[ Pobierz całość w formacie PDF ]

małżeństwem. Jak zdobyć pozwolenie na ślub bez dawania na zapowiedzi oraz innych formalności?
- Z tym nie będziesz miał żadnych trudności - zapewnił Sebastian. - Rozmawiałeś z Judith?
- Jeszcze nie. - Dan zrobił się czerwony. - Nie sądzę, żebym jej był obojętny, choć obawiałem się
tego, gdy przystała na ślub z Truscottem. Zyskałem pewność, że nadal darzy mnie uczuciem.
- Zapewne masz rację, ale jak wytłumaczysz ten pośpiech?
- Usłyszy całą prawdę o pastorze.
- Sądzisz, że ci uwierzy? Nie mamy przeciwko niemu żadnych dowodów. Same podejrzenia,
poszlaki albo pospolite grzeszki.
- Czy to ważne?! - krzyknął zniecierpliwiony Dan. - Jeśli mnie kocha, zgodzi się wziąć ślub, nie
bacząc na termin i okoliczności.
- Radzę ci ponownie wszystko przemyśleć. - Sebastian wstał z fotela i zaczął chodzić po
bibliotece. - Jesteś pewny, że wiesz, na co się decydujesz? Pozostaje kwestia majątku Judith.
Dan poczerwieniał jeszcze bardziej.
- Skąd wiesz, że to dla mnie najpoważniejsza przeszkoda? O tym nie rozmawialiśmy
- Nie było takiej potrzeby. Dobrze cię znam, mój synu. Naprawdę potrafisz żyć ze świadomością,
że to żona cię utrzymuje? - Sebastian umyślnie postawił sprawę w ten sposób. Jego pytanie cechowała
okrutna szczerość. Próbował zapobiec niemal pewnej katastrofie. Gotów był nawet otwarcie przyznać,
że, jego zdaniem, plan Dana nie ma szans powodzenia, bo wynika z młodzieńczej głupoty.
Dan był czerwony jak burak.
- To cios poniżej pasa - odparł z godnością. - Muszę ci wyznać, że wstydzę się teraz fałszywej
dumy. Zbyt długo nie pozwalała mi zrozumieć, co jest dla mnie najważniejsze. Mam na myśli
bezpieczeństwo Judith.
- Twój pomysł to nie najlepszy sposób, żeby ją chronić. Najpierw trzeba aresztować Truscotta.
- Wątpię, czy do tego dojdzie. Boleję nad tym, że sprzeciwiam się twoim wskazówkom, ale
podjąłem decyzję.
- Rozumiem. Biskup Henderson wyda ci odpowiednie zezwolenie. Masz tu adres. - Sebastian
napisał kilka słów na kartce. - A teraz wybacz, muszę iść do Prudence.
- Mam nadzieję, że nie powiesz jej o moich zamysłach. -Na twarzy Dana malowało się
zaniepokojenie.
- Ma się rozumieć! Ty również trzymaj język za zębami. Jedyna rada, jakiej ci udzielę, jest prosta:
nikogo nie wtajemniczaj w swoje plany - dodał ponuro Sebastian i wyszedł.
Rozdział dwunasty
Następnego ranka Dan wstał o świcie. Miał nadzieję, że szybko załatwi formalności, ale
uzyskanie pozwolenia na ślub nie było takie proste, jak mu się wydawało.
Biskup nie przyjmował interesantów przed porannym nabożeństwem, a potem w jego
przedpokoju czekało wiele osób, które wcześniej poprosiły o audiencję. Dan został przyjęty dopiero
wczesnym popołudniem.
Kolejna godzina zeszła biedakowi na słuchaniu kazania, dotyczącego ewentualnej zgody na
szybki ślub. Na koniec biskup zapowiedział stanowczo, że nie da swego pozwolenia, jeżeli młodzi są
uciekinierami.
- Zapewniam Waszą Ekscelencję, że nasza sytuacja jest całkiem inna. Mimo to nalegam, bo czas
nagli. Musimy pobrać się natychmiast.
- Przyznam szczerze, młody człowieku, że gdyby nie twoje rodzinne związki z lordem
Wentworthem, odmówiłbym bez wahania. Czy jego lordowską mość wie o tej sprawie?
- Owszem, Wasza Ekscelencjo. Wczoraj wieczorem omówiliśmy wszystko. Sam zaproponował,
żebym udał się do Waszej Ekscelencji.
Te słowa położyły kres utyskiwaniom zatroskanego dostojnika. Wkrótce Dan pędził na Mount
Street z bezcennym dokumentem w kieszeni.
Na miejscu czekało go przykre rozczarowanie. Mijały godziny, a Judith stałe była czymś
zaabsorbowana, nie mógł więc z nią porozmawiać na osobności. W domu było gwarno i wesoło. Tego
dnia Perry i Elizabeth postanowili zjeść kolację w rodzinnym gronie. Prudence czuła się silniejsza i
zeszła na dół, by przyłączyć się do miłego towarzystwa.
Gdy po kolacji damy odpoczywały w salonie, a panowie udali się do palarni, Dan siedział jak na
szpilkach. Milczał, nie włączając się do rozmowy braci Wentworth. Podczas kolacji nie tknął żadnej z
serwowanych potraw. Schowany w kieszeni cenny dokument palił go żywym ogniem.
Gdy Perry zaproponował mu kieliszek porto, odmówił, kręcąc głową.
- Chory jesteś czy co? Wielkie nieba, człowieku! W czasie kolacji zjadłeś tyle co nic. Jeśli taki
żarłok jak ty stracił apetyt, sprawa musi być poważna. Naszego Dana wyraznie ciągnie do salonu. Nie
uważasz, stary, że zrobił się z niego bawidamek?
Rozdrażniony młodzieniec miał na końcu języka ciętą ripostę, lecz ostrzegawcze spojrzenie
Sebastiana sprawiło, że ją sobie darował.
- Dan ma rację - uznał jego przybrany ojciec. - Chodzmy do naszych pań. Robi się pózno. Nie
chciałbym, żeby Prudence zbyt długo się zasiedziała, bo wtedy traci siły.
Dan spojrzał na niego z wdzięcznością, ale jego radość nie trwała długo. Gdy Prudence [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •