[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stwierdził Lazarus, przyprawiając Simone o rumieńce. I dodał: - Może omówimy to przy filiżance
kawy?
Simone nieśmiało przytaknęła. Lazarus ponownie się uśmiechnął i odstawił gruby tom,
który przed chwilą zamknął, na miejsce, pomiędzy setki innych podobnych tomów. Simone,
przyglądając się Lazarusowi, nie mogła nie spojrzeć na grzbiet odkładanej książki i widniejący na
nim ozdobnie wykaligrafowany tytuł składający się z jednego wyrazu, z jednego nic niemówiącego
i nieznanego słowa:
Doppelg�nger
* * *
Tuż przed południem Ir�ne dostrzegła przed dziobem wysepkę z latarnią. Ismael postanowił
opłynąć wysepkę, by przybić do brzegu w maleńkiej zatoczce wyżłobionej w skale przez morze.
Ir�ne zdążyła już w trakcie rejsu uzyskać od Ismaela szereg informacji o sztuce żeglowania i o
właściwościach wiatru. Dzięki temu mogła wykonać kilka poleceń swego sternika, pomagając
Ismaelowi w niezbędnych manewrach, które miały na celu przepłynięcie skalistego przesmyku i
dotarcie do starej przystani niedaleko latarni.
Wysepka była gołą skałą wyłaniającą się z wód zatoki, zamieszkiwaną jedynie przez kolonię
mew. Niektóre z nich z ciekawością przyglądały się intruzom. Reszta wolała zerwać się do lotu.
Oczy Ir�ne, podążając za ich niezdarnym odlotem, natknęły się na stare drewniane baraczki,
zniszczone przez sztormy i zaniedbanie.
Przeszklona laterna wieńczyła smukłą wieżę latarni, u której stóp znajdował się maleńki
parterowy budynek, dawny dom latarnika.
- Poza mną, mewami i czasem jakimś krabem nikt tu nie zagląda od wielu lat - powiedział
Ismael.
- Nie licząc oczywiście pirackiego statku widma - zażartowała Ir�ne.
Chłopak szybko przebiegł na dziób i chroniąc go, zeskoczył na pomost łodzi. Ir�ne poszła
w jego ślady. Zacumowawszy  Kyaneosa , Ismael wziął koszyk z wiktuałami przygotowany przez
ciotkę święcie przekonaną, że piractwo piractwem, ale do abordażu panny nie można przystąpić z
pustym żołądkiem, a instynkty należy zaspokajać według hierarchii potrzeb.
- Chodz. Jeśli lubisz opowieści o duchach, to ta na pewno cię zainteresuje&
Ismael pchnął drzwi i dał znak Ir�ne, by śmiało szła za nim. Po przekroczeniu progu
dziewczyna poczuła się, jakby nagle znalazła się w czasoprzestrzeni sprzed kilkudziesięciu lat.
Wszystko spoczywało nietknięte pod warstwą mgiełki odkładanej przez wilgoć rok po roku.
Dziesiątki książek, przeróżne przedmioty i meble. Wszystko wyglądało tak, jakby latarnik został
nagle porwany o świcie przez jakąś siłę nieczystą. Ir�ne, zafascynowana widokiem, spojrzała na
Ismaela.
- To jeszcze nic, poczekaj, aż wejdziemy na latarnię - powiedział chłopak.
Wziął ją za rękę i poprowadził ku spiralnym schodom prowadzącym na laternę. Ir�ne z
jednej strony czuła się jak intruz, który nieproszony wtargnął do cudzego mieszkania, z drugiej
strony jednak jak poszukiwacz przygód podążający tropem tajemnicy, którą lada chwila odkryje.
- A co się stało z latarnikiem?
Ismael zastanawiał się chwilę, jakby próbował sobie przypomnieć. Wreszcie odpowiedział:
- Pewnej nocy wsiadł do swojej łódki i odpłynął. Tak jak stał. Niczego ze sobą nie zabrał.
- A dlaczego tak zrobił?
- Nigdy tego nie wyjawił - odparł Ismael.
- A ty jak myślisz? Dlaczego uciekł?
- Ze strachu.
Ir�ne przełknęła ślinę i zaczęła rozglądać się niespokojnie, jakby spodziewała się, że zaraz
po schodach zacznie ją gonić, niczym świetlisty demon, widmo owej topielicy i rzuci się na nią z
wyciągniętymi szponami, z twarzą białą jak porcelana, z dwiema czarnymi obwódkami wokół
płonących oczu.
- Tu nikogo poza nami nie ma, Ir�ne. Jesteśmy całkiem sami - powiedział Ismael.
Dziewczyna przytaknęła bez większego przekonania.
- Tylko mewy i kraby, tak?
- Właśnie.
Schody prowadziły na górną platformę latarni, z której, niczym z wieży strażniczej,
rozciągał się widok na całą Błękitną Zatokę. Ir�ne i Ismael wyszli na zewnątrz. Rześki wiatr i
światło słoneczne natychmiast rozgoniły najmniejszy choćby cień zjawy pokutującej we wnętrzu
latarni. Ir�ne głęboko odetchnęła i dała się porwać urzekającemu widokowi, jaki można było
oglądać jedynie z tego miejsca.
- Fajnie, że mnie tu zabrałeś, dziękuję - szepnęła.
Ismael pokiwał głową, jakby od niechcenia, unikając zarazem jej wzroku.
- Może coś przekąsimy? Umieram z głodu - stwierdził.
I tak oto oboje usiedli na skraju platformy i z nogami zwisającymi w powietrzu zaczęli
opróżniać koszyk piknikowy. Ani jedno, ani drugie nie było tak naprawdę zbyt głodne, ale jedzenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •