[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czasem na podchodzących niespiesznie komandosów. Czyżby słynny ultimatum, strzelający
ładunkiem antyprotonów, nie zdołał przebić ich osłony? Czy laserowa salwa szansy naprawdę
nie da żadnego efektu?
Górne kończyny Psylończyków poruszały się rytmicznie, w czasie marszu wymachiwali
rękami prawie jak ludzie.
No, dalej, dalej& Wujku Griszo, na co czekasz? Do wrogów zostało trzysta metrów,
nawet z mojego blastera można strzelić&
I w tym momencie zaatakowali Psylończycy.
Znowu nas uprzedzili.
Zobaczyłem szybkie kreski ognistych nici  pociski plazmowe albo jakieś inne draństwo.
Ogłuszony pokręciłem głową, a komandosi dalej szli spokojnie w naszą stronę. Spojrzałem w
prawo i osłupiałem.
W miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą leżał Siemiecki, pozostał tylko wypalony krąg, z
którego pionowo sterczała stopiona lufa ultimatum. Nie zdążył oddać nawet jednego strzału.
Patrzyłem chwilę na ten pomnik  na zdradziecką broń, której nie dało się ukryć pod
kameleonem& A potem wyciągnąłem spod brzucha własny blaster.
 Nie ulegać prowokacjom!  rozległ się głos Kononowa. Okazało się, że również miał z
nami łączność.
Prowokacjom?!
 Idz do diabła, wujku  wymruczałem.
Wycelowałem do jakiegoś Psylończyka  czy to nie wszystko jedno, do którego strzelę? I
nacisnąłem spust.
Nasi tylko na to czekali.
Kiedy walnęło pięćset luf, powietrze zaczęło płonąć.
 Aaa!  rozległ się przejmujący krzyk tuż nad moim uchem.
Nie przerywając strzelaniny, spojrzałem w górę, absolutnie pewien, że Olga Nonowa
umiera.
Ależ skąd!
Dzielna nauczycielka stała wyprostowana, ignorując nasze chaotyczne salwy i ogień
Psylończyków. Szansa chodziła w jej ręku z boku na bok, laserowe promienie smagały
ziemię. Nie wiem, co ją chroniło. Może ten fart, którego zawsze brakowało mnie, a może
straceńcza odwaga?
 Macie, obcy!  krzyczała Nonowa, a oczy jej błyszczały.
Patrząc na nią, nikt by nie pomyślał, że to spokojna nauczycielka klas młodszych. I nawet
jeśli jej strzelanina nie przynosiła żadnych efektów  zbyt nisko opuszczała lufę i paliła
tylko beton przed sobą  to sam jej przykład sprawiał, że człowiek czuł się dumny ze swojej
rasy.
W szeregu Psylończyków nastąpił wybuch. Czyjś wystrzał jednak przebił osłonę
komandosów. Groteskowa postać drgnęła, rozpadała się na pół i runęła.
 Dobrze ci tak!  wrzasnęła Nonowa, uznając to trafienie za swoją zasługę.
Odpowiedz Psylończyków nastąpiła natychmiast. Najwyrazniej zrozumieli, że załatwimy
ich przewagą liczebną, i przerwali pojedynczy ogień. Za to przed każdą postacią pojawił się
mały czerwony obłoczek.
Nie wiedziałem, co to takiego.
Ale wujek Grisza wiedział.
 Wycofać się! Natychmiast!  wrzasnął.  W sposób zorganizowany! Pierwszy i drugi
pluton na lewo! Trzeci i czwarty na prawo!
Jakie znów plutony? Po drodze Grigorij próbował podzielić nas na oddziały i teraz
przypomniało mi się, że trafiłem do czwartego plutonu. Tylko że bieg w prawą stronę, tam
gdzie ział lej po bunkrze, równałby się samobójstwu. Przecież każdy zajmował pozycję, jak
chciał.
Czerwone obłoczki przed komandosami zlały się w jedno, tworząc purpurowy pas.
Niczym złowieszcza chmura sunęły na naszą pozycję.
Chyba po raz pierwszy w życiu nie posłuchałem wujka i pobiegłem w lewo.
Obok mnie gnała Nonowa, wymachując ciężką szansą jak lekkim wskaznikiem, potem
Artiom, En, a z tyłu jeszcze z dziesięć osób.
Nasza linia obrony złamała się. Tylko kilku ochotników  albo nie słyszeli rozkazu
wujka, albo ogarnął ich szał bojowy  zostało na swoich miejscach. Odgłosy strzelaniny
dobiegały, dopóki po obrońcach nie przesunął się pas czerwonej mgły.
Wtedy wszystko ucichło.
 Bydlaki! Dranie!  krzyczała cienko En Eyko.  Nie mieli prawa użyć pełznącej
tarczy!
Rany, mówi jak dziecko! Jakie prawa obowiązują na wojnie?
Minęło zaledwie kilka minut, a nasz chaotyczny tłum znalazł się kilometr od bunkra.
Psylończycy też zmierzali w jego stronę, ignorując rzadkie strzały. Zaraz sprawdzą
dogasające resztki, a potem&
A potem pójdą dalej, żeby nas dobić.
Poruszają się niewiele szybciej od nas, ale za to mają dalekosiężną broń. I mogą iść
godzinami, nie zmniejszając tempa i nie tracąc sił, bo przecież wspomaga ich pancerz.
Zwolniłem kroku, zatrzymałem się. Za moim przykładem poszli jedynie En i Artiom, Olga
Nonowa i pozostali biegli dalej.
 En, co macie zamiar zrobić?
Nie wątpiłem ani przez chwilę, że naszą planetę i rozkazy Ogarina mają gdzieś.
Dziewczynka rzuciła mi pogardliwe spojrzenie, ale od razu zmieniła wyraz twarzy.
 Trzeba się ukryć. To przecież jasne, że walka jest już przegrana!
Skinąłem głową. Nie ma sensu spierać się o rzeczy oczywiste.
 Zaraz zaczną przeczesywać kosmodrom, trzeba się przyczaić. Gdy wyląduje  Loredan
i zacznie się wyładunek sprzętu, spróbujemy przedrzeć się do naszego jachtu. Może uda się
uciec i kontynuować regaty.
 Poszaleliście z tymi regatami!  krzyknąłem.
En Eyko wzruszyła ramionami.
 No to co? Znowu masz szansę. Ale teraz prócz marchewki jest jeszcze bat.
Powariowali.
Spojrzałem na Artioma.
Chłopiec wcale nie wyglądał na szaleńca. W jego oczach czaił się smutek, strach i wstręt,
ale nad tym wszystkim przeważało błaganie. Czemu aż tak się boi śmierci? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •