[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ciężkich, wielkimi lasami i czystymi rzekami, mogącymi dostarczyć wielkich bogactw. Jedyne,
co tam jest nie w porządku, to mieszkańcy, którzy są co najmniej dziwni. Wyciągnęliśmy do nich
przyjazną i pomocną dłoń, proponując handel i kontakt z wyższą cywilizacją. I wiecie, co
zrobili?! - W jego głosie pobrzmiewała wściekłość. - Powiem wam, co zrobili! Nic! Zignorowali
nas, odrzucili naszą ofertę! Całkowicie nas zlekceważyli!
Planeta zniknęła, ustępując miejsca gębie.
- Rozumiecie więc, panowie oficerowie, dlaczego robimy to, co robimy. Nasza kultura
jest starsza i o wiele bogatsza, a skoro ta banda prymitywów nas odrzuciła, należy udowodnić im,
że Nevenkebli nie należy obrażać. Jeśli nie potrafią sami zrozumieć, co jest dla nich dobre, to
trzeba ich przekonać, a pretensje będą wówczas mogli mieć tylko do siebie. Niech żyje
Nevenkebla! Niech żyje pozytywny pokój!
Ryknęły fanfary, odśpiewano jakąś kretyńską przyśpiewkę (sądząc po zachowaniu
otoczenia, musiał to być hymn), a wszyscy wszystkim odruchowo pogratulowali. Ja też, żeby się
nie wyróżniać. Następnie w powietrzu pojawiła się holomapa i głos zabrał Lowender. Używał
palucha jako wskaznika.
- Nasza dywizja, OsiemdziesiÄ…ta Ósma, czyli Bojowe DiabÅ‚y, bÄ™dzie miaÅ‚a zaszczyt
wyzwolić przemysłowy obszar największego miasta zwanego Bellegarrique, cokolwiek by to
znaczyło. Tu i tu są kopalnie, tu magazyny i linia kolejowa, a tutaj, o dziesięć kilometrów od
miasta, jest tama, która spiętrza wodę rzeki i jest równocześnie hydroelektrownią. Dla dobra
mieszkańców należy zająć te obiekty, zanim dojdzie do ich uszkodzenia.
- Pytanie, sir - odezwał się jeden z pułkowników. - Jakiej obrony należy się spodziewać?
Jak liczna jest ich armia i czym dysponuje?
- Dobre pytanie, panie pułkowniku. Musimy być przygotowani na wszystko, na każdy
rodzaj ataku, na wszelkie niespodzianki. Ci ludzie są bowiem niesamowicie podstępni. Ani
generał Zennor, ani nasi ludzie nie byli w stanie uzyskać bliższych informacji o wielkości ich
armii, nie wiadomo nawet, czy ona istnieje! Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie ma tam
nawet policji! Ponieważ jednak wszyscy wiemy, że jest to niemożliwe, gdyż bez tych instytucji
żadne społeczeństwo nie może istnieć, pozostaje przyjąć, iż tak starannie ukryli swe zbrojenia, że
musimy być cały czas przygotowani na wrogą napaść. Poza tym tak zdziwaczałe społeczeństwo
należy wyleczyć z przesądów. Jesteśmy im to winni jako ludzie.
Jeśli o mnie chodzi, nigdy w życiu nie słyszałem takiego steku bredni, ale sądząc po
zachowaniu obecnych, nikt inny nie miał zastrzeżeń do treści odprawy ani do zamiaru, by
wyzwolić mieszkańców planety Hoyan za wszelką cenę, choćby nawet trzeba ich było
wszystkich w tym celu pozabijać!
15
Wróciłem do kompanii z pakietem zalakowanych rozkazów i głębokim przekonaniem, iż
jest to najbardziej kretyńskie przedsięwzięcie, o jakim kiedykolwiek słyszałem, nie wspominając
o udziale.
- Dziwnie wyglądasz - powitał mnie Morton, gdy wszedłem do kabiny. - Nic takiego, czy
może powinienem zacząć się bać?
- Ma pan jakieś rozkazy, sir? - Za moimi plecami pojawił się sierżant Blogh, najwyrazniej
także spragniony nowin.
Rzuciłem rozkazy na koję i zająłem się pilniejszymi problemami.
- Sierżancie, jak wygląda w kompanii kwestia picia alkoholu w trakcie drogi na wojnę?
- Tak jak wszędzie, sir. Użycie jest karane sądem polowym. Ale jeden z baków
transportera pełen jest dziewięćdziesieciodziewięcioprocentowego spirytusu. Doskonały po
rozmieszaniu pół na pół z wodą i rozwodnionym sokiem pomarańczowym.
- Zlicznie. Ponieważ jedziemy na wojnę, pora wykorzystac przywileje rangi, sierżancie
Bogh. Dotąd byliście pełniącym obowiązki sierżanta sztabowego, od teraz jesteście sierżantem
sztabowym.
Morton z trzaskiem postawił na stole trzy kubki i torbę liofilizowanego soku
pomarańczowego. Szybko się chłopak przystosował.
Sierżant sztabowy zniknął na chwilę, wracając z dwudziestolitrowym kanistrem.
Błyskawicznie, choć nie w cudowny sposób, przemienił następnie jego zawartość w czterdzieści
pięć litrów wódki o niezbyt przesadnej mocy. Zapowiadało się, że spędzimy tę podróż bez ofiar
w ludziach.
- Zrednio obrzydliwe - ocenił Morton po pierwszej kolejce, podstawiając ponownie
kubek. - Można usłyszeć, czego się dowiedziałeś?
- Można. Dobrą nowiną jest, że mamy zaanektować i okupować bogatą i nie znaną reszcie
wszechświata planetę zwaną Hoyan. Drugą dobrą nowiną jest to, że jest ona zamieszkana przez
ludzi, obrazu szczęśliwości zaś dopełnia fakt, że nie istnieje tam ani wojsko, ani policja.
- Niemożliwe - stwierdził sierżant sztabowy, opróżniając kubek.
- Wszystko jest możliwe w tak dużej galaktyce. Jeśli wierzyć raportom wywiadu, to nie
powinniśmy napotkać żadnego oporu. W ogóle nie powinno dojść do rozlewu krwi.
- Niemożliwe - powtórzył sierżant sztabowy. - To pułapka.
- Generał też tak myśli i podejrzewa istnienie zakamuflowanych sił zbrojnych.
- Niekoniecznie - sprzeciwił się Morton. - Zanim trafiłem do wojska, studiowałem
historię i wiem trochę na ten temat. Ludzkość chadzała rozmaitymi drogami, a jeśli wezmie się
pod uwagę ilość zamieszkanych planet w galaktyce, to można powiedzieć, że różnorodność
społeczeństw i ustrojów jest praktycznie nieograniczona.
- Jak mają rząd, to mają i armię. Inaczej się nie da - uznał sierżant.
Szybkie tempo konsumpcji miało wpływ na wzrastającą fraternizację podoficera, jak i
coraz bardziej manifestacyjną przemądrzałość Mortona; pora była zatem zamknąć bar. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •