[ Pobierz całość w formacie PDF ]

292
anula
- Ty cholerny sukinsynu! - jęknął w rozpaczy. - Ty idioto! To
ona, Joe. Czy nie widzisz, że to jest ona? Zabiłeś ją.
Joe popatrzył zimno najpierw na leżącą na ziemi kobietę, a
potem na swojego wspólnika. Jego twarz przybrała nagle czujny
wyraz. Ukląkł pospiesznie z bronią wycelowaną w drzwi chaty.
Tim wpatrywał się w niego przez łzy.
- Co ty robisz, Joe? Przecież musimy ją zawieźć do szpitala.
Może ją uratują. Może jeszcze nie jest za późno.
- Zamknij się, durniu - syknął Joe przez zaciśnięte zęby. - Po
prostu się zamknij. I nie blokuj mi dojścia do niej, nie mogę strzelać.
Tim gapił się na kumpla nic nie rozumiejąc.
- Ty kretynie. - Joe aż kipiał z wściekłości. - Przecież ona tu nie
przyszła sama. Jeżeli jest ona, to jest i Temple i za chwilę wyjdzie
zobaczyć, co się dzieje.
Wtedy Joe zastrzeli także Paula, dotarło nagle do Tima, i
ucieknie ciężarówką. Zostawiając oba ciała, Leah i jej męża, leżące
sobie cicho i spokojnie w porannym słońcu na ziemi.
Wszystko się tak tragicznie pokręciło...
W tym momencie ukazał się w drzwiach Paul, który nie miał na
sobie nic poza dżinsami. Jego naga pierś lśniła w promieniach słońca.
Joe zesztywniał i wpatrzył się w wizjer broni.
Nagle Tim poczuł, że nie wytrzyma tego ani chwili dłużej. Myśl
o bólu, krwi i strachu stała się nie do zniesienia. Rzucił się z krzykiem
na wspólnika, przewrócił go na ziemię i złapał za strzelbę.
293
anula
Joe mruknął coś pod nosem zaskoczony i klnąc głośno, kopał i
młócił rękami, usiłując odeprzeć napastnika. Tim, spocony i zdyszany,
chwycił strzelbę za lufę, uniósł ją do góry i z desperacką siłą zdzielił
Joe'ego kolbą w głowę i ramię.
Jego twarz stężała w wyrazie komicznego zdumienia. Złapał się
oburącz za pierś, po czym wolno, zamykając oczy, osunął się na
kolana i runął na trawę.
Paul stał na ganku patrząc w osłupieniu na ciało mężczyzny, a
potem na Tima, który stał z połamaną, bezużyteczną już bronią w
ręku.
Chłopak powoli odsunął się na bok i wtedy Paul zobaczył
szczupłe, bezwładne ciało swojej żony. Jasne włosy rozsypały się po
trawie, rozszerzała się kałuża krwi.
Wydał zduszony krzyk i zbiegł po stopniach. Upadł przy Leah
na kolana, unosząc ją i delikatnie odwracając. Na przodzie kraciastej
kurtki ukazała się dziura od kuli.
Tim zadrżał na widok cierpienia, jakie się odmalowało na twarzy
Paula, na widok męki w jego oczach.
- Tam jest... tam na drodze stoi ciężarówka... - zaczął
nieporadnie. - Gdybyśmy ją tam we dwójkę zanieśli, pan i ja, to
moglibyśmy ją zawieźć do szpitala...
Paul natychmiast podjął decyzję.
- Zdejmij drzwi z zawiasów - polecił Timowi ostro, sam zaś
rozsunął koszulę na piersiach Leah, żeby obejrzeć ranę, jednocześnie
294
anula
próbując zbadać puls. - Przynieś tu zaraz te drzwi, a potem te moje
stare buty z ganku.
Tim, szczęśliwy, że może się na coś przydać rzucił się
skwapliwie wypełniać polecenia. Był rad, że ktoś lepszy, silniejszy,
ujął sprawę w swoje ręce i że on nie musi o niczym myśleć.
- A co z nim? - spytał wystraszony, wskazując brodą na skulone,
bezwładne ciało Joe'ego i jednocześnie taszcząc ciężkie drzwi.
Z głębokiej rany na głowie starego obficie płynęła krew, a na
jego zarośniętym policzku i brodzie zaczęły się pojawiać sine plamy.
- Nie zajdzie daleko, nawet jeśli odzyska przytomność - odparł
Paul. Wziął od Tima drzwi, położył je na trawie obok Leah i wsunął
buty na bose nogi. - To on strzelał?
Tim skinął głową i oblizał wargi.
- Tak... Bo my zaczął.
- Daj spokój - uciął krótko Paul, układając Leah na drzwiach i
delikatnie gładząc ją po włosach. Najpierw zawieźmy moją żonę do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •