[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozkoszy.
Zdziwiło ją to, że może komuś dawać rozkosz.
Nie pytała już też, czy Lyon jest uczulony na jej perfumy. Zwłaszcza że nie
wzięła ich przecież ze sobą.
- 58 -
S
R
Jednak magiczny moment minął i teraz w jasnym świetle ranka znów byli
dwójką nieznajomych. Kiedy tak leżeli, zaskoczyło ich jedno: cisza panująca na
zewnątrz.
- Deszcz przestał padać - oznajmiła radośnie Jasmine i przesunęła się w stronę
wyjścia.
Zwiatło z zewnątrz poraziło ją tak, że zamknęła oczy. Również Lyon zaczął
gramolić się do wyjścia.
- Może napijemy się kawy? - zaproponowała.
- Przykro mi, ale drewno jest mokre - padła odpowiedz, której towarzyszył jęk
zawodu.
- To co? Znowu będziemy pili to piwo?
Nie doczekawszy się odpowiedzi, wypełzła na zewnątrz. Ranek był naprawdę
piękny. Zamglony, ale jakby pogodniejszy. Ziemia pachniała inaczej. Widocznie
deszcz był ciepły i ją rozgrzał.
Niestety, wszystko wokół było mokre. Mogli, co najwyżej, rozłożyć karimaty,
na których dało się jakoś siedzieć. Jasmine czuła, że kawa postawiłaby ją na nogi.
Zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach. Wciąż drżała wewnętrznie, a pocałunki Lyona
paliły jej usta.
No i proszę, jeszcze parę dni temu wydawało jej się, że kocha Erika. Nie
chciała być teraz taka naiwna, żeby uważać, że zakochała się w Lyonie. Po prostu jej
się spodobał i tyle. Erik też jej się podobał i chciała jedynie na tym oprzeć ich
związek. Okazało się jednak, że to nie wystarczyło. Tak naprawdę dobrze się stało, że
w końcu zdobyła go Cynthia.
Stanęła za zewnątrz i wystawiła twarz na wilgotny powiew.
Wiedziała z poradników kosmetycznych, że taka pogoda świetnie robi na cerę.
Nie mogła z tego korzystać w Kalifornii, więc postanowiła tutaj. Chociaż, tak swoją
drogą, czy również dobrze działa na cerę porażoną sumakiem? Jasmine nie miała
pojęcia, ale nie wątpiła, że wkrótce się o tym przekona.
Rozejrzała się dokoła. Ptaki latały nad ziemią, która parowała. Słońce zaczęło
przebijać się przez chmury. Pomyślała, że gdyby tutaj nie przypłynęła, nigdy by tego
wszystkiego nie zobaczyła i że było warto. Może zrobi lepiej, jeśli wezmie swoje
- 59 -
S
R
życie we własne ręce? Może lepiej będzie, jeśli przestanie szukać odpowiedniego
faceta"?
A nieodpowiedni facet", który jeszcze przed chwilą wychylał się z namiotu,
teraz cofnął się w jego głąb.
- Jasmine, chodz tutaj.
- Coś ty! Jest zbyt ładnie.
- Chodz. Musimy pogadać.
- Nie, chcę pooddychać świeżym powietrzem - powiedziała i odetchnęła pełną
piersią.
Nagle dobiegł do niej niepokojący dzwięk. Czy to możliwe, żeby pszczoły
wyroiły się w lutym? pomyślała. No tak, tylko tego jej brakowało. Bzyczenie narastało
i stało się już teraz zupełnie wyrazne.
Rozejrzała się dokoła, ale nie dostrzegła nawet jednej pszczoły. Tylko dzwięk
narastał.
Samolot!
Nagle cały świat przed nią zawirował. Tak, to był samolot.
- Lyon! - wrzasnęła. - Wyłaz stamtąd! Ktoś tutaj leci! Samolot!
Zaczęła podskakiwać i machać rękami, chociaż samolot był ledwie widoczny.
- Tu! Tu jesteśmy!
- Wejdz do namiotu - usłyszała tuż za sobą głos Lyona. Była zdumiona, że
udało mu się wyjść.
- Nie! Popatrz, leci! Musimy machać, żeby skierował się w naszą stronę.
Niewielki czerwony kształt unosił się nad bagnami. Pilot sprawiał takie
wrażenie, jakby chciał dokładnie przeczesać teren.
Lyon wiedział, że równie dobrze mogą tu szukać Jasmine, jak i jego.
Oczywiście, samolot nie miał szans wylądować na bagnach. Nawet takie
jednosilnikowe chuchro. Mógł ich jednak namierzyć, a motorówka dotarłaby tu
pewnie w niecałą godzinę.
- Jasmine, wejdz do namiotu. Spojrzała na niego jak na wariata.
- Nie, zabiorą nas stąd.
- 60 -
S
R
Pomyślał o swoich kumplach. Dwóch już nie żyło. Miał przynajmniej nadzieję,
że Madden jakoś sobie radzi. Nie, nie może ryzykować.
Przez chwilę obserwował samolot i zastanawiał się, jak powstrzymać Jasmine.
Jednak samolot zaczął się oddalać. Ciekawe, czy lotnik ich namierzył i czy oddała się
z ostrożności, czy też po prostu ich nie zauważył? Cóż, mógłby się przenieść w nowe
miejsce, ale zdawał sobie sprawę, że w tej sytuacji niewiele by to dało.
Rozczarowana Jasmine z żalem patrzyła na oddalający się czerwony kształt.
Jednak po chwili jej twarz się znowu ożywiła. Samolot wracał. Lyon nie miał teraz
wątpliwości, że pilot przeczesuje teren.
Uradowana Jasmine pobiegła w stronę samolotu, wciąż machając rękami.
- Tutaj! Tu! - krzyczała.
Poszedł za nią. Usiłował ją powstrzymać. W wyniku nagłej szarpaniny oboje
wylądowali w błocie.
- Co robisz?! - jęknęła. - Chcesz mnie zabić?!
Lyon z trudem złapał oddech. Znów poczuł silny ból pleców.
- To raczej ty chcesz zabić mnie! - wydyszał.
Przez chwilę leżeli w błocie. Samolot był już chyba bardzo blisko. Słyszeli
wyraznie jego buczenie. Jednak Jasmine nie próbowała się ruszać.
- Nie wygłupiaj się! To nie mogą być kłusownicy - powiedziała w końcu.
- Wiem - powiedział ponuro.
Jasmine zaczęła się podnosić. Jednocześnie zauważyła, że Lyon jest nagi. Do
tej pory jakoś nie zwracała na to uwagi.
- Może jeszcze zwróci na nas uwagę - wskazała samolot.
- Stój! Nie ruszaj się! - wydał polecenie, a ona natychmiast go posłuchała.
Jednak wszystko w niej się buntowało. Miała dosyć dyktatury Lyona.
- Dlaczego mi rozkazujesz?! To nasza szansa, żeby szybciej wrócić do
cywilizacji.
Lyon gramolił się z błota. Cały był nim umazany.
- Chcesz wrócić do cywilizacji?! Dobrze, zawiozę cię do miasta. Tylko, na
litość boską, schowaj się teraz! On przecież może wrócić! Chyba domyślasz się, że
przeczesuje teren.
- 61 -
S
R
Jasmine była o tym przekonana.
- Nie sądzisz chyba, że chcę spędzić tutaj resztę mojego tak zwanego urlopu?!
Lyon pokręcił głową, na znak, że nie sądzi. Samolot odleciał gdzieś dalej i
nawet nie było go już słychać. Nie mieli więc o co się kłócić.
- Jasmine, zimno mi - poskarżył się.
Natychmiast objęła go, żeby go rozgrzać. Jednak jego naga skóra wydawała się
ją palić. Nie wiedziała też, co zrobić z oczami.
- Chodz do namiotu - powiedziała.
- Nie wiem, czy dam radę.
- Pomogę ci.
Zmęczyli się oboje, ale w końcu udało im się dotrzeć do namiotu. Nabierali
wprawy. Dawne niepokoje powróciły teraz do Jasmine. Kim naprawdę był Lyon?
Dlaczego bał się samolotu?
Kiedy znalezli się już przy namiocie, wytarła trochę Lyona, starając się nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Pokrewne
- Home
- Dixie Lynn Dwyer [Menage Amour 165] Were She Belongs (pdf)
- Dixie Browning Harlequin Desire 15 Wypatrywanie burzy
- D228. Browning Dixie ZĹamane skrzydĹa
- 057. Webber Meredith Subtelny urok
- dwaj poeci (stracone zludzenia) balzac ch.
- 174.Barbara KrzysztośÂ Karolino, nie przeszkadzaj
- DâÂÂAdamo, Francesco Die Geschichte von Ismael Flucht aus Afrika
- Trickshop Anneman's Mental Masterpiece
- Mather Anne Podróśź do Rio
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- onaonaona.keep.pl