[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wolałby myśleć, że w ogóle nas nie ma, oprócz tych
rzadkich okazji, kiedy nas spotyka.
Reginald bawił się kosmykiem włosów, które opadały na
szyję Marianny, i pochylił się nad nią poufale.
- Czy nie powinnaś raczej mówić mi teraz po imieniu,
kochanie? Nie chcielibyśmy chyba, żeby mój brat zle nas
ocenił.
Znowu się z niej śmiał, była tego pewna. Wiedział
doskonale, że odgrywa przed jego bratem tę samą komedię,
którą ćwiczyła przez ostatnie tygodnie w towarzystwie
innych arystokratów. Właściwie powinna otworzyć usta
i powiedzieć wszystko, co naprawdę przychodziło jej do
głowy, nie chciała jednak zaprzepaścić kolejnej szansy. Nie
chciała zrazić do siebie rodziny Reginalda, gdyż ta mogłaby
namówić go do zerwania zarÄ™czyn. A ten podlec wykorzys­
tywał to, by zabawić się jej kosztem.
253
PATRICIA RICE
Uśmiechnęła się do niego słodko.
- Nie chciałam, by twój brat pomyślał, że za bardzo się
spoufalam, Reginaldzie. Jestem pewna, że lord Witham jest
zbyt dobrze wychowany, żeby zachowywać się tak jak ty,
kochanie.
Charles zachichotał z satysfakcją.
- Zdaje się, że zaczynam cię rozumieć, Reggie. Przez
tyle lat robiłeś z ludzi głupców, a oni nawet o tym nie
wiedzieli, a teraz znalazłeś wreszcie kobietę, która może ci
śmiało stawić czoło. Nie musi pani być uprzejma ze
względu na mnie, lady Marian. Trzeba, żeby ktoś wreszcie
przytarł mu rogów.
Marianna uśmiechnęła się ciepło do gościa.
- Może chciałby się pan czegoś napić, lordzie Witham?
Moglibyśmy podyskutować o charakterze pańskiego brata
przy herbacie i ciasteczkach. - Ledwie dostrzegalnym
gestem wysłała Lily po tacę.
Reginald pociągnął delikatnie za loczek, który trzymał
w dłoni, i chrząknął znacząco przy uchu Marianny, ale
kiedy służąca wyszła, przemówił łagodnym głosem:
- Mamy dla ciebie niespodziankÄ™, kochanie. Charles,
naszyjnik, proszÄ™.
Marianna spojrzała ze zdumieniem na wicehrabiego,
który wstał i podał jej aksamitną sakiewkę. Obserwował ją
z wyraznym zaciekawieniem, ale ona zapomniaÅ‚a o wszys­
tkim, gdy tylko zobaczyła blask rubinu. Krzyknęła radośnie
i podniosła klejnot na wysokość oczu.
- Naszyjnik mojej matki! Znalazłeś go. Gdzie? Złapałeś
złodzieja? - Podekscytowana zwróciła się od razu do
Reginalda.
Uśmiechnął się z satysfakcją, podziwiając wspaniały
254
KLEJNOT
blask jej rozpalonych oczu. Podobało mu się też to, że od
razu przyjęła, iż to właśnie on odnalazł naszyjnik, choć
podał go jej Charles. Mógł trafić znacznie gorzej. Jeśli już
trzeba mieć żonę, to powinna ona wierzyć w zdolności
swego małżonka.
Uśmiech zniknął z jego twarzy, gdy odparł:
- O'Toole wrócił wczoraj do domu. Mówi, że znalazł
naszyjnik w kieszeni mojego surduta. Oboje wiemy
dobrze, że naszyjnik w mojej kieszeni był kopią, ale
nie mam przeciw niemu żadnych dowodów.  Zawahał
się na moment, nie wiedząc, czy powinien mówić jej
o pięciu podmienionych diamentach. Jeśli markiz był
zamieszany w to fałszerstwo, ucierpiałyby na tym stosunki
rodzinne. Jednak gdyby sama się o tym dowiedziała,
mogłaby posądzić go o kradzież. Spojrzał pytająco na
Charlesa.
Wicehrabia pokręcił głową.
- Nie możemy w tej chwili stwierdzić z całą pewnością,
kto jest odpowiedzialny za kradzież. Lepiej powiedzmy
wszystko, co wiemy. Ponieważ naszyjnik był w tym czasie
w twoich rękach, to my powinniśmy wymienić fałszywe
części.
Marianna spoglądała na obu mężczyzn, czekając na
słowa wyjaśnienia.
Po chwili Reginald opowiedział jej o brakujących
diamentach i nieskładnych tłumaczeniach O'Toole'a.
Marianna jeszcze raz przyjrzała się naszyjnikowi, lecz
nie dostrzegÅ‚a żadnej różnicy. Szybko jednak przypo­
mniała sobie, że nie potrafiła też odróżnić kopii od
prawdziwego klejnotu. Wsunęła go z powrotem do sa­
kiewki i zamknęła ją.
255
PATRICIA RICE
- Być może nie powinniśmy mówić o tym mamie,
zwłaszcza jeśli markiz jest zamieszany w tę sprawę. Zresztą
nie przeszkadza nam to specjalnie. Możemy się podzielić
tą odrobiną, którą mamy, a on nie był bardzo chciwy.
Oddał nam przecież najcenniejszą część. - Spojrzała na
wicehrabiego. - Naprawdę nie uważam, by trzeba było
cokolwiek wymieniać. Naszyjnik miał być częścią mojego
posagu. Reginald nie musi przecież dopłacać do czegoś, co
i tak stanie się jego własnością.
Charles spojrzał na nią z aprobatą.
- Nasza rodzina zobowiązana jest jednak uczcić jakoś
wasze zaręczyny. Pani musi przedyskutować to jeszcze
z Reginaldem. Tymczasem chcielibyÅ›my wyprawić uroczys­
tą kolację z tańcami na waszą cześć. Kiedy przybędzie tu
moja żona, umówię ją z panią, by ustalić szczegóły.
- Podniósł się z fotela, jakby chciał już wyjść.
- Nie napił się pan nawet herbaty, sir. Nie zechciałby
pan zostać jeszcze chwilę?
Charlie zerknÄ…Å‚ na swego brata.
- Niestety, jestem jeszcze umówiony, ale podejrzewam,
że Reginald z miłą chęcią poczeka na ciasteczka. Mam
nadzieję, że pani służąca pojawi się tu wkrótce. Nie
chciałbym zostawiać go z panią sam na sam, zwłaszcza
kiedy patrzy na panią w ten sposób.
Marianna odwróciła się do Reginalda, nie dojrzała jednak
w jego oczach niczego, czegoby tam już wcześniej nie
było. Charles znowu zachichotał i wyszedł, zostawiając
kochanków tylko we dwoje.
- Szybko się uczysz, kochanie. Być może kiedyś będzie
mi brak twoich brutalnych prawd, podejrzewam jednak, że
słodkie rozmówki bardziej przysłużą się tworzeniu atmo-
256
KLEJNOT
sfery harmonii i zrozumienia w rodzinie. - Reginald
pochylił się nad nią i przywarł do jej ust.
Marianna nie była na to przygotowana. Nie miała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •