[ Pobierz całość w formacie PDF ]

drugą trzymał przed sobą gruby, otwarty tom. Lampa kręciła się na zawieszeniu kardanowym,
książki, korzystając z pustego miejsca, przewracały się z boku na bok po półce; długi baro-
metr szarpliwie zataczał koła, a stół co chwila zmieniał kąt nachylenia. Kapitan, stojący nie-
ruchomo pośrodku całego tego zamętu, wyjrzał spoza książki i spytał:
% O co chodzi?
% Martwa fala się powiększa, panie kapitanie.
% Zauważyłem to i tutaj % mruknął kapitan MacWhirr. %Coś nie w porządku?
Jukes, zmieszany poważnym wyrazem oczu patrzących nań znad książki, uśmiechnął się z
zakłopotaniem.
% Huśta nami jak starym butem % odparł nieśmiało.
% Tak jest. Wielka fala, wielka fala. Czego pan chce?
Jukes stracił rezon i zaczął się plątać.
% Myślę o naszych pasażerach % powiedział z miną człowieka, który chwyta się byle cze-
go.
% Pasażerach? % zdziwił się kapitan z całą powagą. % Jakich pasażerach?
% No, jak to? O Chińczykach, panie kapitanie % wyjaśnił Jukes, któremu już zupełnie
obrzydła ta rozmowa.
17
% O Chińczykach! Czemu pan nie mówi wyraznie? Nie wiedziałem, o co chodzi. Nigdy
nie słyszałem, żeby tłum kulisów nazywać pasażerami. Też mi pasażerowie! Co pana napa-
dło?
Kapitan MacWhirr przymknął książkę, zakładając palcem miejsce, gdzie czytał, i opuścił
rękę; wyglądał na bardzo zdumionego.
% Dlaczego pan myśli o Chińczykach? % dopytywał się. Jukes zebrał się na odwagę jak
człowiek przyparty do muru.
% Pokłady zalewa woda, panie kapitanie. Pomyślałem, że może pan zechce pójść dziobem
% choćby na trochę. Dopóki fala się nie zmniejszy; a to chyba niedługo nastąpi. Sterować na
wschód. Nigdy takiego kołysania nie widziałem.
Jukes trzymał się drzwi, ale kapitan MacWhirr czując, że półka nie jest wystarczającym
oparciem, puścił ją pośpiesznie i ciężko padł na kanapę.
% Sterować na wschód? % pytał, usiłując usiąść. % To przecież więcej niż cztery rumby z
kursu.
% Tak jest, panie kapitanie. Pięćdziesiąt stopni... Tyle właśnie trzeba, by wykręcić i pójść
na...
Kapitan MacWhirr siedział już teraz wyprostowany. Nie wypuścił książki i nie zgubił w
niej zaznaczonego miejsca.
% Na wschód? % powtórzył z rosnącym zdumieniem. % Na... A jak pan myśli, dokąd my
płyniemy? Pan chce, bym zmienił kurs silnego parowca o cztery rumby dla wygody Chińczy-
ków? Słyszałem już o różnych idiotyzmach na świecie, ale coś takiego... Gdybym pana nie
znał, pomyślałbym, że jest pan pijany. Zwrócić o cztery rumby... A co potem? Pewnie z po-
wrotem zawrócić w drugą stronę, by mieć dobry kurs. Co panu przyszło do głowy, że będę
zmieniał halsy parowca, jakby to był żaglowiec?
% Całe szczęście, że nim nie jest % wtrącił Jukes z goryczą. % Pogubiłby dziś po południu
wszystkie patyki od tego kiwania.
% Tak jest. A pan mógłby tylko stać i patrzeć, jak je gubi % dorzucił kapitan MacWhirr z
pewnym ożywieniem. % Mamy zupełną ciszę, prawda?
% Tak jest, panie kapitanie. Ale na pewno zbliża się coś niezwykłego.
% Być może. Pewnie uważa pan, że powinienem uciec przed tym świństwem % powiedział
kapitan MacWhirr z największą prostotą w zachowaniu i głosie, utkwiwszy nieruchomy
wzrok w płótnie pokostowym, pokrywającym podłogę. Nie spostrzegł więc ani zakłopotania
Jukesa, ani malującej się na jego twarzy mieszaniny wzburzenia i szacunku.
% O, tu, ta książka % ciągnął kapitan z namysłem, klepiąc się zamkniętym tomem po
udzie. % Właśnie w niej przeczytałem rozdział o sztormach.
To była prawda. Czytał rozdział o sztormach. Wchodząc do kabiny nawigacyjnej, nie miał
zamiaru zdejmować książki z półki. Coś w powietrzu % pewnie to samo, co skłoniło stewar-
da, by bez rozkazu przynieść do kabiny nawigacyjnej gumowe buty i nieprzemakalny płaszcz
kapitana % skierowało jego rękę do półki; nie tracąc nawet czasu na siadanie, zabrał się ener-
gicznie do zgłębiania trudnej terminologii przedmiotu. Pochłonęły go przesuwające się pół-
okręgi, bezpieczne i niebezpieczne ćwiartki, krzywe torów, prawdopodobny namiar na oko
cyklonu, zmiany kierunku wiatru i wskazania barometru. Starał się odnalezć w tych wszyst-
kich danych jakiś określony związek z własną sytuacją, ale w końcu ogarnęła go pogardliwa
złość na tę masę słów pełnych wskazówek, wyrozumowanych koncepcji i przypuszczeń, po-
zbawionych cienia pewności.
% To jedna wielka bzdura % powiedział. % Gdyby człowiek wierzył we wszystko, co tu
jest, to większość czasu spędzałby na próbach omijania sztormów po całym morzu.
Znowu uderzył się książką po nodze; Jukes otworzył usta, ale się nie odezwał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •