[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ojca, wpadł w panikę, gdyż musiał wrócić do Milton Point,
zanim rodzina odkryje, co się stało. Wreszcie zaczął naciskać
klakson. Kiedy Lucky wyszedł tylnymi drzwiami, dopinał
koszulę i uśmiechał się bezczelnie.
Wściekłem się, że mojemu małemu braciszkowi udało
się to, czego bezskutecznie próbowało tak wielu z nas.
Powiedziałem:  Przestań się tak bezczelnie uśmiechać, ty
sukinsynu. Po prostu miałeś szczęście, i tyle!"  Mów mi
Buntownik 116
Lucky", odparł, wciąż z tym bezczelnym uśmiechem.
Tania z trudem tłumiła chichot.
 Jesteście niemożliwi. A jak wytłumaczył to przezwisko
rodzicom?
 Już zapomniałem, co wymyśliliśmy. W każdym razie
od tej pory imię przylgnęło do niego.
Tania westchnęła, złożyła głowę na zarośniętej piersi
Chase a i ze smutkiem uświadomiła sobie, od czego zaczęła się
ta rozmowa.
 Nie sądzę, by ostatnio uważał się za szczęściarza.
 Nie  zgodził się Chase. Objął ją mocno ramionami. 
Ale ja jestem nim na pewno.
Devon miała stosy materiałów do przeczytania,
dziesiątki magazynów do przejrzenia i tysiące słów do
napisania, ale nie mogła się skupić na niczym oprócz ostatniego
spotkania z Luckym.
W jej pamięci tkwił wyraz twarzy Lucky'ego, w chwili
gdy powiedziała, że jest mężatką. Reakcja była mieszaniną
zdumienia i wściekłości. Spojrzenie, początkowo puste, stygło
stopniowo, aż wreszcie osiągnęło etap zlodowacenia. Drżała na
samo wspomnienie wyrazu tych oczu.
Niespokojna, wyszła ze swojego gabinetu i przeszła
przez dział miejski do wnęki, gdzie stały automaty.
Nieuważnie wrzuciła monetę do maszyny z zimnymi
napojami. Pieniądz wpadł do ukrytej puszki z metalicznym
stukotem, głuchym jak jej samopoczucie. Koledzy coś do niej
mówili, gdy przechodziła obok ich biurek, lecz udawała, że nie
słyszy.
 Hej, Devon, co się stało z tym jasnowłosym byczkiem?
Ignorując pytanie, zamknęła drzwi gabinetu, by
zniechęcić ich do rozmowy. Usiadła przy biurku i postawiła
puszkę z napojem. Nie chciało jej się pić.
Wyjście po napój było próbą oderwania się od
Sandra Brown 117
natrętnych wspomnień.
 Jestem mężatką.
Pochyliła głowę, oparła ją na dłoniach i powtórzyła:
 Jestem mężatką, jestem mężatką.
A jednak nie była to pełna prawda. Kontrakt został
podpisany, urzędnik wygłosił odpowiednią formułę,
wszystko było formalnie w porządku. Zgodnie z prawem
niezależnego stanu Teksas małżeństwo zostało zawarte.
 Ale nie jestem!  szepnęła z irytacją.
To było małżeństwo, które bez trudu mogła zerwać. Na
pewno miała dość podstaw, by spróbować je unieważnić.
Każdy, kto wysłuchałby tej historii, z pewnością by ją poparł.
Nikt, kto znał fakty, by jej nie potępił.
Ona, Devon Haines, i jedynie ona, stała na drodze do
uwolnienia z małżeństwa, które było tylko świstkiem papieru.
Ale zostało zawarte. Nie weszła w ten związek na ślepo. Czy
była to błędna decyzja, czy nie, musiała z nią żyć.
Lucky Tyler nie wiedział nic o jej małżeństwie.
Pewnie by go to nie obchodziło. Potępił ją za to, że jest
niewierną żoną, która skusiła go, by spędził z nią grzeszną noc,
a teraz nie chciała za to zapłacić. Nie mogła mu pomóc bez
narażenia siebie i swego męża.
Dostrzegła pogardę w oczach Lucky'ego. Mogła ją
rozwiać kilkoma zdaniami wyjaśnienia, ale zachowała
milczenie.
Nie znał więc prawdy.
Kiedy w nią wchodził, nie rozpoznał przyczyny nagłego
drżenia, jakie ogarnęło jej ciało.
Najwyrazniej uznał, że to namiętność, nie ból. Nie
zrozumiał powodów ostrego i głębokiego oddechu.
Pocałunki aż za dobrze przygotowały ją do przyjęcia
mężczyzny. Była tak wilgotna, że nie poczuł ciasnoty jej
wnętrza.
Buntownik 118
Gdy tkwił w niej głęboko, było za pózno, żeby rozważać
konsekwencje tego czynu. Tak jak on, zapomniała o wszystkim,
prócz tej falującej, coraz silniejszej rozkoszy, która ogarniała
oboje.
Była zadowolona, że erotyczne podniecenie przesłoniło
Lucky'owi szokującą prawdę. Gdyby wiedział, że jego
partnerka jest dziewicą, może cofnąłby się. Z drugiej strony
całym sercem pragnęła, by znał prawdę.
Gorzko-słodki ból budził się w głębi duszy na
wspomnienie wspólnej nocy. Rozpamiętywała ją, zatapiała się
w rozkoszy i rozpaczała nad jej krótkim trwaniem.
Ktoś otworzył drzwi gabinetu.
 Prosiła pani o ten artykuł, gdy skończą korektę.
Uniosła głowę, otarła łzy z policzków i sięgnęła po
papiery.
 A tak. Dziękuję  powiedziała do gońca.
 Nic pani nie jest?
 Czuję się dobrze.
 Na pewno?
Uśmiechnęła się blado i uspokoiła go, zanim wyszedł.
%7łal nad sobą był emocją, której nie chciała się poddać. Chętnie
zaakceptowała gwałtowne, acz pełne delikatności pożądanie
Lucky'ego, ponieważ tamtej nocy rozpaczliwie potrzebowała
miłości.
Ale czy nie było to ironią, że w ramionach obcego
spotkało ją to, czego nie doznała wcześniej?
 Lucky!
Jęknął i przykrył głowę poduszką. Natychmiast ktoś
wyrwał mu ją z ręki.
 Zwiewaj  warknął.
 Zechcesz się uprzejmie obudzić i powiedzieć tej
dziewczynie, żeby przestała dzwonić.
Przewrócił się na plecy i zamrugał, skupiając spojrzenie
Sandra Brown 119
na swojej siostrze. Stała obok łóżka, patrzyła na niego
gniewnie, a jej dobry humor był tak wątły jak paski bikini.
 Jakiej dziewczynie?  zapytał z nadzieją, sięgając po
słuchawkę.
 Susan Young.
Gdyby telefon zmienił się nagle w kobrę gotową do
ataku, nie mógłby szybciej cofnąć ręki.
Sage z najwyższym poirytowaniem włożyła do gniazdka
wtyczkę, którą on wcześniej wyciągnął, podniosła słuchawkę i
nie trudząc się zasłonięciem mikrofonu powiedziała:
 Jest natrętna. Od dwóch dni dzwoni co godzinę.
Może zechcesz z nią porozmawiać, żebym mogła się
opalać w spokoju?
Wcisnęła mu aparat. Wziął go, ustawił na nagiej piersi,
burknął:
 Wredny bachor  i podniósł słuchawkę do ucha.
 Susan !  powiedział głosem, który na odległość
dwudziestu metrów mógłby rozpuścić masło.  Jak się czujesz?
Dzięki, że zadzwoniłaś. Właśnie o tobie myślałem.
Sage wsunęła palec w otwarte usta, udając, że zbiera się
jej na mdłości. Usiadła na brzegu materaca, bez skrępowania
podsłuchując rozmowę brata.
Był, delikatnie mówiąc, w drażliwym nastroju, ale nie
zwróciła uwagi na grozne zmarszczenie brwi.
 Co słychać?  powiedział do mikrofonu.
Słuchał przez chwilę, po czym przerwał potok słów
Susan.
 Wiem, że mnie nie było i że nie dzwoniłem. Chciałem
cię uchronić przed tym bagnem.
 Jeśli w to uwierzy, jest nie przebiegła, ale zwyczajnie
głupia.
Lucky rzucił siostrze grozne spojrzenie.
 Dopóki wszystko się nie wyjaśni, chyba nie
Buntownik 120
powinniśmy się widywać. Nie chcę cię w to mieszać.
Tak, pamiętam, co obiecałaś im powiedzieć, ale... 
Słuchał jeszcze przez chwilę.  Susan, nie mogę na to pozwolić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •