[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mankietów srebrne spinki, a na przegub mój ulubiony patek, hojny prezent od jednej z klientek.
Podjeżdżam pod jej dom i chwilę pózniej wślizguje się na siedzenie obok mnie, obdarowując mnie
szczerym śmiechem, pod wpływem którego jej twarz z pospolitej zmienia się w słodką,
nieskomplikowanie ładną. Mówię, że powinna uśmiechać się częściej, nie wdając się w wyjaśnienia
powodów.
Wchodzimy do jednego z lokali na Starym Mieście. Wnętrze duszne, przesycone zapachami
dziesiątek różnych wonności, którymi obficie spryskali się goście.
Justyna co chwilę przedstawia mnie nowym znajomym, nie zapamiętuję ani jednego imienia, lecz
wiem, że każda osoba pamięta moje.
Dłoń niemal zaborczym gestem cały czas trzymam na jej talii.
JUSTYNA
Lubiła, gdy tak trzymał na niej dłoń, gest ten pozwalał jej czuć się jak jego własność, której nawet na
moment nie chce wypuścić z rąk. Jak zwykle obecność Adama sprawiała, że ludzie zaczynali
postrzegać ją w inny sposób.
Kobiety przyglądały się jej z mieszanką zazdrości i niedowierzania, łamiąc sobie głowę, dlaczego
ktoś taki jak Adam spotyka się z kimś takim jak ona. Zaczynały też z nim lekko flirtować, dając mu do
zrozumienia, raz w delikatny, raz w dosadny sposób, że jeśli tylko zechce, to może zamienić Justynę
na lepszy model. On jednak zbywał je obojętnie, jakby zupełnie nie robiły na nim wrażenia. Cała
jego uwaga, wszystkie uśmiechy i gorące spojrzenia były przeznaczone dla niej.
Mężczyzni natomiast, obserwując jego zachowanie, zaczynali dochodzić do wniosku, że coś w niej
musi być, skoro trzyma się jej taki macho. Co ona ukrywa pod tą maską przeciętności? Zaczynali snuć
domysły, patrzeć na nią w odmienny sposób, po raz pierwszy jak na kobietę.
I podczas gdy kobiety dochodziły do wniosku, że jemu pewnie chodzi o pieniądze, mężczyzni
nabierali przekonania, że z niej musi być ostra żyleta, która umie się maskować, i uznawali, że warto
spróbować jej sekretów.
Zazdrość serdecznych koleżanek działała na Justynę ożywczo.
Cierpkie, zawistne myśli miały wymalowane na twarzach. Ich niechęć rosła, w miarę jak Adam
ignorował mało subtelne próby zwrócenia jego uwagi.
Z drugiej strony irytowały ją tańce godowe. Fakt, że wydawał się nie dostrzegać ich wysiłków,
sprawiał tylko, że starały się jeszcze bardziej.
Lubiła natomiast czuć rosnące zainteresowanie mężczyzn jej osobą. Ich myśli też słyszała, były
zupełnie inne od myśli kobiet, inne też pytania sobie stawiali. Wyglądało na to, że obecność Adama
była dla wielu z nich wyzwaniem. Przygarbione plecy prostowały się, podbródki podnosiły ku górze,
głosy stawały się niższe. Widziała, jak przywłaszczają sobie jego gesty, bezwiednie i mało udatnie je
imitując. Ci, co nie podjęli rywalizacji, wydawali się pasywni, zdominowani, jakby zastraszeni.
ADAM
Z minuty na minutę zmienia się zachowanie mężczyzn w stosunku do Justyny. Widzę, jak patrzą na
moją dłoń, która od czasu do czasu zjeżdża w dół ku jej pośladkom. Wiem, o czym myślą, i w gruncie
rzeczy się nie mylą, bo Justyna faktycznie jest dobrą kochanką. Gdy przełamie się jej bariery, tę
nabytą nieśmiałość, to pod tymi warstwami kompleksów znajdziesz kobietę roziskrzoną, namiętną.
Mam kłopoty z opisaniem szczegółów.
Pamiętam nasz pierwszy raz, gdyż mocno mnie zaskoczył. Wtedy jeszcze studiowałem i
prostytuowaniem się tylko dorabiałem od czasu do czasu. Moje doświadczenie z kobietami było
niewielkie i oparte głównie na jednorazowych, niczego nieuczących numerkach z równie nieobytymi
jak ja małolatami. Miałem tylko kilka klientek, a te chciały, żebym był ich ładnym, młodym,
niepytającym o nic głupcem.
Moja znajomość kobiet była zatem mocno niekompletna.
Jednak gdy poznałem Justynę, wiedziałem dokładnie, czego jej potrzeba. I nie pomyliłem się w
diagnozie, tyle że pod powierzchnią odkryłem znacznie więcej, niż oczekiwałem.
Zmiana w niej nie dokonała się od razu. Nie poddawałem się jednak i na którymś spotkaniu jej ciało
pod wpływem moich kompleksowych działań ożyło. Pamiętam, jak po wszystkim, gdy
odpoczywaliśmy, uniosłem głowę, z niedowierzaniem patrząc na leżącą obok kobietę, której dotąd
nie znałem. Tę samą, lecz nie taką samą.
Wszystko się w niej zmieniło. Nie wiem, co dokładnie sprawiło, że okrywający ją pancerz pękł, czy
po prostu potrzebowała czasu, czy w końcu zrobiłem coś kluczowego, jakiś gest, coś powiedziałem,
w każdym razie zadziałało. I to jak!
Zmiana ta nie była zmianą permanentną, za każdym razem muszę dołożyć niemałych starań, by
rozkwitła. I za każdym razem gra jest warta świeczki.
Idę do toalety, a gdy wracam, widzę, że jakiś mężczyzna orbituje wokół niej, starając się nie zwracać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •