[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Doskonała fraza do przysięgi małżeńskiej - rzuciła niedbale, usiłując pokryć nara-
stające zakłopotanie.
R
L
T
Oboje zamilkli, nie ruszając się z miejsca. Atmosfera zgęstniała od niewypowie-
dzianych emocji.
Nagły sygnał telefonu przywołał ją do rzeczywistości. Wyjęła z torebki komórkę i
sprawdziła, kto dzwoni.
- Cześć, Marc, co nowego?
Słuchając odpowiedzi, usiłowała strząsnąć z siebie wrażenie sprzed chwili.
- Oczywiście, jedz do domu. Nie martw się festiwalem, poradzę sobie. Naprawdę.
Jedz jak najszybciej.
Rozłączyła się i spojrzała na Nicka. Odsunął się, lecz nie spuszczał z niej wzroku.
- Marc to twój pracownik?
- Tak. Był w Cypress Rise. Przejął organizację festiwalu. Jego siostra miała wypa-
dek samochodowy. Jest w śpiączce. - Kobieta, którą spotkała tylko kilka razy, była tak
pełna życia, że trudno było ją sobie wyobrazić nieruchomą i podłączoną do aparatury.
- Jak dotrze do domu? Odrzutowiec Brunicadi Investments jest do dyspozycji.
- Zarezerwował miejsce na najbliższy lot. Jest już w drodze na lotnisko. - Ruszyła
ku drzwiom.
Nick otworzył je dla niej i wyszedł za nią na korytarz. Ruszyli do windy.
- Robi się kłopot z festiwalem. Prócz mnie nie ma nikogo, kto mógłby się tym za-
jąć. Kiedyś to była działka Jasona. Jeśli jest teraz wolny, mógłby pomóc. Ale musiałby
się ze mną kontaktować.
Nick potrząsnął głową.
Nadal jej nie ufał. To ją zabolało.
- Nie sądzisz, że festiwal jest ważniejszy niż obawy Melody? Do diabła, niech ktoś
trzeci będzie przy naszych rozmowach i spotkaniach.
- Jasona nie ma w kraju - wyjaśnił.
- Ach... Więc jestem jedyną osobą, która może to pociągnąć. - Zleciła to zadanie
Marcowi, by ograniczyć do minimum swoją styczność z Melody, ale w obecnej sytuacji
nie miała wyjścia.
Nick widział jej rozterkę. Sam był jej powodem.
R
L
T
- Wiem, że nie na to się umawialiśmy, czy raczej nie tego chciałeś, ale przyświeca
nam szczytny cel i dla dobra sprawy trzeba to zorganizować jak najlepiej - ciągnęła.
Weszli do windy.
- Zawiozę cię - powiedział bez wahania.
Czy to znaczyło, że jej ufa? Czy jego zaufanie powinno być dla niej aż tak ważne?
- Nie chcę sprawiać ci kłopotu - odparła spokojnie, choć w myślach już tworzyła
listę spraw do załatwienia w ciągu tygodnia dzielącego ich od festiwalu.
- To żaden kłopot. Obiecałem Mel, że dołożę swoją cegiełkę do przygotowań.
- Pomagasz przy organizacji imprezy?
- Dziwi cię to?
- Po prostu nie wiedziałam. Czym się zajmujesz?
- Można powiedzieć, że jestem wołem roboczym. Melody angażuje do pomocy ca-
łą rodzinę. - Uśmiechnął się nieznacznie. - Kiedy chcesz jechać?
Wszystko działo się za szybko, choć w tych okolicznościach nie mogło być ina-
czej.
- Wcześnie rano, żeby mieć jeszcze do dyspozycji cały dzień - odparła z wahaniem.
Drzwi windy rozsunęły się cicho. Znalezli się w marmurowym holu.
- Nie będziesz tu potrzebna?
- Kolacja to ostatni punkt mojego pobytu na tej konferencji.
- Przyjadę o szóstej.
Nagle wspólna podróż autem i pobyt w Cypress Rise wydały się bardzo złym po-
mysłem. Jego bliskość wywoływała emocjonalny zamęt.
Z sąsiedniej windy wysiadł Len Joseph, którego firma była jednym z głównych
sponsorów konferencji. Rozpromienił się na ich widok.
- Cieszę się, że będziesz z nami na kolacji. - Serdecznie poklepał Nicka po plecach.
Serce podeszło jej do gardła. Oto kolejna sposobność dla Nicka, by zakłócić jej
spokój. Nie mogła nawet oskarżyć go o nachalność, ponieważ został zaproszony.
- Dzięki, Len, ale dziś wieczorem nie mogę - odparł, zerkając na nią.
- Przykro mi, może innym razem. - Len uścisnął mu dłoń i ruszył ku gościom.
Spojrzała na Nicka.
R
L
T
- Dziękuję.
- Za to, że nie skorzystałem z okazji narzucania ci mojego towarzystwa?
- Mniej więcej.
Skwitował te słowa uśmiechem.
Widok zgromadzonych osób przypomniał jej, kim jest i po co tu przyszła. Callie
Jamieson, specjalistka od public relations, musi się skupić i wykonać swoją pracę. Całą
bardzo skomplikowaną resztą swojego życia, czyli ciążą, a zwłaszcza relacją z Nickiem,
zajmie się pózniej.
- Ciąża zmienia wszystko, Callie - szepnął jej do ucha, jakby czytał w jej myślach.
- Urodzisz moje dziecko. Dlatego, czy ci się to podoba, czy nie, już jesteś częścią mojej
rodziny, choć jeszcze się nie zgodziłaś za mnie wyjść.
R
L
T
ROZDZIAA SMY
Nazajutrz rano Callie stała przed wejściem do hotelu, ciągle mając w pamięci
wczorajsze słowa Nicka rzucone na pożegnanie. Najpierw jego wykalkulowana oferta
małżeństwa, a teraz perspektywa spędzenia z nim kilku dni wprawiły jej serce w zamęt.
Pięć minut przed czasem pod hotel zajechał czarny range rover. Wyskoczył z niego
Nick. Skinął jej głową na powitanie, otworzył drzwi od strony pasażera i przytrzymał,
gdy wsiadała. Miał na sobie lekko spłowiałe dżinsy i czarną koszulkę polo. Owionął ją
dyskretny zapach męskiej wody kolońskiej. Przypomniała sobie gorący oddech Nicka na
palcach stóp. Usadowiła się na beżowym siedzeniu, zapięła pas i poczuła się jak przed
szaleńczą jazdą kolejką górską. Było za pózno, żeby się wycofać.
Nick włożył jej torbę do środka i usiadł za kierownicą.
- Rozmawiałaś dziś z Markiem? Co z jego siostrą? - spytał, podając jej papierową
torbę z nadrukiem piekarni.
- Siostra jest ciągle w śpiączce. Powiedziałam mu, żeby nie myślał teraz o pracy.
Dałam mu wolne.
Spodziewała się protestu, lecz Nick skinął głową z aprobatą. Zajrzała do torby.
Zdziwiona zobaczyła bajgla z serem i babeczkę daktylową.
- To dla mnie?
- Nie wiedziałem, czy zdążysz coś zjeść przed wyjazdem. Możemy zatrzymać się
na śniadanie gdzieś za miastem, a to - wskazał torbę - jest na wszelki wypadek.
Zupełnie jakby wiedział, że ciągle chodziła teraz głodna. W książce dla przyszłych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •