[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Rozsypały się starannie poukładane ubrania, przetrząsnęła je, mrugając jednocześnie
powiekami, by dostrzec coś poprzez mgłę łez. Gdy zabolała ją szczęka, uświadomiła sobie, \e
powstrzymując łkanie zaciska kurczowo zęby. Gdzie są te cholerne znaczki?!
Wyciągnęła parę koszul, a kiedy na podłogę upadło coś z hukiem, serce skoczyło jej
do gardła. Wiedziała od razu, \e jest to zbyt cię\kie i wypukłe jak na znaczki. U jej stóp
wylądował mały rewolwer. Wlepiła w niego oczy, otrząsnęła z obrzydzeniem, odsunęła na
bok nogą.
Ktoś wbiegał po schodkach. Zmartwiała. Ze swojego miejsca widziała drzwi. Patrzyła
na nie jak zaklęta. Gałka obróciła się. Gen usłyszała zdumione mruknięcie.
- Gen? - Griff wołał ją rozbawiony. Gałka znowu drgnęła, tym razem głośniej. - Hej,
Genny! To ja! Otwórz!
Pospiesznie przejrzała resztę ubrań. Znaczków nie było. Zdusiła panikę, usiłowała
myśleć rozsądnie. Wtedy coś uderzyło w drzwi niczym taran. Futryna rozleciała się w
drzazgi, zamek puścił, drzwi otworzyły się gwałtownie, grzmotnęły o ścianę, a\ chata
zadr\ała. Gen przeraziła się tak bardzo, \e stała sparali\owana, patrząc, jak Griff wpada co
środka, rozcierając ramię. Wyhamował, rozejrzał się zaniepokojony. Potem spojrzał w
kierunku sypialni i za progiem natknął się na jej przestraszone spojrzenie.
Zmarszczył brwi, ruszył ku niej.
- Hej, Gen? Co się...
Zadziałał instynkt. Chwyciła rewolwer i wyciągnęła go przed siebie, akurat w chwili,
w której Griff stanął naprzeciwko niej.
ROZDZIAA DZIESITY
Trudno powiedzieć, które z nich było bardziej zdumione. Oboje wlepili wzrok w broń,
jakby ją pierwszy raz widzieli. Gen, zdziwiona, \e ją trzyma, Griff, \e jest wycelowana w
jego pierś.
Rozpaczliwie przywołując na pamięć szczegóły z setek filmów kryminalnych,
oglądanych wraz z dziadkiem, Gen podtrzymała prawą dłoń lewą.
- Nie ruszaj się!
- Cholera, co ty wyprawiasz?! - przyglądał się jej osłupiały. Uczynił ruch w jej stronę.
- Stać! - ostrzegawczo zakołysała lufą.
- Ja wcale nie \artuję!
Niepewny uśmiech, który począł wykwitać na jego wargach, zniknął. W jego miejsce
pojawił się twardy, grozny grymas. Zmru\ył oczy, kamienne, zimne i nawet grozniejsze.
- Nie mów mi, \e mimo wszystko pomyliłem się co do ciebie, Wiewiórko. Zwykle a\
tak zle nie odczytuję kobiecej duszy.
- Obawiam się, \e tym razem tak właśnie się stało - zapewniła go dr\ącym głosem.
Przełknęła gorycz tych słów.
W oczach Griffa zamigotało coś mrocznego, parali\ującego. Niedostrzegalnie
przenosił cię\ar ciała, balansując na piętach. W jego ruchach czaiła się grozba.
Gen przeszył lodowaty dreszcz.
- Je\eli chodzi ci o to, o czym myślę, dziewczyno, to trzeba było zawczasu nabić broń.
- Wskazał głową rewolwer, nie odrywając jednocześnie wzroku od Gen.
- A ty powinnaś nauczyć się z nią obchodzić.
- Jest nabita - zapewniła, choć nie miała o tym pojęcia. Nie wiedziała, jak to
sprawdzić, a co wa\niejsze, jak ją w razie czego naładować. Na filmach nie było o tym
mowy! - Oddawaj znaczki, Griff! I to ju\! Jej słowa zbiły go z tropu. Zmarszczył lekko brwi:
- Co takiego?
- Nie odgrywaj niewiniątka. Wiem, \e je masz. Kiedy wpadłeś na pomysł, by je
ukraść? Jesteś wspólnikiem Broussarde'a i grubasa? A mo\e to była decyzja chwili?
- Ja ukradłem? - wściekły ryk odbił się echem po pokoju. Gen odskoczyła. Griff
szybkim spojrzeniem obrzucił jej wybebeszoną torbę i rozrzuconą zawartość swojej. Kiedy
znów spojrzał na dziewczynę, jego oczy płonęły świętym oburzeniem. - Chcesz mi wmówić,
\e według ciebie ukradłem Znaczki Wolności?! - spytał groznie. - I \e po to kochałem cię
taką opętaną ilość godzin? Dlatego...
- Nie wiem, dlaczego ze mną spałeś i nic mnie to nie obchodzi - skłamała łamiącym
się głosem. Zaczęły się jej trząść ręce. Wiedziała, \e ju\ długo nie zdoła utrzymać rewolweru.
- Ja z tobą nie spałem - przypomniał jej obcesowo. - Ja się z tobą kochałem. Kochałem
ciebie. Nawet taka gąska jak ty, Gen, powinna zauwa\yć ró\nicę. Naprawdę usiłujesz mi
wmówić, \e mogłem coś takiego zrobić po wspólnie spędzonych dniach i nocach?
Uczynił krok w jej stronę. Gen uniosła broń, oblizała wargi.
- Nie... - w nadgarstkach pulsowało jej od wysiłku. Desperacko myślała, jak długo
zdoła jeszcze udawać zuchwałą pewność siebie. Z ka\dą sekundą ogarniała ją bowiem coraz
większa panika.
- Gen, albo się komuś ufa, albo nie. Nie ma stanu pośredniego. Więc teraz, jeśli mi
ufasz, wiesz, \e nie ukradłem znaczków. Jeśli nie... Có\, sądzę, \e w takim wypadku \adne z
nas nie ma wiele do stracenia.
- Nie...! - Gen wyrwał się pisk przera\enia, gdy Griff zrobił ku niej cztery potę\ne
susy. Poddała się. Delikatnie odgiął jej palce i wyjął rewolwer. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •