, czego dokonali Pongo i Mimi.
Jakim cudem udało im się przyprowadzić z Suffolk dziewięćdziesiąt siedem szczeniąt? Pongo
i Mimi chętnie by im to wyjaśnili, ale nie mieli jak.
Zaraz po świętach pan Poczciwiński postanowił działać, zdając sobie sprawę, że sto
dalmatyńczyków to trochę za dużo jak na niewielki domek w Parku Regenta. W gruncie
rzeczy było ich za dużo nawet na cały park.
Najpierw zamieścił więc w prasie ogłoszenie - na wypadek; gdyby prawowici
właściciele psów chcieli je odzyskać. Nikt jednak nie zgłosił się po szczenięta, a to dlatego, że
- z wyjątkiem tych, które ukradła Poczciwińskim Torturella wszystkie inne kupiła... bo
wynajęcie prawdziwego fachowca kosztuje w dzisiejszych czasach niewąsko. (Złodzieje,
którzy ukradli dzieci Pongo i Mimi, kosztowali Torturellę więcej niż wszystkie pozostałe
szczeniaki razem wzięte). Ci, którzy odsprzedali szczenięta, naturalnie nie uważali ich za
zaginione i więcej o nich nie myśleli. Zgłosił się tylko jeden farmer, właściciel Perdity, który
chętnie odstąpił ją Poczciwińskim.
A zatem szczęśliwy pan Poczciwiński został z setką rozkosznych dalmatyńczyków.
Postanowił, że musi kupić dużą posiadłość na wsi. Mógł sobie na to pozwolić, bo rząd znowu
zaciągnął długi, a on znów pomógł im je spłacić. Tym razem w nagrodę dostał dochody,
dzięki którym miał wielkie oszczędności. Wycofał się więc z interesów, choć w każdej chwili
gotów był przyjść z pomocą rządowi i finansom państwowym.
Pewnego pięknego styczniowego dnia, gdy cały śnieg już stopniał, zaproponował
żonie: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •