[ Pobierz całość w formacie PDF ]

domu. Za którymś razem młoda dziewczyna zawołała psa po imieniu, Karna ją
poznała i zaczęła się do niej łasić. Moja znajoma udawała, że to
nieporozumienie.
- Nie, to nie jest pies państwa Kuklińskich - twierdziła. - Ja nikogo takiego
nie znam. To jest mój pies i nie nazywa się Karna.
Wzięła Kamę na smycz i opierającą się, próbowała zabrać stamtąd siłą. A ta
dziewczyna stała i w milczeniu obserwowała całą scenę.
Tylko raz rozmawiałem z Waldkiem o Iwonie, to było już po zniknięciu Bogdana.
Ofiara
I jak wiesz, Bogdan mieszkał w Key West na Florydzie. Już o tym wspominałem, to
urocze miejsce, wyspa na końcu cypla wysuniętego najbardziej na południe, gdzie
przyjeżdżają tysiące turystów. Mój syn prowadził tam z kolegą wypożyczalnię
jachtów, łódek, sprzętu do nurkowania.
W nocy z trzydziestego pierwszego grudnia na pierwszego stycznia
dziewięćdziesiątego czwartego roku zniknął wraz ze swoim wspólnikiem. Umówili
się na sylwestra z jakimiś dziewczynami w przybrzeżnej restauracji po drugiej
stronie zatoki, mieli tam przypłynąć jachtem. Dziewczyny czekały, czekały i tuż
przed północą poszły do domu. Były pewne, że Bogdan i jego kolega po prostu je
wystawili.
W trzy dni pózniej straż przybrzeżna odnalazła na pełnym morzu ich dryfujący
jacht. Na pokładzie były rzeczy osobiste mojego syna i tego kolegi. Ich ciał
nigdy nie odnaleziono. Długi czas się łudziłem, że jeżeli to porwanie, porywacze
potraktują Bogdana jak zakładnika i zechcą wymienić go na mnie. Ale mijały
miesiące i zaczynałem tracić nadzieję. Różne myśli przychodziły mi do głowy:
może on się po prostu ulotnił z tym wspólnikiem, interes im nie szedł, więc
razem wyjechali na przykład do Ameryki Południowej. Bogdan kiedyś żartował, że
jak moja przyszywana synowa - przyszywana, bo się z nią nie ożenił, mimo iż
urodziło się dziecko - więc żartował, że jak mu będzie dalej ciosała kołki na
głowie, to pryśnie do Argentyny albo do Peru. Codziennie sprawdzałem pocztę, czy
nie ma od niego jakiejś wiadomości. Może ci się to wyda dziwaczne, ale snułem
nawet przypuszczenia, że porwało go UFO... były takie przypadki, że ludzie
znikali bez śladu. To oczywiście nonsens, ale człowiek z rozpaczy chwyta się
wszystkiego. Mogło być też tak, że obaj nurkowali, zaczepili się o coś, zabrakło
im tlenu... Bogdan już kilka razy znajdował się w bardzo niebezpiecznych
sytuacjach, przyjmował bowiem, mimo że mu serdecznie odradzałem, różne ryzykowne
zlecenia. Kiedyś z innym kolegą szukali czegoś w zatopionym na dużej głębokości
wraku i mojemu synowi skończył się tlen, zle coś musiał obliczyć. Kolega
wyciągnął go nieprzytomnego na powierzchnię. Gdyby to jednak był wypadek, w
końcu coś by odnalezli - strzęp ubrania, but, cokolwiek. Prowadzono poszukiwania
z urzędu i ja, prywatnie, zlecałem je kilku firmom. Pamiętasz wypadek młodego
Kennedy'ego? Jego samolot wpadł do morza i ekipy ratunkowe odnalazły mnóstwo
szczątków. A tutaj nic, dosłownie nic.
Nie umiem opisać, czym może być taka niepewność. To nawet nie jest ból po
stracie bliskiej osoby, to oczekiwanie, nadzieja, potem zwątpienie i rozpacz. I
znowu nadzieja, i szarpiąca nerwy świadomość, że nie wiadomo, co się stało, i
jak myśleć o własnym synu, jako o żywym czy umarłym?
Czasami mi się wydawało, że wszystko jest lepsze od takiej okrutnej huśtawki,
która nie pozwala normalnie żyć, pogrążyć się w żałobie, która przecież z czasem
się kończy. A w naszym przypadku się nie zaczęła, bo nie znaleziono ciała.
Według amerykańskiego prawa można w takiej sytuacji uznać kogoś za zmarłego
dopiero po dziesięciu łatach, toteż dopiero teraz będę mógł podjąć formalne
działania.
Wiem, że Bogdan nie żyje. Zrozumiałem to w momencie, kiedy nadeszła tragiczna
wiadomość z Phoe-nix. Ale śmierć mojego starszego syna, mimo że nie odnaleziono
sprawców, była namacalna, a przez to bardziej ludzka. A śmierć Bogdana stanowiła
i wciąż stanowi wielką niewiadomą. Co się naprawdę stało? Kto był zabójcą: ocean
czy człowiek? A jeżeli człowiek, jak się to odbywało, czy mój syn cierpiał przed
śmiercią? Czy się bał?
Jak Hanka sobie radziła? Każde z nas musiało się z tym uporać na swój sposób.
Bałem się wyrzutów z jej strony, że przeze mnie tutaj wylądowaliśmy i nasi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •