[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że będzie mogła dać Pauli i Maxowi szansę, na jaką zasługiwali. Paula
rozwiązała nawet problem z panią Cleeve. Doskonaliła umiejętność
nawiązywania kontaktów, co pozwoli jej wszędzie odnosić sukcesy -
nawet w Far Horizon. O, to była kusząca myśl - udowodnić, że Gloria
nie miała racji.
Kate położyła rękę na ladzie, próbując zejść z powrotem na
ziemię. Ale sytuacja nie była już ani prosta, ani oczywista.
Zdecydowanie nie. Wszystkie punkty oparcia wymykały się jej z rąk.
- Jesteś tam jeszcze, Kate? - zapytał miękko Steven.
- Tak, jestem. - Chrząknęła. - Ale nie chcę znosić żadnych
nacisków z twojej strony! Czy nie możesz tego zrozumieć?
- Właściwie jest jeszcze coś, o czym chcę z tobą porozmawiać.
Mówił wolno, jakby niechętnie się do tego przyznawał.
- Kate, dotrzymałaś swojej umowy. Dałem ci pieniądze, których
potrzebowałaś. Spróbowałaś w Far Horizon. Jesteśmy kwita, jeśli o
to chodzi.
RS
- No cóż, oczywiście bardzo się cieszę, że mam to z głowy -
powiedziała Kate z zapałem. Była okazja, aby to uczcić. Wyłowiła z
siatki karton bananowego jogurtu, zerwała wieczko i spróbowała
łyżeczkę.
- Steven, mówisz prawie jak rozsądny człowiek. Teraz
przynajmniej zdajesz sobie sprawę, że to moja decyzja. Nie twoja ani
Glorii. Tylko moja.
- To nie znaczy, że przestanę cię przekonywać
- powiedział z przekorą. - Nadal uważam, że Far Horizon jest dla
ciebie dużą szansą i zrobię wszystko, co będę mógł, byś to
zrozumiała.
Kate oblizała łyżeczkę.
- Zapamiętam to - powiedziała cierpliwie. - A teraz - do
widzenia.
- Nie zapomnij - przyjeżdżam po ciebie o siódmej.
- Tym razem on pierwszy odłożył słuchawkę i to całkiem
niespodziewanie. Kate zamieszała jogurt i wypiła go. Od tej chwili
będzie bardziej oszczędna. Nie pozwoli Stevenowi przejąć kontroli
nad swoimi finansami. Miała zamiar cieszyć się wolnością.
Nie zmieniało to jednak faktu, że musiała coś postanowić w
sprawie Far Horizon. Chciała, by decyzja była mądra i logiczna, ale
przeszkodą były uczucia, jakie żywiła do Stevena. I w dodatku nie
miała pewności, jakie to były uczucia. Miłość, pożądanie, pragnienie?
Kate pospiesznie uprzątnęła zakupy. Wepchnęła pudełka i puszki
do kredensu, a całą resztę powciskała na chybił trafił do lodówki.
Następnie przygotowała sobie kąpiel w dużej, niemodnej już wannie.
Była to najlepsza terapia. W chwilę potem wyszła z kąpieli z
zarumienioną skórą i oczyszczonymi paznokciami u stóp. Było to
wstępne przygotowanie do tego, co miało nastąpić.
Ubrana w szlafrok, przejrzała szafę, by znalezć coś do ubrania.
Może granatowe spodnie? Nie, nie nadawały się wcale. Zawsze
mogła liczyć na turkusową sukienkę, oczywiście, ale Steven już ją w
niej widział...
Kate powstrzymała się. Co ona próbuje zrobić, rzucić Stevena na
RS
kolana? Zmieszne! Lubiła ubierać się według swego gustu
niezależnie od opinii mężczyzn. Mimo to, odrzuciła turkusową
sukienkę i powiesiła ją z powrotem na wieszaku.
Wreszcie Kate wyjęła sukienkę, której dotąd nie nosiła. Miała
kolor kości słoniowej i wąskie ramiączka oraz spódnicę, która ładnie
rozszerzała się ku dołowi. Zaczesała do tyłu część włosów, resztę
pozostawiła w nieładzie. Teraz tylko delikatne pociągnięcie
błyszczkiem i odrobina tuszu do rzęs. Kate przeglądnęła się uważnie
w lustrze. Wyglądała nie najgorzej.
Steven zjawił się punktualnie o siódmej. W ręce trzymał bukiecik
fiołków dla Kate. Przyjęła je roześmiana i zachwycona.
- O, dziękuję ci, Stevenie. Gdzie je kupiłeś? - zapytała.
- Na rogu stał mężczyzna z drewnianym kubłem pełnym
fiołków. Przypomniały mi ciebie. Wysypywały się wszędzie dokoła i
wyglądały przepięknie.
Kate bardzo wzruszyły te słowa. Przybliżyła policzek do fiołków.
Potem pośpieszyła poszukać dla nich wazon, ale znalazła tylko puste
słoiki po dżemie. Fiołki w słoikach wyglądały bardzo ładnie.
Steven podszedł do niej.
- Teraz przypominasz mi muszelki - wyszeptał. Położył ręce na
jej nagich ramionach. Bez namysłu uniosła twarz. Przylgnęła do
niego, rozchylając wargi w odpowiedzi na jego czuły pocałunek.
Kiedy oderwali się od siebie, oczy Stevena nagle pociemniały i przy-
brały szarawy kolor.
- Jeśli tak dalej pójdzie, nigdy nie dotrzemy do twojej matki -
powiedział krzywiąc się. - Ona nas oczekuje.
Kate przytaknęła. Chwiejnym krokiem podeszła do szafy w
przedpokoju i zaczęła szukać szala.
Steven włożył ręce do kieszeni i zaczął przechadzać się po pokoju.
- Wiesz, Kate, miałaś rację, gdy powiedziałaś mi, że
podświadomie szukam prawdziwego rodzinnego domu. Przez wiele
lat zajęty byłem wyłącznie karierą, zaniedbując prawie wszystko.
Wszystkie kobiety, które znałem... one też takie były. Ty jesteś inna - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •