[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Sprawiedliwi! Przynajmniej nie będę musiał was wszystkich widzieć!
Gdy policjanci wyprowadzili go, zapanowało wrażenie pustki. W
powietrzu zawisła tylko cisza. Drzygłód poruszył się w fotelu.
- Chciałem powiedzieć, że nigdy nie rozmawiałem na mój temat
z tym młodym człowiekiem i nikogo nie straszyłem.
- Nikt ani przez chwilę w to nie wierzył, prawda? - uśmiechnął
się prokurator.
- Oczywiście nie - ożył Trzeciak.
- I nikt nie sądził, że jest pan w coś zamieszany - dodał Wolski.
- Tak jest, niniejsze zebranie najlepiej o tym świadczy -
stwierdził uroczyście Reising.
- Było mi bardzo miło poznać państwa - prokurator zbierał się do
wyjścia. - A nawiasem mówiąc, nie byłbym taki pewien
zróżnicowania próbek z bajorek w laboratorium. Zna się pan na tym?
Reising wyglądał jak uosobienie niewinności.
- Ani trochę. Lepiej niech pan ich nigdzie nie daje. Wybrudziłem
dzyndzel koło kurnika. Wczoraj wieczór oberwałem go Krzysiowi na
wieszaku. Byłem pewien, że się nabierze. Proszę się tak nie patrzeć,
on może fałszować dowody, to ja też.
- Nie doceniłem pana. - Prokurator nie krył wesołości. -
Komisarz Stanisz radził, żeby panu zaufać i w niczym nie
przeszkadzać, nawet wbrew wszelkiej logice. Kosztowało mnie to
trochę silnej woli, ale warto było. - Podał mu rękę i zwrócił się do
Drzygłoda: - Chyba przydałby się lekarz. Może pojedziemy razem?
Czy woli pan pózniej? - dodał, nie widząc jego entuzjazmu. - Tylko
proszę z tym nie zwlekać. Dobrze, że się wczoraj nie pośpieszyłem. -
Przytrzymał chwilę jego dłoń. - Właściwie przygotowałem już nakaz.
Mieliśmy szczęście.
Gdy wyszedł, nikt nie ruszył się z miejsca. Tylko Drzygłód nagle
znalazł się przy Marcie.
- Czy mogę usiąść przy tobie? - Były to pierwsze słowa, jakie od
niego usłyszała, i chyba pierwsze jego spojrzenie.
- Od dawna - odparła obrażona.
- Uznałem, że powinienem być sam, dopóki nie zostanę
oczyszczony z zarzutów. - Szybko ujął jej dłoń i pocałował.
Czuła się dziwnie. Siedzieli obok siebie przyjazni, spokojni, jak
starzy znajomi. Ani śladu dawnego napięcia. Jednak skąd ten
niepokój? Co się dzieje? Przymknęła oczy.
- Jesteś zmęczona? To moja wina. Janek ma rację, że ze mnie
beznadziejny histeryk.
Spokojny, zrównoważony przysunął Marcie filiżankę. Przez
chwilę otaczał ją ramieniem. Poczuła dreszcz. I żal, kiedy znowu
siedział obok niej poprawny, elegancki. Z trudnością opanowała się,
żeby nie patrzeć na niego cały czas. Na jego lekką opaleniznę i prawie
sterylność, jakby przez ostatnią dobę nie zajmował się niczym poza
dbaniem o swój wygląd. Z trudem sięgnęła po herbatę, za wszelką
cenę starała się zachowywać normalnie. Nie, nie spojrzy na niego, nie
będzie sobie niszczyć nerwów.
- Panie redaktorze - usłyszała Wolskiego - jak pan wytłumaczy
zamach na pana z samochodem terenowym?
- Wcale nie wytłumaczę. Przypadek.
- Jak to? - zdziwił się Janek. - Wytłumaczeniem jest niedbalstwo
i nieodpowiedzialność.
- To prawda - zgodził się Drzygłód. - Przypadkowo stałem się jej
ofiarą. Natomiast nie mogę wytłumaczyć tego, że pana leśniczego
widziałem nad brzegiem, kiedy był w mieście.
- Przysięgam na wszystko. - Uderzył się w pierś. - Wiem, że pan
mi nie wierzy i ma o mnie najgorsze wyobrażenie, ale mówię prawdę.
%7łeby mnie pan miał zabić!
Drzygłód przesunął po czole ręką teraz z podciągniętymi
rękawami odsłaniającymi filmowe mięśnie przedramienia i
rozbudowany nadgarstek ze szczupłą, elegancką dłonią.
- Nie chce pana zabijać, ale widziałem kogoś w mundurze.
- Na przykład w zielonym, niekoniecznie dokładnie leśnika -
dodał Reising - może trochę harcerskim, prawda?
Pod jego pogodnym spojrzeniem Trzeciak zrobił się również
zielony.
- Dobrze - rzucił nerwowo. - To nie przestępstwo. Byłem tam
wtedy. Trochę się przebrałem, dla urozmaicenia.
- Nie mógł pan tego wcześniej powiedzieć? - zainteresował się
Wolski. - Na przykład przy ustalaniu alibi.
- Nie bardzo - sięgnął po maalox.
- Tylko niech pan nam oszczędzi ataku - powiedział zimno
rzezbiarz. - Lepiej proszę wytłumaczyć sprawę szyberka, bo wokół
niej powstały legendy.
Trzeciak zakręcił butelkę. Obtarł czoło chustką.
- Nie wiedziałem, że się go nie zamyka. Chciałem, żeby
wszystko było w porządku. Reszty nie będę tłumaczył.
- Nie jesteśmy ciekawi.
Reszta czuła wprawdzie niedosyt informacji, ale nadaremnie.
Marty akurat nie interesowały szczegóły. Prawdę mówiąc, nie
interesowało ją nic. Czuła się jak uwięziona. Nie może dłużej słuchać,
jak wypytują Drzygłoda o plany na przyszłość, i jego uprzejmych,
zdawkowych odpowiedzi.
- No dobrze - wrócił do tematu Wolski. - To czego w końcu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •