[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Nie.
 To dobrze.  Zgarnął pokazny zapas puszek i skinął głową w kierunku
pozostałych.  Wez resztę.  Nie czekając na jej odpowiedz, chwycił
papierową torebkę i ruszył w kierunku tylnego wyjścia.
Wydał jej rozkaz. Patrząc, jak wychodzi, nawet nie obejrzawszy się za
siebie, miała ochotę zignorować jego polecenie, jednak po chwili wahania
wzięła resztę puszek i ruszyła za nim.
Kiedy wyszła z domu, Luke dziarsko maszerował w kierunku płotu.
Zatrzymała się na ganku i przeczesała wzrokiem otoczenie. Znowu poczuła ten
sam spokój, wręcz błogość. Jakże tu pięknie i cicho. Wielka, czerwona stodoła
wznosiła się na tyłach domu. Z bliska widać było, że czas nie obszedł się
łaskawie z farbą pokrywającą ściany. Tuż obok znajdowało się pastwisko
ogrodzone płotem, ku któremu zmierzał Luke. Panujący w powietrzu chłód
oznajmiał, że jeszcze trochę trzeba poczekać na wiosnę, choć zimowe słońce
grzało przyjemnie.
 Idziesz?
109
R
L
T
Jego głos wyrwał ją z zamyślenia. Luke stał przy płocie i czekał na nią,
ustawiwszy puszki na poręczy. Promienie słońca odbijały się od aluminiowej
wystawy. Karina podeszła do niego szybkim krokiem. Zabrał od niej pozostałe
puszki i ustawił je z resztą celów. Kiedy skończył, sięgnął do papierowej
torebki, którą cały czas z sobą nosił, i wyjął pudełko z nabojami. Położył je na
barierce, otworzył, a następnie wyciągnął pistolet.
Gdy po drodze zatrzymali się, żeby kupić amunicję, Karina zastanowiła
się, po co właściwie jej potrzebują, ale szybko doszła do wniosku, że uciekając
z domu, Luke nie zdążył zabrać zapasowych naboi. Teraz już widziała, że
dobrze sobie to wszystko zaplanował. Ciekawiło ją, dlaczego nie napomknął o
tym wcześniej, ale z drugiej strony prawie całą drogę pokonali w milczeniu, bo
żadne z nich nie miało nastroju do pogawędki.
 Najpierw pokażę ci, jak należy ładować broń  powiedział Luke.
Wyjął magazynek, a potem krok po kroku zademonstrował, co należy
robić i w jakiej kolejności. W milczeniu chłonęła każde słowo, ale
przyglądając się jego manipulacjom bronią, złapała się na tym, że najwięcej
uwagi poświęca dłoniom Lukę^, dużym, silnym, sprawnym męskim dłoniom z
długimi palcami.
Wyobraziła sobie, jak te palce przesuwają się po jej ciele z taką samą
biegłością, z jaką umieszczają pociski w magazynku, jak gładzą skórę,
dotykają rozgrzanego ciała...
Przełknęła ślinę, otrząsnęła się.
Powtórzył cały proces od końca, od rozładowania broni, a potem wręczył
jej pistolet i amunicję.
 Twoja kolej  oznajmił.
Zawahała się, ale przejęła broń. Metal był zimny, nawet dłoń Luke'a nie
zdołała go rozgrzać. Karinę przeszedł dreszcz. Nigdy wcześniej nie miała w
110
R
L
T
ręku pistoletu, nigdy nie czuła takiej potrzeby. Wpatrywała się w zabójcze
narzędzie dłuższą chwilę, w ten niewielki przedmiot zdolny do tak strasznych
czynów. Czy z takiej samej broni zginął Sergei?
A może gdyby miał coś takiego przy sobie, nadal by żył? Ludzie
Solokova nie wahali się przed użyciem pistoletu. Ona też nie może się zawahać
w chwili ostatecznej próby.
Zabrała się do pracy, cały czas mając wrażenie, że robi to niezdarnie, ale
kiedy skończyła i spojrzała na Luke'a, sprawiał wrażenie zadowolonego.
 Dobrze. Zapamiętasz?
Skinęła głową.
 To postrzelamy sobie trochę.
Wyciągnął rękę po pistolet. Oddała mu go. Zawrócił w stronę domu, a
ona poszła za nim.
Mniej więcej w połowie drogi odwrócił się i dał jej znak, żeby stanęła za
jego plecami. Wtedy uniósł trzymany w obu dłoniach pistolet i wymierzył w
rząd puszek, które znajdowały się całkiem daleko.
Zaczął objaśniać, jak trzymać broń, jaką przyjąć postawę i tak dalej,
jednak Karina skupiła się na jego postaci, powiodła wzrokiem wzdłuż
mocnych nóg, zwracając szczególną uwagę na to, jak dżinsy, które kupili po
drodze, opinały mięśnie ud.
Znowu przełknęła, ale tym razem z większym trudem przyszło jej
oderwać od niego wzrok. W końcu udało się. Spojrzała w samą porę, by ujrzeć,
jak Luke oddaje strzał, a jego ramię odskakuje do tyłu. Rozległ się brzęk
metalu i skrajna z lewej puszka spadła z płotu.
Nie potrafiła ukryć zaskoczenia, choć właściwie nie musiałaby
powiedzieć, co ją tak zdumiało. Przecież nie uczyłby jej, gdyby sam nie
wiedział, jak posługiwać się bronią.
111
R
L
T [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •