[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Hmm. Wiesz co, nie ma co liczyć na to, że znajdziesz kogoś przez
telefon. Lepiej poprosić Freda Whitneya. Wprawdzie od ponad pięciu lat jest na
emeryturze, ale nadal jest w świetnej formie. Zadzwonię do niego i poproszę,
żeby obejrzał Camerona. Podaj mi tylko swój adres.
Janine odetchnęła z ulgą. Jak to dobrze, że Letty jej nie zawiodła. Szybko
podała adres i odłożyła słuchawkę. Poszła do sypialni. Cameron nawet się nie
poruszył.
Wróciła do kuchni. Wyłożyła na talerz trochę przygotowanej na kolację
sałatki z kurczaka. Musi coś zjeść, bo opadnie z sił. Potem chodziła nerwowo od
pokoju do kuchni, co chwila wyglądając na ulicę. Kiedy wreszcie przed domem
zatrzymał się leciwy, dobrze utrzymany samochód, westchnęła z ulgą i
pospieszyła do drzwi.
Z samochodu wysiadł postawny, wysoki mężczyzna. W swoim czasie
musiał robić wrażenie. Miał siwe włosy i najbardziej błękitne oczy, jakie
kiedykolwiek widziała. W ręku trzymał lekarską torbę.
- Czy pani Talbot? - zapytał wchodząc na ganek.
- Tak, to ja. Pan doktor Whitney?
- Tak jest napisane na moim dyplomie, ale wszyscy tutaj od lat nazywają
mnie doktor Fred.
- W takim razie doktor Fred. - Uśmiechnęła się do niego.
- Więc gdzie jest ten młody człowiek? Już tak dawno nie widziałem
Camerona. Kiedy dorastał, spotykaliśmy się od czasu do czasu. Czy chwalił się,
jak to kiedyś spadł ze strychu na siano i złamał sobie rękę?
Janine zaprowadziła go do środka. Zatrzymała się przed sypialnią i
ruchem głowy wskazała na leżącego Camerona.
- Nie, nic mi na ten temat nie wspominał.
- Wcale się nie dziwię. Niezle za to oberwał. Dobrze wiedział, że
wchodzenie tam było zabronione.
Podszedł do krzesła i przysunął je sobie do łóżka.
Potem usiadł i ujął w nadgarstku rękę Camerona. Po chwili wyciągnął z
torby stetoskop, z wprawą, zdobytą przez lata praktyki, włożył słuchawki i
zaczął osłuchiwać chorego.
Janine przyglądała się temu bezradnie. Lekarz przesuwał lśniącym
krążkiem po jego piersi, przysłuchiwał się uważnie i znów przykładał przyrząd
w innym miejscu. Janine z trudem się powstrzymywała, by nie zapytać go, co z
Cameronem.
Wreszcie odłożył stetoskop.
- Cameron - odezwał się spokojnie. - Synu, obudz się i odezwij do mnie.
Zafascynowana patrzyła, jak Cameron ściągnął brwi i po chwili powoli
otworzył oczy. Ze zdumieniem popatrzył na lekarza.
- Doktor Fred? - wyszeptał spieczonymi ustami. - Co pan tu robi?
- Przyszedłem cię obejrzeć, synu - uśmiechnął się. - Ta młoda dama
uważa, że potrzebujesz pomocy.
Cameron przesunął wzrokiem wyżej. Zobaczył ją i uśmiechnął się lekko,
ale nie odezwał się ani słowem.
- Cameron, od kiedy kiepsko się czujesz?
- Od dawna - odparł zamykając oczy.
Lekarz skrzywił się znacząco do Janinę i znów pochylił się nad chorym.
- Czy masz na myśli lata, czy może godziny?
Wolałbym, żebyś to trochę sprecyzował.
- Nie wiem. Może od paru dni. Nie mam na nic siły. Drapie mnie w
gardle.
- Zobaczymy - odrzekł lekarz, wyciągając ze swojej torby jakiś przyrząd z
lampką.
Cameron posłusznie otworzył usta.
- Już dobrze.
Chory znów zamknął oczy.
- Czy już wiadomo, co mu jest? - zapytała Janine, nie mogąc już dłużej
czekać.
- Są dwie możliwości. Albo zlecę wykonanie różnych testów, pobiorę
krew, wymaz na posiew i tak dalej, albo postawię od razu diagnozę na
podstawie mojego doświadczenia.
- I co pan powie?
- Przede wszystkim stwierdzam, że jest kompletnie przepracowany. Jeśli
ktoś w taki sposób traktuje swój organizm, to doprawdy nie powinien niczego
innego oczekiwać. Prędzej czy pózniej organizm się zbuntuje. Waśnie tak się
teraz stało. Był osłabiony, więc panujący obecnie wirus zaatakował go bez
trudności. Ma wszystkie objawy.
- I co możemy na to poradzić?
Uśmiechnął się słysząc jej pytanie. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że
liczba mnoga, której użyła, zdradzała jej stosunek do Camerona.
- Przepiszę mu antybiotyk, coś przeciwbólowego i na obniżenie gorączki.
Ale w tej chwili najważniejszą rzeczą jest odpoczynek. Jak go znam, będzie się
opierać. Przypuszczam, że kiedy tylko poczuje się lepiej, zacznie wyrywać się
do pracy.
- I co wtedy?
- Nie chcę prorokować - Fred wzruszył ramionami - ale to uparty wirus.
Jeśli zbyt wcześnie wstanie się z łóżka, to często kończy się nawrotem choroby i
zabraniem chorego do szpitala.
- Jak długo powinien leżeć?
- Tydzień to absolutne minimum. Dziesięć dni byłoby jeszcze lepiej.
- Czy ten wirus jest zarazliwy^
- Nie bardziej niż inne. Dlaczego pani pyta? Obawia się pani zarażenia?
- Nie, nie chodzi mi o mnie. - Janine uśmiechnęła się. - Ale pomyślałam
sobie, że kiedy poczuje się lepiej, jego córeczka, Trisha, mogłaby go odwiedzić.
Lekarz potrząsnął głową.
- Na razie nie ma o tym mowy. Może kiedy spadnie mu gorączka. Te
małe stworzonka są urocze, ale potrafią człowieka zamęczyć. Niech najpierw
nabierze sił.
- Dobrze - zgodziła się Janine.
Lekarz wstał i jeszcze raz popatrzył na Camerona.
- Jest wykończony, wystarczy tylko spojrzeć. Wprawdzie ma teraz
gorączkę i jest chory, ale tak czy inaczej, sam się doprowadził do takiego stanu.
- Potrząsnął głową. - W dzisiejszych czasach ludzie zapominają o tym, że trzeba
dbać o swój organizm. Potem dziwią się, że odmawia pracy. Myślą, że
wystarczy łyknąć garść pigułek i znów będzie wszystko dobrze. Ale niestety tak
nie jest.
- To prawda. - Janine ruszyła do wyjścia. - A może napije się pan czegoś
przed wyjściem?
- Chętnie, jeśli to nie sprawi pani kłopotu. Och, i jeszcze jedno.
Chciałbym zadzwonić. Poproszę Olivera z apteki na rogu, żeby przyniósł
lekarstwa dla Camerona.
Kiedy skończył telefonować, herbata już była gotowa.
- Przygotowałam trochę sałatki dla Camerona. Dopiero potem okazało się,
że jest taki chory. Może uda mi się pana na nią skusić?
Fred popatrzył na nią zaskoczony, a po chwili jego oczy się rozjaśniły.
- Skąd pani wiedziała, że sam sobie gotuję?
- Nie wiedziałam.
- W takim razie jest pani bardzo domyślna. Jeśli tylko mogę, unikam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •