[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cia, bo zatrzymała się, choć nic odwróciła aię do niego twarzą. Milczenie zalecało
między nimi jak coś materialnego.
 Nie ma sensu, żebyś tak minie nazywał  powiedziała suchfo, wyraznie, i poszła do
swego pokoju zamykajÄ…c za sobÄ… drzwA.
A kogo mam talk nazywać?  pomyślał. Miał uczucie, jakby coś z niego wyjmowano,
coś z jego ciała, przycisnął ręce do żeber, żeby się osłonić.
Nie byÅ‚o 'nikogo, kogo by można nazywać ojcem, teraz n»ie ma.nikogo, kogo można
by 'nazywać matką. Ale fajnie, urodziłem się bez rodziców. Nie ma sensu, ona ma
rację. I icała reszita tych bredni, kraina wiieczoru, miasteczko, Allia też nie są
rzeczywisifce. Dzieclina-da. Ale ja 'nie jestem dzieckiem. Dziieci majÄ… ojca i matkÄ™. Ja
nie jestem, mię ja. Ja mię mam niic i nie jestem niczym. Stojąc w hallu uświadomili
sobie, że talk jest rzeczywiście. Właśnie wtedy przypo-mnało mu się, fizycznie,
ciałem, mLe umysłem, dotknięcie ręki Donny, dzwięk jej głosu: "%7łeby ci się tylklo nic
nie staÅ‚o, Bu»dk". OdwróciÅ‚ siÄ™ od drzwi pokoju matki, poszedÅ‚ do kuchni, potem do
sie-bue, żeby przygotować wszystko ma nano: ubrainie na drogę, chleb, salami i
owoce na długą wędrówtkę na górę.
Obudził się o trzeciej, potem o czwartej. Wstałby i ruszył w drogę, ale nie było
sensu wychodzić tak wcześnie, skoro umówił się z dziewczyną, że spotkają saę o
szóstej. Przewrócił się na drugi bok i próbował zasnąć. Półmrok świtu w pokoju,
niewyrazna jasność bez cienia przypominała światło tamtej krainy. Budzik tykał w
gło-wiach łóżka. Wpatrywał się w blialiawą tarczę. Obie wskazówki skierowane były w
dół. Tam, tam mię było zegarów. Nie było godzin. To nie rzeka 'czasu poruszia
wstkazówkii zegiara. Porusza je mechia-mizm. Widząc, jak się piosuwają, ludzie
'mówią: czas mija, mija, ale zegary, które sami zrobili, 'oszukiwały ich. To my mijlamy
w czasie, myślał Hugh. My ddziemy. My wędrujemy wzdłuż strumieni, rzek; czasem
możemy przejść przez strumiLeń& Leżał, drzeimiiąc, do piątej. Kiedy zablokowany
budzik pstryknął, 'wstał i poczuł pod s)to-pafmi zimno podłogi. W dwie mdJnuity
'ubrał się i 'wyszedł z domiu.
Był przy brainyle przed szóstą. Dziewczyna już czekała.
Ciągle nie był pewien, jak jej ima imię. Kiedy wymawialli je ludzie;z kramy półmroku,
brzmiało to jak Rama czy Dama; poprawiła go, kiedy powiedział Rama, ale nie
z.rozuimiał, jak powinno brzmieć. Nazywał ją "dziewczyna", kiedy o miej myślał, a.
słowo to pojawiało się w otoczce 'ciemności 'i gniewu, i szmeru płynącego ruczaju.
Stała przy jeżynowym gąszczu w 'niebieskawym, przesyconym kurzem, ciepłym
świetle wczesnego poranka pod słabo ulistnio-nymi drzewalrm przy wejściu do lasu.
Plodniiiosła wzrok, kiedy usłyszała, że nadchodzi. Jej blada twarz nie złagodniała, ale
dziewczyna wyciągnęła odwróconą, poplamioną na czerwono dłoń podając mu
jeżyny.
 Dojrzewają  powiedziała i przesypała je w jego rękę. Były drobne i słodkie od
sierpniowych upałów.
 Sprawdzałaś, co z bramą?
Zerwała jeszcze parę jeżym i dołączając dio 'mego na ściieżce podała m'u.
 Była zamknięta  wyprzedziła go iniieco i 'zajrzała w obniżający się wśród zarośla,
tunel ścieżki.
 Teraz jest tutaj.
 Tędy.  Zatrzymał się jednak na progu dzielącym dwie krainy i odwróciił się, czego
nigdy przedtem mię robił, aby spojrzeć na światło dnia, zakurzone liście, skąpany w
słońcu błękit pomiędzy liśćmii, trzepotaniie 'brązowego ptaszka przefruwiającego z
gałęzi na gałąz. Wreszcie odwrócił się i wszedł w ślad za dziiewczyma w półmrok.
Kiedy ukląkł dło swego pierwszego obrzędowego łyku z ruczaju, spostrzegł, że
'dziewczyna zrobiła to samo. Klęczała na półce skalnej spoglądając w dół na płynącą
wodę, nie konwencjonalnie, tak jak się klęka do modlitwy lub oddając hołd, ale z całej
jej postawy poznał, że woda ta była dla niej tak jak i dla niego święta. Potem
powiodła wzrokiem wokół (i wstała. Przeprawili się przez strumień i razem wkroczyli
w wieczorną krainę. Szła naprzód w milczeniu. W lesie również Ramowało całkowite
milczenie, od kiedy pozostawili za sobą głos strumienia. Najmniejszy wtiatr mię
poruszał losómi.
Po (niespokojnej, zle przespanej nocy Hugh czuł się otępiały
103
i odpowiadało mu, że idzie bez słowa i bez rozmyślań, w szybkim 'tempie, które
narzucała dziewczyna. Wszelka myśl i wszelkie uczucia znalazły ale w stanie
zawieszenia. Znowu uległ wrażeniu, że mógłby tak iść bez końca wielkimi krokami,
bez wysiłku odmierzając drogę pod imeiruchomymi drzewami, czując na twarzy
chłodne powietrze lasiu. Ta wizja mię wzbudzała w nim lęku. Wtedy gdy przeoczył
bramę, kiedy.zabłądził, przerażała go myśl, że mógłby iść i iść pod drzewami w
półmroku i nigdy żadnej zmiany, żadnego kresu; ale teraz, z kompasem, na właściwej
drodze, był zupełnie spokojny. A na końcu bezkresnej podróży widział Allię niczym
gwiazdÄ™.
Dziewczyna zatrzymała siię i zaczekała 'nią niego na ścieżce. Niska, krępa postać,
dżinsy, kraciasta niebieska koszula, okrągła, chmurna twarz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •