[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Beaumaris przebadał go bardzo starannie. Właściwie nie wiem, co byśmy
bez niego zrobili. Jest tutaj w dzień i w nocy, na każde zawołanie.
Prawdziwy Anioł Stróż swoich" dzieci.
Jadąc w czystym porannym słońcu do domu, Susy czuła się lekka i
prawie wesoła, jakby ogromne brzemię spadło jej z ramion. Robin uniknął
najgorszego, a poza tym przez blisko dwanaście godzin przebywała i
funkcjonowała w świecie, który znała i kochała. Opuściła boczną szybę w
samochodzie i pozwoliła chłodnemu strumieniowi świeżego powietrza, żeby
targał jej włosy i smagał twarz. W dole, u podnóża klifów złociła się wstęga
RS
36
plaży. I nagle Susy zaśpiewała, dając upust swej wielkiej radości. Ciemny
tunel żałoby i cierpienia wreszcie się skończył i oto widziała niebo i skały, i
morze, i rozległy, cudowny horyzont. Zniknęła również bolesna tęsknota za
Patrickiem. Dwanaście godzin zupełnej i całkowitej wolności! Czy uda się
jej zamienić je w dni, tygodnie i lata całkiem nowego życia?
Podczas śniadania rozmowa toczyła się oczywiście wokół Robina. Ale
brak snu dał znać o sobie. Powieki same opadały.
Obudziła się dopiero póznym popołudniem. Promienie chylącego się ku
zachodowi słońca wdzierały się do sypialni przez szpary w zasłonach. Susy
słuchała przez chwilę domowych odgłosów. W kuchni grało radio. W holu
Bill i Ben, dwa pocieszne spaniele, baraszkowały ze sobą. W ogródku
buczała kosiarka do trawy. W sumie taka sobie zwyczajna, domowa
rzeczywistość, której jednak biedny, mały Robin nigdy nie doświadczył
sercem i zmysłami. Dorothy wspomniała kiedyś o możliwości adopcji dzieci
z sierocińca. I teraz przez serce Susy przepłynęła fala pragnienia posiadania
rudego pieguska.
Poderwała się z łóżka i pobiegła do łazienki Odkręcała na przemian to
zimną, to znów gorącą wodę prysznica, aż wreszcie jej serce się uspokoiło.
Wycierała się właśnie szorstkim ręcznikiem, kiedy zadzwonił telefon.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam?
To był Ross.
- Bynajmniej. Już się obudziłam - odparła, rozczesując grzebieniem
mokre włosy.
- Przede wszystkim chciałbym podziękować ci za tę noc przy Robinie.
Kto wie, czy twoja obecność nie okazała się bardziej skuteczna od
zastrzyków i lekarstw. Nastąpiło znaczne polepszenie.
- Cieszę się, Ross. Czuję wielką ulgę. Myślę, że potrzebował wsparcia w
zwalczaniu choroby.
- To również moje zdanie... Hmm... Wybieram się dzisiaj w interesach do
Londynu. Muszę również odebrać z lotniska Heathrow tego Amerykanina, o
którym ci wspomniałem. Prawdopodobnie zajmie mi to wszystko dwa dni.
W związku z tym chciałbym zapytać, czy mogłabyś znów wpaść do szpitala
i spędzić jakiś czas przy Robinie? Będziesz poza tym miała okazję poznać
lepiej personel oraz...
- Dzięki, Ross - przerwała mu, czując przypływ paniki. - Dla Robina
zrobię wszystko.
- Wspaniale! Ale pamiętaj, że to twoja decyzja. Nie wywieramy żadnej
presji. Co zaś się tyczy opieki nad chłopcem, to pozostawiam ci wolną rękę.
RS
37
Panna Aldridge zostanie uprzedzona. A więc do zobaczenia po moim
powrocie.
Rozłączyli się. Susy kończyła czesać włosy. Oczywiście, że Ross nie
wywierał żadnej presji, nie mógł zresztą wywierać, a przecież równocześnie
jego słowa działały niczym nakaz, któremu trudno się oprzeć. Czyżby
chcieli zarzucić na nią sieci i zmusić do powrotu do pracy w szpitalu?
Wzruszyła ramionami. Tak czy inaczej, to ona będzie musiała podjąć
ostateczną decyzję.
Panna Aldridge powitała Susy swym zwykłym, miłym i życzliwym
uśmiechem.
- Stan zdrowia Robina powoli, ale nieprzerwanie polepsza się. Jeśli ta
tendencja się utrzyma, niebawem przeniesiemy go do zwykłej sali, gdzie
będzie miał towarzyszy. Dla ciebie zaś, Susy, mam propozycję. Jak wiesz,
nie skompletowaliśmy jeszcze całego personelu i bardzo byś się nam
przydała. Doceniamy twoją wiedzę i praktykę zawodową. Mówię to też
częściowo z myślą o Robinie. Lepiej, żeby nie uważał, że jesteś tu tylko dla
niego. Dzieci lubią wykorzystywać takie sytuacje...
Susy niespokojnie poruszyła się na krześle.
- Hmm... cóż... ja...
Panna Aldridge delikatnie wybawiła ją z tego jąkania:
- Oczywiście, nie traktuj tego, kochanie, jako jakiegoś dyktatu z mej
strony. Wszystko, o co proszę, to żebyś każdego dnia uprzedzała mnie, czy
nazajutrz będziesz mogła się zjawić. Co zaś się tyczy liczby godzin i pory
dnia, pozostawiam ci zupełną wolność wyboru.
Susy poczuła nagły przypływ wdzięczności za ten dowód zaufania ze
strony siostry przełożonej. W jednej chwili Wyzwoliła się ze wszystkich
oporów i lęków. Uśmiechnęła się i przyjęła propozycję.
Następnego ranka Robin miał tylko stan podgorączkowy i lekko
zaróżowioną twarzyczkę. Susy czytała mu bajki, karmiła łyżką, myła i
czesała. Ograniczyła też na własną odpowiedzialność dawki lekarstw.
Chłopiec milczał, wodząc tylko za nią oczami. Odezwał się dopiero po
obiedzie, gdy poprawiała mu łóżko na popołudniową drzemkę.
- Susy, dlaczego nosisz ten śmieszny fartuch? Inne pielęgniarki są inaczej
ubrane.
- Ponieważ jestem tu tylko gościem.
- A czy byłabyś tu na stałe, gdybyś nosiła błękitną spódnicę i marynarkę?
- Nie sądzę, kochanie. - Roześmiała się. - To zależałoby od doktora
Rossa. A teraz przyłożysz główkę do poduszki, ja zaś przeczytam ci bajkę.
- OK, tylko kiedy będę mógł bawić się z innymi dziećmi?
RS
38
- Już wkrótce. O terminie zdecydują panna Aldridge i doktor Ross.
- Doktora Rossa nie ma - odrzekł chłopiec z naburmuszoną miną, jakby
gniewał się na niego za tę nieobecność.
- Ale niebawem wróci. A teraz zaśnij. Ja zaś obiecuję, że na
podwieczorek będzie niespodzianka.
- Na pewno nie taka, jak u cioci Dorothy. Susy westchnęła i położyła
dłonie na biodrach.
- Robinie Masters, mówisz i zachowujesz się jak Zrzęda, jeden z Siedmiu
Krasnoludków.
Chłopiec mimowolnie zachichotał, lecz został przy ostatnim słowie:
- Ja nie noszę długiej, białej brody.
Uparty, choć kochany krasnal wreszcie zasnął i Susy mogła przejść do
pokoju pielęgniarek, żeby zrobić sobie herbatę. Czekając, aż woda się
zagotuje, myślała o Rossie i jego amerykańskim przyjacielu. Ciekawa była
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-
Pokrewne
- Home
- Burnett Frances Hodgson Burnett MaĹa ksiÄĹźniczka
- Chloe Neill Ĺwiat Chicagowskich WampirĂłw 04 Twarde Ugryzienie [ENG]
- Yates Maisey Ĺwiatowe Ĺťycie Duo 398 Portret narzeczonej
- Carlos Ruiz Zafon ĹwiatĹa WrzeĹnia
- DâAdamo, Francesco Die Geschichte von Ismael Flucht aus Afrika
- CieĹ [kuba'S work]
- Denise Belinda McDonald Trading Faces (pdf)
- Charlene Sands Na wyspie szczćÂśÂcia
- 161. Guccione Leslie Davis Derek
- Maxfield, Z.A. St. Nacho's
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anndan.keep.pl