[ Pobierz całość w formacie PDF ]

myślami jesteś gdzieś daleko. Mogę nawet zaryzykować i zgadnąć, gdzie!
- Przepraszam, Tim, nie rozumiem... Roześmiał się ciepło.
- Chciałbym sądzić, że zwalił cię z nóg mój wdzięk, ale po co miałbym
się oszukiwać. Niemniej udzielę ci dobrej rady: tracisz czas. Uwierz mi.
Zaśmiała się zmieszana.
- Chyba powinniśmy zacząć tę rozmowę od początku.
Tim zapalił w samochodzie światło i uważnie przyjrzał się Nicoli.
- Czy wiesz, ile razy w naszej rozmowie wypłynęło imię Hunta?
Zaczerwieniła się; męczył ją jego badawczy wzrok.
- Chyba coś ci się wydaje, Tim.
- Chciałbym, żeby tak było. Prawdę mówiąc, moja matka mi powiedziała,
co w trawie piszczy. - Wzruszył z rezygnacją ramionami. - Miałem nadzieję, że
się myli, ale ona chyba nigdy się nie myli. A ty zrób dla siebie coś dobrego,
skarbie, i nie trać serca dla naszego poczciwego doktora. Możesz za to drogo
zapłacić. Odnoszę wrażenie, że Matthew wyrzekł się kobiet po tej swojej
przygodzie z narzeczoną. Jesteś za dobra, żeby miał ci złamać serce facet,
któremu nawet nie przyjdzie do głowy, co traci! - Pochylił się w jej stronę i po-
całował ją lekko w policzek. - Chętnie bym się z tobą znowu umówił.
Kiwnęła głową, zbyt poruszona jego słowami, by odpowiedzieć. Wysiadła
z samochodu i machała Timowi ręką, patrząc, jak odjeżdża, po czym wolno
ruszyła w stronę domu. Tim się myli; przecież nie ma mowy, żeby zakochała się
w Matthew. Aż taka szalona to ona nie jest!
Weszła do holu i skierowała się w stronę schodów, gdy zobaczyła światło
w salonie. Zajrzała do środka: Matthew leżał na kanapie z zamkniętymi oczami,
w tle grała cicho muzyka. Nicola uśmiechnęła się, uświadamiając sobie, że jest
to ta sama płyta, której słuchała owego wieczoru po wylewie Simona.
- 83 -
S
R
Odwróciła się, by wyjść, i w tej samej chwili usłyszała, jak zegar wybija
godzinę. Chyba wygodniej mu będzie w łóżku niż na tej kanapie, pomyślała i
podeszła do niego.
- Matthew! - szepnęła, potrząsając go za ramię. - Obudz się, dobrze?
Zamrugał powiekami i otworzył oczy.
- Nicola... - Wypowiedział jej imię lekko zaspanym głosem, lecz również
tak jakoś tęsknie, co sprawiło, że poruszyły się w niej wszystkie zmysły.
Zwilżyła wargi i zauważyła, że jego oczy zawisły na jej ustach; na moment
rozjaśnił je taki błysk, że jej serce skurczyło się z bolesnej rozkoszy.
Natychmiast opanowała się i cofnęła. Matthew usiadł; wcześniej zdjął
krawat i rozpiął guzik koszuli. Ujrzała kawałek jego opalonej skóry...
Wspomnienie owego wieczoru w ogrodzie wróciło do niej ze zdwojoną siłą.
- Która godzina? - spytał nieco ochrypłym głosem i rzucił jej zdumione
spojrzenie, gdy odskoczyła.
- Trochę... po północy.
- Zamknąłem po prostu oczy na kilka minut. - Przesunął ręką po karku i
jęknął. - Będę miał nauczkę! Od spania na tej cholernej kanapie zawsze boli
mnie szyja.
Cofnął ramiona, by usunąć ból, Nicola zaś po wyrazie jego twarzy
poznała, że na próżno. Odetchnęła głęboko i zastanowiła się, czy w ogóle może
mu coś takiego proponować... Nie chciała jednak, by cierpiał, toteż powiedziała:
- Usiądz prosto, zrobię ci masaż.
Wahał się tylko przez chwilę, po czym zastosował się do jej polecenia.
Nicola postawiła torebkę na stoliku do kawy i stanęła za oparciem kanapy.
- Pochyl się trochę... O tak, dobrze.
Zaczęła uciskać tył jego szyi, usiłując nie zwracać uwagi na ciepło i
zapach jego skóry.
- To cudowne uczucie - rzekł z wdzięcznością i przymknął powieki. -
Twoje ręce są warte fortunę.
- 84 -
S
R
Roześmiała się cicho, czerpiąc tyle samo przyjemności z tej prostej
czynności co on. Pochyliła się jeszcze bardziej, by rozmasować mięśnie ramion,
po czym nagle zastygła. Matthew odwrócił głowę i niespodziewanie otworzył
oczy. Ich twarze były tak blisko, że w jego zielonych tęczówkach dojrzała
złociste plamki, rozjaśnione płomieniem wewnętrznego ognia. Podniósł do góry
ręce i położył na jej dłoniach, przyciskając je mocno do ramion. Nie była w
stanie się poruszyć.
- Dosyć - powiedział.
- Dosyć? - spytała łagodnym szeptem, który ostro kontrastował z
szorstkim tonem Matthew. Jego twarz ściągnęła się jakby spazmem bólu, po
czym odepchnął jej ręce i gwałtownie wstał. Twarz miał teraz obojętną, oczy
chłodne. Nagle zadała sobie pytanie, czy te płomienie tylko sobie wyobraziła,
czy też istotnie tam były...
- Dziękuję, Nicolo. Bardzo mi to pomogło. Dobranoc.
Przymknęła oczy, gdy wychodził. Czuła, że jej ciało ogarnia drżenie. Ale
dlaczego? Przecież nic się nie stało. Już on o to zadbał!
Zgasiła światło i poszła na górę. W swoim pokoju stanęła przy oknie i
patrzyła na odległe, majaczące w ciemnościach wzgórza, powtarzając sobie w
duchu, że to dobrze; dobrze, że do niczego nie doszło.
Mogłaby przysiąc, że przez krótką chwilę głęboko jej pożądał, lecz była
to normalna reakcja zdrowego mężczyzny w sytuacji, jaka zaistniała. Z
łatwością oparł się pokusie i nie zszedł na manowce, bo jego serce należy do
innej kobiety.
Powinna się cieszyć, że tak się to wszystko skończyło, że nikomu nie stała
się krzywda. A jednak nie czuła teraz ulgi, lecz żal. Gdyby Matthew chciał się z
nią kochać, przystałaby na to bez wahania...
- 85 -
S
R
ROZDZIAA JEDENASTY
- Doktor Matthew może się trochę spóznić, bo go wezwano do pacjenta -
oznajmiła pani Dobson, wchodząc do jadalni. - Ależ proszę pani! - dodała,
patrząc z dezaprobatą na talerz Nicoli. - Pani je jak ptaszek!
- Nie jestem wcale głodna - odparła Nicola ze słabym uśmiechem.
- Hm... A przynajmniej dobrze się pani wczoraj bawiła? - Gospodyni
zaczęła zbierać naczynia. - Bardzo mnie zdziwiło, że Tim znowu przyjechał do
matki. Na ogół odwiedza ją co parę miesięcy.
Zignorowała znaczące spojrzenie gospodyni. Właściwie nie pamiętała już
spotkania z Timem. Po powrocie do domu miała znacznie więcej wrażeń...
- Dobrze, pani Dobson, dziękuję - powiedział i wstała z krzesła, ucinając
wszelkie rozmowy na temat wczorajszego wieczoru. - Idę do gabinetu.
Opuściła szybko jadalnię, marząc o tym, by wspomnienia dało się tak
łatwo zostawić za sobą jak miejsca. Większość dzisiejszej nocy przeleżała
bezsennie, myśląc nieustannie o tym, jak Matthew na nią patrzył, o pożądaniu,
jakie ujrzała w jego oczach, o pożądaniu, jakie ją trawiło...
Z westchnieniem otworzyła drzwi gabinetu. Tego, co się stało, nic już nie
zmieni. Matthew w końcu z niej zrezygnował i pora zabierać się do roboty.
Spojrzała na stos kart chorobowych.
Ostatnio była tak zajęta, że miała czas jedynie na robienie króciutkich
notatek, których uzupełnienie stale odkładała na pózniej. Trzeba to wszystko
nadrobić, pomyślała, bo już niedługo muszę zacząć szukać nowej pracy...
- Pani Dobson powiedziała mi, że tu jesteś - usłyszała głos Matthew. -
Muszę z tobą porozmawiać.
Miał taką minę, że gorączkowo zaczęła zastanawiać się, co takiego
zrobiła. Chyba on nie ma zamiaru odgrywać się na niej za wczorajszy wieczór?
Bo jeśli tak, to życie tutaj stanie się nieznośne.
- 86 -
S
R
- O czym? - spytała i ujrzała, jak jego oczy się zwężają. Przeszył ją
przenikliwym spojrzeniem, po czym podszedł do okna.
- Rano wezwano mnie na farmę Holcroftów. Zachorował jeden z
pracowników, ale nie o tym chcę mówić. Pózniej dopadł mnie Fred Holcroft. -
Odwrócił się od okna i utkwił w niej wzrok. - Co ci do diabła przyszło do
głowy, żeby namawiać Maggie na leczenie wiarą? Fred dostał furii i chyba go
rozumiem.
Był naprawdę zły, wyczuła jednak, że część jego irytacji wynika z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkla.opx.pl
  •