[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Odtańczyli obowiązkowy taniec. Potem Ginę, Marka oraz inne osoby
ze ślubnego orszaku poproszono na parkiet, by towarzyszyli państwu
młodym. Kiedy zrobiono już wszystkie zdjęcia, usiedli do obiadu.
Wszyscy weselni goście zasiedli przy okrągłym stole. Po posiłku Mark
wziął Ginę za rękę.
Cały czas czuła na sobie troskliwe spojrzenie jego zielonych oczu i
coraz szybciej pozbywała się swoich obaw. Jednak jeszcze się opierała.
- Nie wrócę do pracy w Triple B - zaczęła. - Mówiłeś, że jestem tam
jeszcze zatrudniona, ale ja chcę robić coś innego.
- Wiem, całkowicie się z tobą zgadzam.
- Naprawdę? - Gina spojrzała na niego ze zdumieniem. Była
przekonana, że ta deklaracja tylko go rozzłości.
- Powinnaś spełniać swoje marzenia. Założyć własną firmę.
- Dziękuję, że mi to mówisz. - Gina poczuła się dowartościowana.
- Za co mi dziękujesz? Przecież wiem, że masz wiele do
zaoferowania. Masz talent i jesteś zdeterminowana w dążeniu do celu.
Zasługujesz na swoją życiową szansę. Musisz robić to, co kochasz.
- Próbujesz mnie oczarować? - spytała z uśmiechem.
- Taką mam nadzieję. Czy to działa?
113
R S
Gina roześmiała się serdecznie. Mark nigdy nie zachowywał się w
tak bezpośredni sposób. Trochę ją to peszyło, ale świetnie się czuła w jego
towarzystwie.
- Zatańczysz ze mną? - spytał, kiedy orkiestra zagrała ludową
balladę.
Gina zawahała się, bo wiedziała, jak na nią działa bliskość Marka.
Rozejrzała się po sali. Wszyscy świetnie się bawili, więc też zapragnęła
wziąć w tym udział.
- Czemu nie? Uwielbiam tę piosenkę.
- A ja uwielbiam trzymać cię w ramionach.
Objął ją mocno, a ta bliskość i znajomy zapach jego ciała przywołały
wspomnienia nocy na Catalinie. Przymknęła oczy, poddając się rytmowi
muzyki i wtulając się w silne ramiona Marka.
Czuła jego usta przy twarzy, kiedy szeptał jej do ucha.
- Nazwałem tego szczeniaka GiGi. Chcę, żeby był naszym pieskiem.
- Naszym?
- Twoim i moim. - Uśmiechnął się. - To właśnie znaczy naszym.
- Ale to niemożliwe - zaprotestowała Gina. - Nie możemy...
- Możemy. - Mark położył palec na jej wargach. - Wszystko jest
możliwe.
Nie zdążyła odpowiedzieć, bo zdusił jej usta namiętnym
pocałunkiem. Gina po chwili otworzyła oczy i spojrzała na niego.
- Wyjdzmy - powiedział. - Chcę być z tobą sam.
- Nie możemy wyjść. Jesteśmy na przyjęciu weselnym.
- Zrobili już więcej zdjęć, niż zdążą kiedykolwiek obejrzeć, a my
spełniliśmy wszystkie swoje obowiązki.
- Nie pokroili jeszcze tortu.
114
R S
- Nawet nie zauważą naszej nieobecności. A po zjedzeniu tortu
goście zaczną się rozchodzić. Chodzmy.
- Dokąd?
- Zobaczysz.
- Chyba żartujesz.
Gina stała przy wypożyczonym przez Marka kabriolecie porsche i
trzymała w ręku białe stringi, te same, których nie chciała włożyć na
Catalinie. Byli nad brzegiem małego jeziorka, na granicy rancza
Beaumontów. Przejażdżka otwartym samochodem zrelaksowała ją, ale
Mark zgotował jej kolejną niespodziankę.
- Jest gorąco - sapnął, zdejmując marynarkę. - Chcę się wykąpać.
- Myślisz, że ja też wejdę do wody? - Głos Giny nabrał histerycznego
brzmienia.
Mark podszedł do niej i położył jej ręce na ramionach.
- Kocham cię, Gino. Zawsze będę to powtarzał
Wiem, że nie możesz mnie pokochać, dopóki mi w pełni nie zaufasz.
Ginie głos uwiązł w gardle.
- Nigdy nie mówiłem tego innej kobiecie. Zrobię wszystko, by cię
odzyskać, ale najpierw...
- Muszę ci zaufać - dokończyła za niego.
- Tak. Może to cię przekona?
Wyjął jakiś przedmiot z kieszeni, włożył jej do ręki i zacisnął palce.
- To należało do mojej matki. Jest moją jedyną pamiątką po niej.
Chcę, żebyś teraz ty to miała.
115
R S
Gina z wolna otworzyła dłoń i zachłysnęła się z zachwytu. Zobaczyła
broszkę. W otoczeniu cudownych brylancików spoczywał najpiękniejszy
kamień, jaki kiedykolwiek widziała. Nefryt.
- To będzie początek kolekcji kamieni szlachetnych dla twojej firmy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •