[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Spojrzała na Johna. - Co o tym sądzisz?
- Męczące.
Zauważyła, że jest w cierpkim humorze i podjęła:
- Będziesz się musiał trzymać nas, dziewczyn, albo
zostawimy cię z tyłu.
Zazwyczaj nie jadł dużo na śniadanie, więc zdziwił się
stwierdziwszy, że sięga po następny naleśnik.
- Zniosę spacer po lesie i po plaży, ale nie jestem pewien
punktu programu z krabami. Jadałem kraby, ale w życiu żadnego
nie złapałem. A co z zakupami?
Uśmiechnęła się szeroko.
- Może to nieco nadwyrężyć twoją kieszeń, ale będziesz się
przy tym dobrze bawić.
Nie użyłby określenia "dobrze się bawić", na to, czego
doświadczył, robiąc zakupy z córką i z Lauren. Było to na
pewno interesujÄ…ce i nowe. Lauren z prostego zadania
wybierania i przymierzania ubrań zrobiła zabawę. Gdyby to
zależało od niego, pozostawiłby do uznania sprzedawcy wybór
ubrań dla Amy. Lauren działała w inny sposób. Sprawiła, że
Amy sama zainteresowała się wyborem swoich ciuszków,
interweniujÄ…c tylko w wypadku bardziej kontrowersyjnych
wzorów czy zbyt śmiałego zestawienia kolorów.
Kiedy poprzestały na dwóch strojach, John poprosił Lauren,
żeby wybrała jeszcze z tuzin. Zawahała się, a wtedy on zaczął
ściągać ubrania z wieszaków i podawać je Amy. W chwili, gdy
trzymał w ręku koronkową, białą szmatkę, zobaczył, że Lauren
śmieje się głośno, usłyszał też chichot Amy.
Spojrzał na jedną i na drugą.
- Co w tym śmiesznego?
- To sÄ… akurat majtki. To siÄ™ nosi pod sukienkÄ…, a nie
zamiast.
Przytrzymał wieszak z majtkami, aby przyjrzeć się im bliżej.
- Faktycznie, majtki.
Lauren odebrała je od niego i odwiesiła z powrotem.
- Sądziłam, że zauważysz różnicę bez względu na rozmiar.
W jego oczach zabłysło rozbawienie.
- Może nie jestem tak światowym mężczyzną, jak ci się
wydaje.
Musiała przyznać, że odbił piłeczkę. Tak czy inaczej, pełen
był niespodzianek.
- Widocznie nie. Nie sądzisz, że ta wycieczka po zakupy
może być wychowawcza?
- UczÄ™ siÄ™ czegoÅ› nowego co chwilÄ™ - cofnÄ…Å‚ siÄ™ w stronÄ™
krzesła i usiadł. - Zostawiam resztę zakupów wam, skoro
jesteście ekspertkami.
Falbaniasta sukienka, którą miała na sobie Amy, została
złożona i schowana do torby. Na propozycję Lauren, Amy
włożyła od razu jeden ze swoich nowych strojów. John niósł
liczne nagromadzone przez nie torby, chociaż La uren
ofiarowała pomoc w transportowaniu nabytków.
- Ktoś z nas musi mieć wolną rękę, żeby móc kupić lody -
powiedział John.
Amy spojrzała na niego z nadzieją.
- Lody? Możemy zjeść lody?
- Pewnie. Jakie lubisz najbardziej?
- Waniliowe i polane lukrem.
Nie brzmiało to dla niego zbyt zachęcająco, ale tego chciała
Amy, więc to właśnie dostanie.
Znalezli miejsce, gdzie można było kupić lody i usiedli przy
stoliku ustawionym na dworze, skąd roztaczał się wspaniały
widok na ocean. John wypił filiżankę kawy, a Lauren i Amy
zabrały się do swoich deserów lodowych. %7łyczenie Amy zostało
spełnione. Szczęśliwa ściągnęła łyżeczką kolorowe kawałeczki
lukru, a potem zaczęła drążyć masę waniliową. Lauren zamówiła
zestaw składający się z sorbetu cytrynowego z czekoladą,
udekorowanego z wierzchu bitą śmietaną.
Dostrzegając lekko przerażony wyraz jego twarzy, kiedy
śledził łyżeczkę wędrującą do jej ust, uśmiechnęła się i z
przyjemnością kończyła sorbet. Była nieświadoma, jak działał
na niego widok jej różowego języka, oblizującego dolną wargę.
Nabrała łyżeczką ze swojej porcji i podała mu.
- Chcesz spróbować?
Tego spojrzenie nadal spoczywało na jej ustach, a jego głos
był nader sugestywny, kiedy odezwał się:
- Niekoniecznie lodów.
- Nie mam nic innego do zaofiarowania - powiedziała
zdawkowym tonem, zdziwiona, że jej głos nie był tak kruchy jak
jej obrona przed nim.
- Na pewno? - zajrzał jej w oczy.
- Tak.
To dziwne, jak ciężko było wypowiedzieć jedną proste
słowo. Być może dlatego, że było to największe kłamstwo w jej
życiu.
Amy śledziła rozmowę dorosłych, jej oczy wędrowały tam i
z powrotem, jakby obserwowała mecz tenisowy. Przygrzewało
ciepłe, lipcowe słońce, lody roztapiały się w szybkim tempie.
Ponieważ nie uważała na to, co robi, kapka lodów spadła jej z
łyżeczki na przód nowej bluzki. Krzyknęła i spojrzała na ojca
szeroko otwartymi, przestraszonyml oczami.
John zauważył przerażenie w jej oczach i zastanowił się,
skąd się bierze. Ochlapanie się odrobiną lodów nie wydawało
mu się wielką katastrofą, jaką widocznie było dla niej.
instynkt podpowiedział mu, żeby potraktować sytuację
lekko. PodaÅ‚ jej serwetkÄ™·
- Masz tutaj, kotku. Wytrzyj się i skończ lody, zanim mewy
zechcą zjeść je za ciebie.
- Ja nie chciałam, to po prostu kapnęło - wzięła serwetkę i
wytarła bluzeczkę drżącymi rękami .
- Wypadki zdarzają się każdemu - powiedział spokojnie. -
Nie martw siÄ™ tym. Twoje ubranko siÄ™ wypierze.
John zauważył namysł w oczach Lauren, gdy przyglądała się
Amy, gorÄ…czkowo wycierajÄ…cej plamÄ™ na przodzie. A potem
zrobiła coś, co kompletnie go zaskoczyło. Kiedy Amy zajęta
była usuwaniem kompromitującego śladu lodów, Lauren
stuknęła łyżeczką w pucharek, specjalnie pryskając na swoją
bluzkÄ™ odrobinÄ… deseru.
- Lepiej i mnie podaj serwetkę, jeśli już skończyłaś, Amy -
powiedziała obojętnym tonem. - Zobacz, co narobiłam .
Oczy dziewczynki rozszerzyły się, kiedy zobaczyła plamę na
bluzce Lauren. Potem spojrzała na ojca, żeby zobaczyć jego
reakcjÄ™.
Swiadom skierowanej na niego uwagi córki, John podał
Lauren drugÄ… serwetkÄ™·
- Jak tak dalej pójdzie, będę musiał zdobyć większą ilość
serwetek - powiedział rozbawiony.
Lauren uśmiechnęła się do Amy.
- Jest taki zły, bo zamówił głupią kawę zamiast pysznych
lodów.
- Ja skończyłem moją głupią kawę, a lody Amy zamieniają
się w zupę waniliową. Lepiej pośpieszcie się, jeśli macie zamiar
kończyć tę maz.
Amy wbiła w niego wzrok.
- Jesteś zły? Jestem cała zapaćkana.
- Troszkę zapaćkania nikomu nie szkodzi, kotku. Od tego
jest woda i mydło.
Lauren roześmiała się.
- Po drodze będziemy musiały podejść w stronę oceanu i
oczyścić się, zanim wsiądziemy do twego samochodu.
Amy okazała zdumienie połączone z zachwytem. Spojrzała
na fale załamujące się na piaszczystej plaży, a potem znów na
Lauren.
- Możemy podejść bliżej wody?
- Możemy nawet wejść do wody. Przynajmniej zamoczyć
nogi. Zdejmij buty, pochodzimy po plaży. l może znajdziemy
jakÄ…Å› muszelkÄ™.
John przyglądał się, jak Lauren i Amy zdejmują sandały,
zastanawiając się jednocześnie nad wydarzeniami ostatnich
minut. Z pomocÄ… Lauren incydent z rozchlapanymi lodami
został zażegnany. Pózniej omówi z Lauren reakcję Amy,
spróbuje wyjaśnić, skąd u niej taka mania czystości, i powie, że
nie wie, co zrobić, żeby to zmienić.
Odwrócił się. Lauren wzięła się pod boki, stała tak przy stole
i wyglądała na zniecierpliwioną.
- Co takiego!
- Twoje buty - powiedziała wskazując na jego skórzane
półbuty.
- CoÅ› z nimi nie w porzÄ…dku?
- CiÄ…gle masz je na nogach.
Lubił, kiedy jej oczy błyszczały życiem i śmiechem.
- JesteÅ› bardzo spostrzegawcza.
Powiedziała wolno, jakby mówiła do słupa:
- Przemokną, jeśli ich nie zdejmiesz.
- A co, zanosi siÄ™ na deszcz?
Wpatrywała się w niego przez parę sekund spod
przymrużonych powiek, a potem schyliła się i szepnęła coś Amy
do ucha. Podeszły z obu stron do Johna, wzięły go za ręce i
zmusiły, żeby wstal.
- Porywacie mnie? Czy to w porzÄ…dku?
Pociągnęły go w kierunku plaży.
- Dwie na jednego - powiedziała Lauren. - Większość
decyduje.
- Więc jeden mężczyzna nie ma szans - wziął je za ręce. -
Nikt nigdy nie powie, że psuję zabawę. Jeśli chcecie spaceru po
plaży, będziecie go miały - zatrzymał się, żeby zdjąć buty i
skarpetki i podwinąć nogawki spodni. - Lekarka powiedziała, że
Amy nie wolno się kąpać.
- Nie będzie się kąpać, tylko brodzić. Jest dzisiaj ponad 25 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •