[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Chciałabym, żeby pani do mnie jeszcze przyszła - powiedziała Kate. - A
jeśli nie ma pani z kim zostawić dzieci, to może ja wpadnę do pani.
Ku jej zaskoczeniu Denise zgodziła się.
Dochodziła czwarta, kiedy z gabinetu wyszedł ostatni pacjent, młody
mężczyzna, który przewrócił się na rowerze i zwichnął sobie nadgarstek. Kate
zrobiła mu opatrunek, zaleciła zimne okłady z lodu i odprowadziła do
rejestracji.
Nie dane jej jednak było odpocząć ani chwili przed własnym dyżurem,
który zaczynała o czwartej, bo do poczekalni wszedł, kuśtykając, Peter Frost w
towarzystwie ciotki.
- Byliśmy na tej tomografii komputerowej i na badaniu krwi - oznajmiła z
westchnieniem ciotka, kiedy Kate wprowadzała ich do gabinetu. - A dzisiaj
wrócił ze szkoły cały potłuczony. Przewrócił się na boisku i chyba nie obejdzie
- 68 -
S
R
się bez szwów. Szczerze mówiąc, odetchnę z ulgą, jeśli te badania wykażą, że
cierpi na ME. Zupełnie nie ma w nim życia.
Kate obejrzała pościerane kolana chłopca i stwierdziła, że zakładanie
szwów nie jest konieczne. Posadziła go na kozetce, przemyła obtarcia i
przystąpiła do usuwania chirurgiczną pęsetą drobin asfaltu, które powbijały się
Peterowi w kolana. W pewnej chwili Peter wybuchnął płaczem. Zdumiona Kate
przerwała swoją pracę.
- Co się stało, Peter? - spytała z troską. - Za bardzo boli?
Pokiwał głową, ocierając oczy przedramieniem.
Kate, choć nie bardzo mu wierzyła, obiecała, że postara się robić to deli-
katniej. Po usunięciu wszystkich okruchów zdezynfekowała rany i założyła
sterylny opatrunek.
Podejrzewała, że te łzy to raczej objaw ME niż reakcja na ból. Pamiętała z
własnego doświadczenia, jak niewiele było trzeba, by napływały jej do oczu.
Ale nie mogła pomóc Peterowi, dopóki nie nadejdą wyniki badań.
Jeszcze raz doradziła ciotce, żeby przez jakiś czas nie posyłała chłopca do
szkoły.
Po skończonym dyżurze odniosła karty pacjentów do rejestracji i oddała
je Lesley.
- Doktor Buchan wrócił o czwartej i zaraz pognał do gabinetu -
poinformowała ją Lesley. - O Tobym nawet się nie zająknął. Zastanawiam się, o
co ten cały szum.
Kate wzruszyła ramionami. Sama nie wiedziała. Rozejrzała się po
poczekalni.
- Jest jeszcze ktoś do mnie? - spytała. Lesley uśmiechnęła się
szelmowsko.
- Mało pani na dzisiaj?
Kate spojrzała na nią z rozbawieniem.
- Naturalnie, chciałam od ciebie usłyszeć, że nie.
- 69 -
S
R
- Jest tylko to, od Angie.
Lesley podała Kate karteczkę. Angie proponowała spotkanie na basenie.
Pływanie było zapewne pretekstem. Nie ulegało wątpliwości, że Angie chce
poplotkować o dzisiejszych wydarzeniach, i to spotkanie mogło się przeciągnąć
do póznego wieczoru.
Kiedy wróciła do Gołębnika po kostium kąpielowy, mercedes stał na
podjezdzie i chociaż w oknach domu paliły się światła, ze środka, nie
dochodziły żadne odgłosy.
W sobotę rano Kate wypatrzyła Toma spacerującego z Cezarem. W
niedzielę mignął jej Ben wybiegający z domu i wsiadający do mercedesa. Chyba
wezwano go do pacjenta. Najwyrazniej jej unikał.
W poniedziałek przyszły pierwsze wieści o Tessie, która leżała na
oddziale intensywnej terapii. Jej stan się ustabilizował, jednak nadal był ciężki.
Rupert nie odstępował od jej łóżka.
Zamieniła z Benem kilka słów przed dyżurem, ale przez resztę tygodnia
znowu jakby jej unikał. Podejrzewała, że nie chce rozmawiać z nią o Tobym.
W tym tygodniu miała wiele wezwań do pacjentów i do domu wracała
pózno, a więc nie było okazji spotkania się z Tobym, bo chłopcy już wtedy
spali.
Bena zobaczyła znowu w sobotni poranek, kiedy szła z Gołębnika do
samochodu. Spacerował z Cezarem. Gdy ją ujrzał, posłał jej spłoszony uśmiech
i pociągnął psa w stronę domu. Wydał jej się jakiś zmęczony i przybity,
kosmyki włosów opadały mu na czoło.
Bliska łez, dotknięta takim traktowaniem, wsiadła do volkswagena.
Czyżby obraził się na nią, że wstawiła się za Tobym? %7łe wtrąca się w sprawy
rodziny?
Miała już przekręcić kluczyk w stacyjce, kiedy padł na nią czyjś cień.
Odwróciła głowę i zdumiała się. Przy samochodzie stał Ben.
- Dzień dobry - powiedział cicho, gdy opuściła szybę.
- 70 -
S
R
- Cześć. - Kate zamrugała zaskoczona i zarumieniła się. - Jak chłopcy?
Zdobył się na uśmiech.
- Dziękuję, dobrze. Miałem właśnie... wpaść do ciebie, do Gołębnika...
Milczała, wstrzymując oddech.
- Bo z tą szkołą... no... sprawa jest poważniejsza.
- W jakim sensie? - wykrztusiła. Wzruszył ramionami.
- Wiesz, nie chcę cię zatrzymywać... Widzę, że się śpieszysz. Będziesz u
siebie po południu?
Kate kiwnęła głową.
- Tak... chyba tak. Wpadnij, jeśli chcesz. Uśmiechnął się.
- Wpadnę.
Odwrócił się i przygarbiony ruszył w stronę domu. Odprowadzała go
wzrokiem. Wstępując na ganek, przeczesał palcami włosy.
W drodze do pracy Kate zachodziła w głowę, co też mogło go tak
przygnębić. Bo chyba nie to, że Toby się z kimś pobił. Wszyscy chłopcy wdają
się w bójki. Dziwne, że dyrektor go za to zawiesił.
Hilly wręczyła Kate listę zapisanych do niej pacjentów. Bolące gardła,
alergie oraz jak zwykle sensacje żołądkowe i różne dolegliwości związane z
upałem. W połowie dyżuru zadzwonił telefon.
- Chodzi o Hugh - rozległ się w słuchawce przygaszony głos Sary [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •