[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dawne dni, gdy do jego obowiązków należała ocena ludzi proponowanych do awansu lub
ubiegających się o przeniesienie. Badał ich zawsze dyskretnie i taktownie, ale to, co ustalił, miało moc
prawa. Może gdyby poddał tę dziewczynę umiejętnemu badaniu  pomyślał  udałoby mu się jakoś
zaspokoić jej nie wyrażane, lecz nieustanne żądania, którymi go atakowała, mącąc spokój jego
umysłu.
 Właśnie zrobiłem herbatę  rzekł.  Nie napiłabyś się ze mną? Chyba że już piłaś. Trochę się
opózniłem.
 Może być herbata.
Gdy wrócił z kuchni, niosąc filiżanki na tacy, siedziała na kanapie z ramionami rozrzuconymi wzdłuż
krawędzi oparcia. Jej prawa kostka spoczywała na lewym kolanie. Ponownie spostrzegł, że ma piękne
stopy.
 A ty co robiłaś przez cały dzień?  odezwał się pogodnie, podając jej herbatę.
Odkleiła jedno ramię od oparcia i przyjęła filiżankę.
 Większość dnia przespałam. Odczuwam jeszcze różnicę czasu. Za wcześnie się położyłam wczoraj
po kolacji. To był błąd. Nie powinieneś był pozwolić mi zasnąć.
 Owszem, ciebie rozpierała energia, ale dla mnie
to już była pózna pora. I dla pani Lydiard też. My nie jesteśmy tak młodzi jak ty.
Znów wyczuł w swym głosie niesmaczną jowialność. Nienawidził tej przymilności. Chciał uciec i
zostać sam. Z chęcią odebrałby jej nawet tę filiżankę herbaty, gdyż nadal odczuwał pragnienie.
 Tak sobie właśnie pomyślałam  powiedziała Katy i popadła w zadumę.
Na szczęście zadzwonił telefon. Spojrzał na zegarek. Było wpół do siódmej. O tej porze zwykle
dzwonił do Louise. Usłyszał jej głos w słuchawce. Senne pytanie:  George?" sprawiło mu ulgę i praw-
dziwą przyjemność.
 Jedna myśl łączy nasze umysły. Zamierzałem właśnie dzwonić do ciebie.
Lubił w rozmowie w Louise używać wyświechtanych frazesów.
 Chciałam cię poinformować, że będę jutro w Londynie. Zatrzymam się na noc u Philipa i Sary i
chyba zrobię świąteczne zakupy.
 Doskonale. Kiedy się spotkamy? Zjesz ze mną lunch? Tak będzie najlepiej. Przyjedz tutaj prosto z
Waterloo. Wypijemy kawę i zdecydujemy, co zrobić z popołudniem.
 Zwietny pomysł  zgodziła się Louise.  I może poszukamy czegoś dla dzieci w Selfridges, jeśli
masz czas.
 Louise, bardzo bym chciał, żebyś zobaczyła wystawę Sickerta. Zakupy możesz zrobić w
Lymington.
 Kłopot polega na tym, że one zażyczyły sobie gier elektronicznych.
 Przypuszczam, że Philip cię w tym wyręczy.
 No właśnie, czy to nie śmieszne? On mówi, że ma ich w pracy powyżej dziurek od nosa, i nie chce
w domu rozmawiać na ten temat. Dlatego to jest problem. Bo wiesz, mają już rowery...
 Louise, muszę kończyć. Mam gościa. Zobaczymy się jutro.
 Dobrze, kochanie.
Jak zwykle wzruszyła go jej czułość. Była taka uległa i zgodna. W takich właśnie momentach najlepiej
rozumiał, dlaczego o mało się z nią nie ożenił i dlaczego ostatecznie postanowił tego nie zrobić. Bo
właściwie nie musiał tego robić. W ich związku nigdy nie było poczucia, że należy podjąć decyzję,
nawet wtedy gdy się poznali. Byli jak dwa okazy jakiegoś wymierającego gatunku, szukające u siebie
wzajem ochrony przed zagładą. Jakieś resztki tego uczucia tliły się w nim po latach.
Odłożył słuchawkę i zwrócił się w stronę kanapy, z której Katy Gibb spokojnie go obserwowała.
 Jutro też będę cały dzień zajęty  oznajmił tonem tej samej okropnej jowialności. Nie umiał się od
niej uwolnić.
 Czyli znowu cię nie będzie  zauważyła.  Szkoda. Ale trudno. Zadzwonię do Moiry. Masz jej
telefon?
Zapisał jej numer telefonu i patrzył, jak wsuwa kartkę papieru do kieszeni zdecydowanie opiętych
dżinsów.
 No właśnie...  zaczął.
 Chcesz, żebym sobie poszła  powiedziała bez ogródek. Brzmiało to dość obcesowo, lecz uwaga
była trafna.  Myślałam, że sobie pogadamy. Omówimy moje plany i tak dalej. Ale niech będzie.
Może następnym razem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •