[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pamiętam, że usnęłam na plecionce, kiedy poczułam nagle jakieś cielsko obok mnie. To był
Ishaą, mój mąż, zupełnie nagi. Przeraziłam się i wybiegłam na zewnątrz. Całą noc spędziłam
schowana w stodole!
Likhana zaczęła się śmiać jak szalona na to wspomnienie. Po chwili mówiła dalej:
- Następnego dnia rano teściowa wytłumaczyła mi, że powinnam ulec i wszystko
byłoby dobrze. Oto, jak wyglądała moja noc poślubna!
- Jak to? To wszystko? Likhana, nie możesz mnie tak zostawić!
Likhana wymknęła się, aby dołączyć do zabawy, a ja musiałam dać za wygraną,
wiedząc jeszcze mniej o tym, co się nieuchronnie wydarzy. Natychmiast poczułam, jak
wzmaga we mnie strach. Gdy nadszedł wieczór i znalezliśmy się z Ashiąiem w domu jego
rodziców, jego matka zwróciła się do nas:
- Tej nocy, moje dzieci, będziecie spać w naszej sypialni.
Do tej pory ani razu się nie dotknęliśmy, ale obydwoje darzyliśmy się uczuciem.
Nigdy nie zapomnę tamtej chwili.
Położyłam się na łóżku w ubraniu i ujrzałam, że Ashią robi to samo. Leżeliśmy tuż
obok siebie, nie mając odwagi się poruszyć. Obydwoje wpatrywaliśmy się w sufit, nie mogąc
spojrzeć sobie w oczy. Po chwili poczułam, jak Ashią muska moją dłoń. Przez moment w
nieśmiały, niezręczny sposób pieścił jej wewnętrzną stronę. Odwróciłam do niego głowę i
zanurzyłam się w jego spojrzeniu. Zebrałam się na odwagę i złożyłam bardzo delikatny
pocałunek w kąciku jego ust. Wtedy Ashią ostrożnie się nade mną usadowił i zapytał:
- Boisz się?
Przybrał najdelikatniejszy ton głosu.
- Nie. A w zasadzie tak, troszkę. Ale ufam ci i wiem, że nie zrobisz mi krzywdy.
Wówczas Ashią wziął mnie z całej siły w ramiona i po raz pierwszy naprawdę się
pocałowaliśmy. Pocałunek był słodki i gorący, czułam się wspaniale. Po chwili wpadliśmy w
wir rozkoszy, a kiedy doszłam z powrotem do siebie - obydwoje leżeliśmy zlani potem,
nieprzytomni ze szczęścia. Dostrzegłam malutką plamkę krwi na prześcieradle. Zrozumiałam,
że nie byłam już dziewicą jak Maryja. Ale czułam się szczęśliwa. Pomyślałam o Likhanie i
ostatecznie byłam jej wdzięczna za to, że nie powiedziała mi więcej o swojej nocy poślubnej.
Natychmiast zasnęliśmy w swych ramionach - z wyrazem spokoju na twarzy i z
błogością w sercu.
7
Papieskie przesłanie
Budzi mnie przerazliwy krzyk. Czuję, jak paraliżuje mnie strach.
Ze zdrętwiałą twarzą i walącym sercem staram się zlokalizować to straszne wycie, ale
jest środek nocy i nie widzę nic prócz panującego w celi mroku. Wytężam słuch, lecz do
mych uszu dobiega tylko cichy hałas nocy. Po chwili znowu rozbrzmiewa zwierzęcy krzyk,
po którym następuje seria przedłużonych wyć. Przeszywa mnie dreszcz, kiedy zdaję sobie
sprawę, że te niekończące się jęki dochodzą z sąsiedniej celi. To moja sąsiadka Zarmina tak
wrzeszczy. Jej wołania zasiewają panikę w mojej głowie. Krzyki odbijają się od ścian i zdaje
mi się, że zaraz wypchną kraty jej celi, ale nikt nie reaguje. Mam wrażenie, że tylko ja słyszę
te wrzaski - coraz przenikliwiej rozbrzmiewające w środku nocy.
Po chwili to ja krzyczę:
- Zarmina, co się dzieje?
Odpowiada mi kolejnym bolesnym jękiem. Mój głos nie jest zbyt silny, ale wrzeszczę
ze wszystkich sił:
- Ratunku! Na pomoc!
Wstaję i walę pięściami w grube, drewniane drzwi celi, ale nie słyszę nic prócz
rozpaczliwych ryków Zarminy. Chwytam za żelazną menażkę i z całych sił uderzam z góry
metalową łyżką. Robię straszliwy hałas, chwilami udaje mi się nawet zagłuszyć krzyki
Zarminy, ale to nic nie daje. Nikt nie reaguje. Zupełnie, jakbyśmy były same w tym więzieniu
- tylko Zarmina i ja. Co się dzieje z resztą dziewczyn? Czemu się nie obudziły? Co mogę
jeszcze zrobić? Rozglądam się wokół, ale jestem zupełnie bezradna.
- Zarmina! Zarmina! Odezwij się!
Ale Zarmina, ku mojej rozpaczy, już nie odpowiada. Zarmina już nie krzyczy.
Kładę się z powrotem i z wielkim trudem zasypiam. Nie wiem, czy wciąż słyszę
krzyki Zarminy, czy tylko echo jej cierpień nadal rozbrzmiewa w mojej głowie.
Następnego dnia rano, podczas spaceru, dowiaduję się, że Zarmina umarła tej nocy.
Nikogo to nie dziwi, tak jakby wszystko było z góry ustalone. Postanawiam porozmawiać z
moimi sąsiadkami.
- Nic nie słyszałyście w nocy?
- Nie - odpowiada jedna z nich. - A ty? - dodaje, zwracając się do drugiej. - Słyszałaś
coś?
- Nic a nic - odpowiada kobieta z miną współwinnej jakiegoś przestępstwa.
Po czym zaczynają chichotać. Ja jedna zdaję się przejęta śmiercią Zarminy. Ja jedna
nie rozumiem, jaka intryga się tutaj rozegrała w środku nocy. Zarmina była muzułmanką -
podobnie jak ja oskarżoną o . Jej historia była doprawdy absurdalna. Dopiero co wyszła za
mąż, kiedy w Zer Garh, wiele godzin drogi stąd, przydarzył im się z mężem wypadek
motocyklowy. Na szczęście nie zostali poważnie ranni, jednak kiedy jej mąż stracił
panowanie nad motocyklem - z Zarminą, siedzącą za nim okrakiem - pojazd zakończył swą
szaloną jazdę na pomniku poświęconym Prorokowi Mahometowi. Obydwoje zostali
oskarżeni o i wrzuceni do więzienia.
A teraz Zarmina nie żyje... Była miła, będzie mi jej brakować. Dlaczego to my - moja
muzułmańska siostra, która wczoraj umarła i ja - zostałyśmy oskarżone o ? Nie rozumiem.
Czy ludzie oszaleli?
Kiedy na powrót trafiam do swojej celi, wciąż mam dreszcze na całym ciele na
wspomnienie Zarminy. Pocieszam się myślami o Ashiąu, który ma mnie dzisiaj odwiedzić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •